Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrzeb żuru i wieszanie Judasza, czyli dawne wielkanocne zwyczaje

Anna Gabińska
Jajka artystycznie zdobione Anny Rudnickiej: ażurowe i malowane
Jajka artystycznie zdobione Anny Rudnickiej: ażurowe i malowane Janusz Wójtowicz
Dlaczego chrześcijanom zmartwychwstały Chrystus kojarzy się z pisklęciem wychodzącym ze skorupy, jak wieszano Judasza i dlaczego Kościół zakazywał procesji konnych.

Jedzie Jezus, jedzie, weźmie żur i śledzie/ Kiełbasę zostawi i pobłogosławi - taką przyśpiewkę ludową śpiewano kiedyś w Niedzielę Wielkanocną podczas procesji, gdy figurę Jezusa Chrystusa wiózł na ośle ksiądz proboszcz, a święta kojarzono z prawdziwą wyżerką po 40 dniach Wielkiego Postu, opartego na znienawidzonym przez ten czas żurze i śledziu (a w domach magnackich - również bobrze). Prawdziwą, czyli taką, gdy człowiek jadł (najróżniejsze mięsa, w tym chętnie kiełbasy i szynki), pił (domowej produkcji alkohole) i popuszczał pasa. Czyli nie przeliczał kalorii na centymetry, być może też dlatego, że większość w liczeniu ogólnie dobra nie była.

Święcona święconka - prawie tylko u Polaków, choć na całym świecie

Żeby rozpocząć świętowanie w Niedzielę Wielkanocną, trzeba najpierw poświęcić pokarmy, zanosząc je do kościoła w Wielką Sobotę. Teraz w Europie (i na całym świecie, gdzie mieszka Polonia) to tradycja właściwie tylko polska, choć i u nas wierni przynoszą pokarmy w symbolicznych ilościach, a nie jak drzewiej bywało - w wielkich wyplatanych koszach.

Zobacz też: Koszyki nie były potrzebne bogatym, biedni święcili pokarm z chustce

- Święcone to pradawny, wielowiekowy zwyczaj - mówi o. prof. Franciszek Rosiński, franciszkanin etnolog z parafii pw. św. Antoniego przy al. Kasprowicza we Wrocławiu. - Jego ślady sięgają do sakramentarzy ormiańskich (ksiąg liturgicznych przed wprowadzeniem mszałów; Ormianie przyjęli najwcześniej chrzest na świecie - w 301 roku, oczywiście po Chrystusie - przyp. red.).

Potem ten zwyczaj przeniósł się do Europy Zachodniej. Dlatego nie święcono już baranka z masła lub pieczywa, ale także mięsiwo. Przeważała smaczna wieprzowina w postaci szynek i kiełbas. W Polsce zanoszono pod krzyż przydrożny na skrzyżowaniu we wsi w wielkich koszach właściwie całe jedzenie, które miało trafić na stoły w niedzielę. W bogatych domach było tego naturalnie tak dużo, że ksiądz szedł święcić pokarmy na miejsce. W Polsce bowiem był taki zwyczaj, że w pierwsze święto, czyli w pierwszy dzień Wielkanocy, nie robiono dużego ognia, tylko najwyżej podgrzewano jedzenie.

Czytaj: Proces Jezusa byłby bardzo ciężki - mówi adwokat (ROZMOWA)
We współczesnym koszyku ze święconym nie powinno zabraknąć baranka z masła lub pieczywa, lukrowanego lub całego z cukru czy czekolady - jako symbolu śmierci Jezusa na krzyżu dla odkupienia ludzkości, porównywanej do złożenia jako ofiary baranka dla Boga w Starym Testamencie. Powinien znaleźć się bukszpan i inne rośliny, które charakteryzują nastanie wiosny: gałązki wierzby z baziami, tulipany. Nie może nie być tam jaj wielkanocnych, ugotowanych na twardo, najlepiej jak najpiękniej pomalowanych.

Czytaj dalej na następnej stronie (KLIKNIJ)

Hałunki, byczki, malowanki, drapanki, kroszonki, nalepianki

Od początku aż do XXI wieku pisaniem, czyli malowaniem pisanek zajmowały się tylko i wyłącznie kobiety. Żeby pisanki się udały, do izby, w której pracowały, nie mógł wejść żaden mężczyzna. Jeśli jednak tam wtargnął, odczyniały uroki, rzucając za siebie odrobinę soli. Posypywały nią również jajko i przybory do pisania, szepcząc magiczną formułę: sól tobie w oczach, kamień w zębach, jak ziemia woskowi nie szkodzi, tak niech twoje oczy niech nie szkodzą pisankom. Robienie pisanek kobiety kończyły w Wielki Czwartek.

