Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótki felieton o żartowaniu, czyli czy Biblię napisał Jezus, a na okładce jest Okrasa

Jacek Antczak
fot. Paweł Relikowski
Lotnisko im. Mikołaja Kopernika (taki gość, który wstrzymał słońce, czy tam ziemię). Jeden z pasażerów jakoś nie może przejść przez bramkę. Zdjął pasek, wyciągnął klucze z kieszeni, a tu wciąż coś dzwoni i dzwoni. "Niestety, musimy poprosić pana o zdjęcie butów". Pasażer jest zaskoczony: "Ale ja nie mam zdjęcia swoich butów".

To autentyczna historyjka, którą opowiedział mi świadek - kolega pracujący na lotnisku. Podobnie jak ta zasłyszana od wrocławskiej bibliotekarki, o studentce filologii polskiej (miejmy nadzieje, że nie uniwersytetu), która musiała przeczytać Biblię. Pewnie miała kolokwium, wiem coś o tym. I nie mogła jej znaleźć w bibliotecznym katalogu, chociaż szukała po... autorze. Przy literce "J" - od Jezus - nie było. Słabo, dziewczyna trochę nieogarnięta, powinna przecież szukać pod "C" lub "CeHa", od "nazwiska"... Chrystus. Bibliotekarka pomogła w poszukiwaniach najbardziej poczytnej książki na świecie, gorzej było w Empiku, gdy pewna dziennikarka zapytała, czy mają DVD z "Krótkim filmem o zabijaniu". "Oj, będzie kłopot, o zabijaniu mamy sporo, ale wszystkie co najmniej 90-minutowe". Reporterka pani nie zabiła, nie wybuchnęła nawet śmiechem, oniemiała.

Zresztą dziennikarze, nie wyłączając wyżej podpisanego, też nie lepsi. Jeden z nich (z naszej redakcji - donoszę, ale bez nazwiska) przyznał, że po skompletowaniu promocyjnych naklejek przy kasie Lidla zamierzał odebrać książkę z przepisami Okrasy i Pascala. Słyszał, że wydrukowali już milion, ale idą jak woda, więc zapytał kasjerki, które sprzedają się lepiej, te, gdzie okładce jest Okrasa, czy te z Pascalem. Pani kasjerka się obraziła, że sobie z niej robi żarty. A nasz reporter naprawdę nie wiedział, że książka jest jedna, tyle że jeden kucharz celebryta jest na przedniej okładce, a drugi, "dla kontry", zdobi tylną. Zaczerwienił się tylko i odebrał obie, pardon, oczywiście, że jedną.

Po kilku artykułach o ludziach, którzy notują zabawne sytuacje i dialogi z klientami księgarni, apteki i hostelu, niektórzy Czytelnicy zarzucili mi, że zmyślam. Bo to niemożliwe, iż zdarzają się klienci, którzy proszą o książkę pt. "Szekspir" autorstwa Hamleta albo tabletki o nazwie "Gratis 50 procent". I że to kpiny z ludzi.

Te wątpliwości wynikają z kilku cech charakteru, których wielu z nas brakuje. Nie tyle empatii, choć i z tym bywa różnie, co dystansu i poczucia humoru. A przecież, jak mawiał Alfred Hitchcock, absurdalność da się wyrazić tylko za pomocą humoru. Niestety, często jest tak, że nie tylko nie potrafimy śmiać się z siebie, ale każde odnotowanie każdej zabawnej sytuacji wydaje się nam atakiem na godność drugiej osoby. Przepraszam, ale klient, który dzwoni do księgarni, żeby sprawdzono, czy w hipermarkecie naprzeciwko są doniczki w promocji, nie jest godzien... naśladowania. A pacjent, który prosi farmaceutę o małe niebieskie tabletki, z tym "że niebieskie to jest opakowanie, a małe pudełko", wręcz powinien przejść do anegdoty. Gdyby się tak nie stało, byłoby to wielka stratą dla świata. Nie można się obrażać o to, że bywamy roztargnieni, nieogarnięci, zabawni, a czasem nawet, niestety, bezczelni i nie grzeszymy nadmiarem wiedzy czy inteligencji. No trudno, to nie jest karalne, poza tym, że ktoś za naszą sprawą poprawi sobie nastrój, opowiadając o nas anegdotki czy czytając w gazecie. I tak najważniejsze, żeby sprawdzili, czy są te doniczki z promocji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska