Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sport to tylko dodatek, panie Janowicz

Wojciech Koerber
Wojciech Koerbe, szef działu sport
Wojciech Koerbe, szef działu sport Janusz Wójtowicz
Janowicz. No więc z formą jego jest ostatnio jak z żoną porucznika Columbo. Wszyscy o niej słyszeli, nikt jej nie widział. A całą tę aferę sprokurował przypadkiem red. Artur St. Rolak, czyli były korespondent "Gazety Wrocławskiej", notabene, bardzo zgrabnie piszące pióro.

Prawda, jak zwykle, leży po środku, lecz skompromitował się pan Jerzy okrutnie, przyczyn pięciu kolejnych porażek szukając nie w sobie, lecz wszędzie naokoło. Jako sprawdzony sportowy profeta przewidywałem ten scenariusz tuż po jego pierwszym wyskoku, osiągnięciu finału na turnieju w Paryżu. Wtedy pismaki i telewizory ruszyły do akcji. Że biedny Jerzyk, że rodzice sklepy musieli sprzedawać, by na rozwój syna mieć. I że to skandal, w jakim państwie żyjemy? Ludzie! Gdyby rodzice tych sklepów nie mieli, toby ich nie sprzedawali. Pod mostem nie wylądowali. A niby kto miał łożyć setki tysięcy na odbijanie kilkulatka, bez gwarancji, że za chwilę mu się nie znudzi? Państwo?!

Pismakom nie mogę wybaczyć jednego - zerknijcie tylko w internet, co trzeci tytuł zawiera dziś słowo "kompromitacja". Tak łatwo szastamy dziś tym słówkiem. A przecież na tym właśnie piękno sportu polega - że można ulec teoretycznie słabszemu. To nie żadna kompromitacja. To zwykła porażka. Bo sport jest grą błędów. Chodzi o to, by tych błędów zrobić jak najmniej. Wyplenić ich zupełnie, niestety, się nie da.

Nurzanie Janowicza w błocku przewidziałem dawno temu, my bowiem zbyt szybko stawiamy pomniki, by później ze smakiem i dziką radością je burzyć. Bo wtedy smakuje najlepiej. Gdy bohater okazuje się patałachem. Gdy można udowodnić, że jemu też nie wyszło, że wcale nie jest lepszy od nas. Nie pojmuję jednak, jak można stawiać pomniki komuś, kto nie wygrał w życiu żadnego turnieju. Żadnego! Nie wygrał nic poza furą pieniędzy, łącznie jakieś 2 mln dolarów ze sporym okładem. To przypadłość dzisiejszych mediów, ścigających się ze sobą tak bardzo, że wypisujących głupoty. Spójrzcie, jak zaczęły postępować z innym swoim ulubieńcem, Piotrem Żyłą. Krótko trwało to zauroczenie. Dziś jest skoczkiem "skompromitowanym", choć nie mogę pojąć dlaczego.

Powtórzę po raz enty - tenis nie jest w Polsce sportem dla najlepszych. To sport dla najbogatszych. Pan Janowicz, gdy jeszcze o nim nie słyszeliście, dostał od PZT blisko pół miliona złotych. Ostatnio za każde spotkanie daviscupa kasuje 80 tys. zł. Za każde przegrane spotkanie. Jego koleżka, Michał Przysiężny - 30 patyków. Ten sam Przysiężny, który przed paru laty, po odpadnięciu w pierwszej rundzie wrocławskiego challengera KGHM, biadolił, że żaden sponsor nie chce mu wcisnąć w kieszeń stu tysięcy dolarów. Dlatego właśnie mamy prawo mieć oczekiwania, panie Janowicz. Fakty są bezsporne - tenisiści to obok piłkarzy najbardziej rozpieszczony gatunek sportowców.

A kim my jesteśmy, panie Jerzy? Pismaki regularnie pokonują dziś maratony, biegają na nartach, mają w kościach etapy wielkich kolarskich turów. By zrozumieć. Nie ma czasu na picie piwa ani stanie po krzakach. Nie te czasy, panie Jerzy. Harujemy bez dni wolnych, za kieszonkowe. I tylko z tym należy się zgodzić. Że wykształceni młodzi Polacy, pracujący za grosze i bez zdolności kredytowej, mają prawo być sfrustrowani. Ale nie wy, przebijacze, żyjący w innym świecie. Sport to nie sprawa życia i śmierci. To tylko dodatek do tego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sport to tylko dodatek, panie Janowicz - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska