Budowa świątyni, którą rozpoczęto kilka lat wcześniej, właściwie dobiegała już końca, gdy w piątek, 8 maja 1868 roku około godziny 8.30 rano wieża północna pękła i runęła na ziemię. Taki finał można było przewidzieć, bowiem już wcześniej zauważono niewielkie pęknięcia, a w dzień poprzedzający katastrofę były one już tak wielkie, że majster budowy odwołał wszystkich robotników i zakazał zbliżania się do północnej wieży. Drugą z wież w porę zabezpieczono. Jego decyzje zapobiegły większym zniszczeniom i ofiarom w ludziach, ponieważ kilka godzin później z północnej wieży została jedynie sterta gruzu.
Tekst pochodzi z bezpłatnego dodatku historycznego do Gazety Wrocławskiej - kup papierowe wydanie, by przeczytać całość. Możesz też kupić Gazetę Wrocławską w pdf przez internet - kliknij. Cały tekst dostępny jest także dla abonentów Piano.
Gazety, nie tylko te lokalne, natychmiast umieściły na swoich stronach długie artykuły o katastrofie. Opisywano jej przebieg i podliczano straty: „wskutek zawalenia się wieży północnej stracono nie tylko znaczną sumę pieniędzy, może 40-50 000 talarów, lecz i uprzątnięcie rumowiska pochłonie jeszcze inne sumy”. Całe miasto huczało od pełnych domysłów plotek o przyczynach katastrofy. Każdy chciał na własne oczy zobaczyć miejsce zdarzenia: „gdy się rozeszła wieść o zawaleniu się wieży, pospieszyły liczne tłumy ciekawskich na miejsce nieszczęścia, które jednakże otoczone już było wielką liczbą urzędników policyjnych. W dalszym przebiegu dnia spieszyły tam nowe tłumy ludzi, a urzędnicy policyjni ledwo byli w stanie opędzić się od natrętów”.
Wydarzenie to wywoływało tak silne emocje, bowiem kościół pw. św. Michała Archanioła miał szczególne znaczenie dla wrocławskich katolików. Był pierwszą świątynią, jaka miała powstać w mieście od czasu wcielenia Śląska w granice państwa pruskiego. Nowe władze dążyły do zdecydowanego oddzielenia państwa od Kościoła, umniejszenia jego roli w życiu narodu i podporządkowania kościelnych instytucji władzy świeckiej. Niechętne też były budowie nowych świątyń. Biskup wrocławski Heinrich Förster długo zabiegał o pozwolenie na budowę nowego kościoła dla coraz liczniejszej grupy wiernych z Ołbina.
Postanowił wznieść nowy kościół parafialny na koszt kurii, co zapewniło mu swobodę w wyborze twórcy projektu. Zadanie zaprojektowania budowli powierzył swojemu zaufanemu architektowi Aleksisowi Langerowi. Choć był on już doświadczonym projektantem, ten kościół miał być ukoronowaniem jego kariery. Wspólnie z biskupem ustalili, że świątynia będzie okazałą, trójnawową bazyliką, widoczną z daleka i wzniesioną w stylu neogotyckim nawiązującym do wielkich średniowiecznych kościołów.
Współpraca biskupa i architekta układała się znakomicie do czasu katastrofy. Aleksis Langer był największym poszkodowanym w tym wydarzeniu. Przypisano mu całą winę, wskazując jako przyczynę złe zaprojektowanie przypór mających utrzymać wieżę. Musiał się tłumaczyć w sądzie, został odsunięty od dalszej pracy przy kościele i na wiele lat stracił intratne zlecenia od kurii.
Całą sytuację wykorzystały pruskie władze, które nie pozwoliły odbudować wieży w jej pierwotnym kształcie. Do dziś jest ona niższa niż wieża południowa i nakryta mniej okazałym, blaszanym dachem. Kościół przetrwał trudne lata 40. XX wieku i dziś, otoczony zielenią parku, jest jednym z symboli wrocławskiego Ołbina.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?