Najprostszą metodą było zabarwienie jajek na jednolity kolor, najchętniej czerwony, otrzymywany z gotowania jaj razem z łupinami cebuli lub buraka. W wielu regionach Polski pisanki tak ubarwione zwane były hałunkami, byczkami, malowankami. Do końca XIX wieku używano barwników pochodzenia naturalnego. Łupiny cebuli dawały kolor od ceglanego po ciemnobrązowy. Kolor zielony otrzymywano z młodych pędów żyta ozimego, widłaka, liści pokrzywy, suszonych kwiatów fiołka i jemioły. Barwnik czarny pochodził z kory olchowej lub dębowej z dodatkiem tzw. zendry kowalskiej, czyli opiłków żelaza. Na fioletowo barwił wywar z płatków ciemnej malwy. Najjaśniejszy kolor - jasnożółty - uzyskiwano z kory młodej, niedojrzałej jabłoni lub ususzonych kwiatów jaskrów polnych. Czerwony dawał burak i larwy pluskwiaka, zwanego czerwcem. - Obecnie współcześni twórcy używają specjalnych chemicznych farbek do jajek, farb akrylowych, lakierów - mówi Dorota Jasnowska z Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu.

Kiedyś nie każde ozdobione jajko miało nazwę pisanki. Wszystko zależało od techniki dekorowania. Zygmunt Gloger, historyk, etnolog i folklorysta, w 1900 roku w Encyklopedii Staropolskiej pod hasłem "pisanka" tłumaczył, jak powstaje: farbują jaja, a potem rysują jajko rozpuszczonym woskiem, aby farba miejsc powoskowanych nie pokryła. Rysowanie zowią "pisaniem", stąd nazwa "pisanki". Nazwę dla tej techniki - batik - zapożyczono w XX wieku od indonezyjskiego sposobu barwienia tkanin woskiem. - Jest to najstarsza i najbardziej rozpowszechniona technika, znana w wielu regionach Polski i Europy. Polega na nanoszeniu na skorupce jajka dowolnych ornamentów, np. szpilką zamoczoną w rozpuszczonym wosku pszczelim, a następnie zanurzeniu tak przygotowanego jajka w barwniku - opowiada Dorota Jasnowska. Charakterystyczny biały wzór na zabarwionym tle uzyskiwano po wyjęciu jajka z roztworu farby i usunięciu wosku. Powtarzając tę operację kilkukrotnie, nakładając wosk na coraz to inne miejsca i zmieniając kolor barwników w odpowiedniej kolejności otrzymywano wielobarwną pisankę. Do mistrzostwa w takim zdobieniu doszły kobiety huculskie. Dominującym motywem zdobniczym były ornamenty geometryczne i roślinne, wachlarzykowato lub promieniście ułożone kreski, gwiazdy, rozety. Do dziś z takich pisanek słyną

Czytaj dalej na następnej stronie (KLIKNIJ)

Lubelszczyzna i Polesie, okolice Radomia i Opoczna.

Drugą metodą jest technika rytownicza, polegająca na wyskrobywaniu wzorów ostrym narzędziem: brzytwą, igłą, żyletką na wcześniej zabarwionym na jednolity kolor tle. W ten sposób powstają kroszonki. Metoda ta wymaga ogromnej precyzji. Jej rozpowszechnienie datuje się na ostatnie lata XIX wieku. Jest popularna do dziś na Opolszczyźnie.

Aplikacyjna - to trzecia metoda, znana dobrze na Kurpiach. Oklejanki to wydmuszki, pokryte miękkim białym rdzeniem rośliny zwanej sitowiem jeziornym, a także jaskrawymi nitkami wełnianymi. W okolicach Łowicza na jajka nalepiane są miniatu-rowe wycinanki z motywem koguta lub kwiatów.

Najstarsze zdobione (techniką batikową) skorupki jaj w Polsce znaleziono w Opolu, pod węgłami średniowiecznych domostw i w okolicach Wrocławia. W czasach przedchrześcijańskich zdobienie jaj miało podnieść ich siły magiczne przeciwdziałania złym duchom. Ich łamliwa, ale niezniszczalna skorupka symbolizowała nieśmiertelność. Chrześcijaństwo przyjęło jajko do swojej symboliki, widząc w wykluwającym się z niego pisklęciu zwyciężającego śmierć Chrystusa, wychodzącego z gro-bowca.
Dziady śmigusowe i pucheroki

Żebrzący pod kościołami, tzw. dziady kościelne, mieli w Wielką Sobotę swoje święto. Zwyczaj ten został nazwany dziadami śmigusowymi. Z koszy ze święconką bogatsi bliźni wyjmowali dla nich smakowite kąski. W Krakowie świąteczne rarytasy były staczane z Wawelu i Kopca Kraka (od XVII do końca XIX wieku, kiedy władze austriackie zakazały tego zwyczaju jałmużny, zwanego Rękawką). Dochodziło wtedy jednak często do nieobyczajnych scen walk o rarytasy między biedakami, żakami i dziećmi.

