Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda zdarzają się nie tylko w religiach. W sporcie też

Rafał Musioł
W polskim sporcie istnieją dziwne  jednostki czasu, np. jedna Gołota czy jedna Wenta. Ta ostatnia wynosi  piętnaście sekund
W polskim sporcie istnieją dziwne jednostki czasu, np. jedna Gołota czy jedna Wenta. Ta ostatnia wynosi piętnaście sekund Janusz Wójtowicz
Są takie chwile, które przechodzą do historii. Wtedy rodzą się wielkie legendy. Dramatyczne zwroty akcji, wygrane Dawida z Goliatem... Czy jest coś piękniejszego?

11 lutego 1990 roku. Najniebezpieczniejszy człowiek świata wszedł do ringu, by znokautować kolejną ofiarę. Bukmacherzy na walkę w Tokio właściwie nie przyjmowali zakładów. Nieliczni, kusząc hazardzistów, ogłaszali, że w przypadku sensacji za każdego dolara postawionego na Jamesa "Bustera" Dougla-sa wypłacą 42. Ci, którzy zdecydowali się na taki krok dzień później byli już bogaci, ponieważ wielki Mike Tyson w dziesiątej rundzie został przez Douglasa znokautowany. Ten moment do dziś uważany jest za największą sensację w historii boksu i nikt właściwie zdaje się nie pamiętać, że nie powinno do tego dojść, bo w ósmej rundzie słabo walcząca "Bestia" zdołała rzucić rywala na deski, ale sędzia dał późniejszemu zwycięzcy drugie życie licząc go znacznie dłużej niż dziesięć sekund.

Właściwie każdy kibic ma swoją prywatną listę sportowych cudów wszech czasów. Ale w przypadku hokeja, tak jak w boksie, wątpliwości być nie powinno: najbardziej niewiarygodną opowieścią jest olimpijski mecz z 22 lutego 1980 roku.

Amatorzy kradną złoto tuż sprzed nosa gwiazd

Naszpikowana gwiazdami Sborna, która kolekcjonowała tytuły na kolejnych igrzyskach, przegrała wtedy w Lake Placid z uniwersytecką reprezentacją USA 3:4, a legendarny Wiktor Ticho-now, poirytowany oporem Amerykanów popełnił historyczny błąd ściągając z lodu najlepszego bramkarza Władymira Trie-tiaka i zastępując go Władimirem Myszkinem. Herb Brooks potrafił to perfekcyjnie wykorzystać nakłaniając podopiecznych do oddawania strzałów z każdej pozycji.

Warto też zaznaczyć, że tylko legendą jest określenie tego meczu jako finału olimpijskiego - kropkę nad i Amerykanie musieli jeszcze postawić w następnym spotkaniu.

Mistrzowie z plaży i słynny pajacyk rodem z Knurowa

Co prawda w opinii Anglików nic nie jest w stanie przebić 29 czerwca 1950 roku, gdy ich piłkarska reprezentacja przegrała na mundialu z amatorami z USA, ale dla reszty Starego Kontynentu wydarzenie to raczej nie znalazłoby się na top-liście, zwłaszcza, że Wyspiarze, poza jednym przypadkiem z 1966 roku, zdążyli już przyzwyczaić wszystkich do porażek. Za to mistrzostwa Europy 1992 to rzeczywiście historia wielkiego kalibru. Na niespełna dwa tygodnie przed rozpoczęciem turnieju w Szwecji w związku z wojną w Jugosławii reprezentacja tego kraju została z imprezy wycofana. Zastąpiła ją Dania.

- Przyleciałem właściwie prosto z plaży. To dość dziwne uczucie - śmiał się Peter Schmeichel przed pierwszym meczem.
Wypoczęty golkiper, mający w swoim drzewie genealogicznym ma polskie akcenty, okazał się jednym z bohaterów zespołu, który media ochrzciły "Duńskim dynamitem". Jego członkowie wrócili do domów ze złotymi medalami, a na świecie rozpoczęły się dyskusje o sensowności długich obozów przygotowawczych.
Bywa jednak i tak, że cuda trwają nieco krócej niż kilkanaście dni. 25 maja 2005 roku w finale Ligi Mistrzów spotkały się Liverpool i AC Milan. W 53 sekundzie było 0:1, w 39 minucie 0:2, a w 43 już 0:3. Druga połowa miała być formalnością.

Tymczasem w ciągu kwadransa po przerwie "The Reds" doprowadzili do remisu i dogrywki. Z kolei gdy do jej końca brakowały dwie minuty Jerzy Dudek, bo to on stał w bramce Liverpoolu, zaliczył dwie graniczące z geniuszem interwencje po strzałach Andrija Szewczenki. Chłopak z Knurowa nie zamierzał na tym poprzestać i w konkursie jedenastek - wykonując pamiętne pajacyki - obronił dwa strzały, w tym jeden ponownie w wykonaniu Ukraińca. Miał też wpływ na trzecie niecelne uderzenie Mila-nu. Z tym finałem konkurować może jedynie słynna bitwa Manchesteru United z Bayernem Monachium, w której Wyspiarze odwrócili losy spotkania w doliczonym czasie gry.

Trenując w szopie też można pokonać imperium

Ile liczy jedna Gołota? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko zależy od tego, czy mamy na myśli starcie Andrew z Lennoxem Lewisem (95 sekund) czy La-monem Brewsterem (52). Każdy wie jednak, ile trwa jedna Wenta.
27 stycznia 2009. Mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Piętnaście sekund przed końcem meczu z Norwegami był remis 30:30, który eliminował biało-czerwonych. Selekcjoner rywali, których wynik też nie urządzał, wziął czas. Wtedy Bogdan Wenta powiedział do swoich zawodników:- Trzeba przerwać im i będzie pusta brama! Tylko spokojnie, mamy bardzo dużo czasu.
Wszystko potoczyło się według tego scenariusza. Gdy na zegarze pozostawały trzy sekundy do końcowej syreny piłkę przejął Artur Siódmiak i z połowy boiska dokonał niemożliwego wrzucając ją do siatki rywali!

Czymże jest jednak 15 sekund wobec 0,003 sekundy dzięki którym Zbigniew Bródka 15 lutego 2014 zdobył złoty medal olimpijski w Soczi pokonując Holendra Koena Verweija. Ten przypadek to już klasyczny triumf sportowca "z szopy" nad galaktycznym imperium, jakie w panczenach stanowi Holandia.

I takie właśnie historie kochamy najbardziej...


*Eurowybory 2014: Sprawdź, kogo naprawdę popierasz [TEST WYBORCZY]
*Egzamin gimnazjalny 2014 ARKUSZE + KLUCZ ODPOWIEDZI
*Wielkanoc 2014: Tradycje i zwyczaje wielkanocne, które musisz znać
*Gala 50 wpływowych kobiet woj. śląskiego [ZOBACZ ZDJĘCIA Z GALI]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!