Krakowscy studenci, nierzadko pochodzący z niezamożnych rodzin, ale za to kreatywni, z dużym poczuciem własnej wartości (Wojciech Bogusławski w "Cudzie mniemanym" ujął to najlepiej: "Student biedny, ale pan") wpadli z czasem na lepszy pomysł. Chodzili po domach w Niedzielę Palmową, śpiewali pobożne pieśni o Zmartwychwstaniu Pana, wygłaszali oracje i prosili, by im coś dobrego z okazji świąt dać. Pueri, czyli chłopców (puer z łaciny to chłopiec) przerobiono na swojsko brzmiące pucheroki.

Czytaj dalej na następnej stronie (KLIKNIJ)

Zwyczaj ten został zakazany w Krakowie pod koniec XVIII wieku. Przejęli go chłopcy z podkrakowskich wsi. Do dziś żywy jest w Bibicach, Zielonkach, Trojanowicach i w Tomaszowicach. Tam przebierają się w kożuchy do góry włosem, czapki z kolorowej bibuły i z buziami wysmarowanymi sadzą śpiewają:

Ja żaczek maluty,
Pogubiłem paputy.
Walatka z dopingiem perliczym

To rodzaj zabawy jajkami wielkanocnymi. Zwana też była staczanką. Do dziś ten zwyczaj się nie uchował nigdzie. Z pewnej pochyłości spuszczano ugotowane jajko, które uderzało w te, które leżały na dole. Zawodnik, którego jajko się nie rozbiło otrzymywał te, które z tej próby nie wyszły pęknięte. - Co sprytniejsi radzili sobie w ten sposób, że grali jajami perliczymi, o nieco twardszych skorupach niż kurze - opowiada o. prof. Rosiński.

Śmigus-dyngus

Pierwszy dzień świąt był świętem rodzinnym. Nie wychodziło się z domu. Drugiego, czyli w lany poniedziałek - składało się wizyty dalszej rodzinie. Wtedy też był czas śmigusa-dyngusa - polewania dziewczyn wodą - zwyczaju wielowiekowego, sięgającego korzeniami do czasów przedchrześcijańskich. Chodziło o to, by zapewnić płodność, urodzaj, by deszcz spadł na pola i łąki i było pod dostatkiem paszy.

Najchętniej takie życzenia chłopcy składali najpiękniejszym dziewczynom, które chętnie uczyniliby matkami swych dzieci i gospodyniami w obejściu. Martwili się ojcowie tych, które pozostawały w tym dniu suche, bo ich szanse na zamążpójście pozostawały niewielkie. Zabawa przybierała takie rozmiary, że w źródłach kościelnych już z XV-XVI wieku można przeczytać, że należałoby zakazać tej tradycji. Polanie z samego rana przy studni cieszyło nawet same zainteresowane, ale bycie chlustaną przez cały dzień odbierało humor najbardziej radosnej dziewczynie. Można się było jednak wykupić od polewania... pisanką (dziewczyna mogła podarować ją jednemu, wybranemu chłopcu, wskazując w ten sposób, którego darzy największą sympatią, reszcie dawała słodycze).

Tradycja jednak była nadużywana, bo młodzież często napastowała mieszkańców wsi i próbowała naciągać na jajka, podarunki i datki.

Śmigus i dyngus były kiedyś odrębnymi zwyczajami, które z czasem zlały się w jedno. Nazwy ponoć wywodzą się z niemieckiego. Badacze w nazwie "śmigus" dopatrują się szmekowania - czyli zawierania kontraktu między panem i służbą na nowy okres prac polowych wraz z nadejściem wiosny. Dyngusowanie zaś było wykupywaniem się od polewania wodą.

Procesje wielkanocne konne

Jedną z form uproszenia o pomyślność i urodzaj były wielkanocne procesje konne. Za czasów Karola Wielkiego był pomysł, by nie brać udziału w takiej procesji konno, lecz - ponieważ Chrystus skromnie wjeżdżał do Jerozolimy - pieszo. Czasem młodzież męska udawała się na koniach od wsi do wsi, korzystając po drodze z piwa, a kończąc dzień w karczmie na wielkiej pijatyce. Niektóre władze, rządy i miasta próbowały więc zakazać tego rodzaju procesji. Ale uchowała się ona w wielu miejscach.
Na Łużycach procesje konne, które gromadzą nawet do dwóch tysięcy jeźdźców, mają charakter wyznaniowy. Biorą w nich udział katolicy, sami mężczyźni, ubrani elegancko, we frakach, cylindrach, wożąc chorągwie kościelne i figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Śpiewają w języku serbołużyckim, pozdrawiając się zdaniem "Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał". Teraz biorą udział w takiej procesji też protestanci. Za czasów NRD przyjeżdżali na Łużyce uczestnicy nawet z Paryża. Wypożyczano konie ze stadnin. Również one musiały wyglądać elegancko: miały wypastowane kopyta, natapirowane grzywy, a na ogonie zawiązywano im kokardę, pięknie haftowaną.

Wielkanocne procesje konne sięgały aż po Łańcut. Jeszcze w XIX wieku były stosunkowo powszechne, nawet we Wrocławiu i Kłodzku. Obecnie można je zobaczyć w Polsce - z racji wyparcia koni z gospodarstw przez maszyny rolnicze - tylko w kilku miejscach: w Bieńkowicach i Pietrowicach pod Raciborzem, Sternalicach na Opolszczyźnie i w Gliwicach-Ostropie. Tam po procesji są też rozgrywane widowiskowe wyścigi konne. Tutaj, w przeciwieństwie do Łużyc, w procesji mogą brać udział kobiety, a nawet dzieci. Na ogół obowiązują stroje jeździeckie. Panie występują więc w toczkach na głowach, co jest o tyle ważne, że kiedyś jeździły z rozpuszczonymi włosami. Na koniec gonitwy przypominały wielu swym wyglądem... czarownice.

Czytaj dalej na następnej stronie (KLIKNIJ)

- Ale mamy też transformację tradycji procesji konnej w Kościeliskach na Opolszczyźnie. Tam mieszkańcy uczestniczą teraz w procesjach na traktorach - opowiada o. prof. Rosiński.

Pogrzeb żuru i śledzia, wieszanie Judasza i ssak znoszący jajka
40 dni Wielkiego Postu przeżywano prawie o chlebie i wodzie. A właściwie o żurze i śledziu. Żeby nie kusiło, gospodynie wyrzucały garnki i patelnie do przyrządzania mięsnych potraw na strych. Nic dziwnego, że gdy w końcu post się kończył, urządzano pogrzeb znienawidzonym żurowi i śledziowi.

Najmniej zorientowanemu w tym zwyczaju mieszkańcowi wioski przywiązywano sznurkiem do pleców gliniany garnek z żurem. Miał za zadanie obnieść go po wsi. Nie spodziewał się, że w pewnym momencie sąsiedzi zaczną uderzać garnek kijami tak mocno, że aż go rozbiją. Nosicielowi żuru ciekła znienawidzona przez wszystkich zupa po nogach, co oczywiście gapiów wprawiało w doskonały nastrój. A śledzie wieszano na drzewach, by je pożarły ptaki. Nikt w Wielkanoc nic postnego jeść już nie zamierzał.

Robiono też ze słomy i starych szmat kukłę Judasza, napychano mu kieszenie 30 "srebrnikami", czyli szklanymi skorupami naczyń. Zawieszonemu na słupie Judaszowi dźwięczały na wietrze. Po chwili zrzucano go z tego słupa lub wieży kościelnej (w Krakowie z wieży kościoła Mariackiego), bito i wleczono przez miejscowość, by utopić na końcu w stawie lub palono. Ze względu na brutalny charakter widowiska, Kościół zakazywał tej tradycji.

Do dziś w całej Polsce istnieje inny, o wiele przyjemniejszy zwyczaj przynoszenia czegoś słodkiego dzieciom przez Zajączka. Dzieci wiedzą, że pomagają mu w tym ich rodzice: na zachodzie Polski - rodzeni, na Wschodzie - często chrzestni, którym dziecko musi złożyć wizytę, jeśli chce dostać prezent - wałaczonno. - A na Śląsku w ogrodzie rodzice oglądają razem z dziećmi miejsca, w których Zajączek może podrzucić słodkie, często czekoladowe jajka. W poranek wielkanocny dzieci już same pędzą i odnajdują podrzucony prezent - opowiada o. prof. Rosiński.

- To piękna tradycja, choć dla cudzoziemców spoza naszego kręgu kulturowego dość trudna do pojęcia. Kiedyś spotkałem Japończyka, który chciał badać zwyczaje świąteczne w Polsce i zwątpił, bo nie mógł sobie wyobrazić, jak jakiś zając może siedzieć w ogrodzie na jajach, skoro jaj nie znosi - śmieje się etnolog.

Jak wylicza się Wielkanoc w Kościele katolickim?
Zawsze przypada w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni Księżyca. Niemiecki matematyk C.F. Gauss wyliczał datę na podstawie dwóch liczb A i B ze specjalnej tabeli i wykonywał 6 kroków. Ostatni brzmi: "Sumę reszt d + e dodajemy do daty 22 marca i otrzymujemy datę Wielkanocy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska