Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk: 30 tysięcy złotych. To cena za dziecko

Redakcja
Maciej Dudzik
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej opracowało już projekt nowej ustawy adopcyjnej. Ma skrócić czas oczekiwania dziecka na nową rodzinę i rodziny na dziecko. Ale zdaniem pracowników takich ośrodków nowe prawo przyczyni się do handlu dziećmi dzięki tzw. adopcji ze wskazaniem.

W projekcie jest mowa o rozwiązaniu ośrodków adopcyjnych. Kojarzeniem dziecka z kandydatami na rodziców ma zająć się urząd marszałkowski. Na Dolnym Śląsku jest 10 ośrodków adopcyjnych. Największy znajduje się we Wrocławiu przy ul. Młodych Techników. Tam, od momentu decyzji o adopcji dziecka do pojawienia się go w nowym domu, może minąć nawet kilka lat.

- Sprawdzamy, czy małżeństwo nadaje się na rodziców dziecka, które już zostało skrzywdzone przez dorosłych - tłumaczy Anna Mucha, wicedyrektor ośrodka adopcyjnego przy ul. Młodych Techników. Potem para rozpoczyna szkolenie. W końcu staje przed specjalną komisją z ośrodka i zdaje egzamin kwalifikacyjny. Na każdym etapie rodzina może odpaść. Gdy przejdzie pomyślnie kwalifikację i pozna dziecko, to oczekiwanie na przeprowadzenie adopcji przez sąd trwa kolejny rok. Wtedy dziecko trafia do nowych rodziców.

- Szukamy rodziców dla dziecka, a nie dziecka dla rodziców. Nie wszyscy udźwigną ciężar dziecka doświadczonego przez los. My robimy wszystko, by nie doznało ono kolejnego rozczarowania - tłumaczy Katarzyna Zbąska, dyrektor ośrodka w Głogowie. Placówka należy do Ogólnopolskiej Koalicji Ośrodków Adopcyjno-Opiekuńczych, która wysłała protest ws. likwidacji ośrodków Rzecznikowi Praw Dziecka i komisji rodziny i polityki społecznej. Zdaniem koalicji zlikwidowanie ośrodków i wprowadzenie szkolenia zaowocuje rozkwitem handlu dziećmi. Rozczaruje też rodziny, które rozpoczęły adopcję, bo będą musiały ustawić się w kolejce w ośrodku od początku.

Bezdzietne małżeństwa wyszukują matki, które urodzą im dziecko. Wczoraj na stronie surogatki.pl znaleźliśmy ogłoszenie 19-latki ze Zgorzelca, że wynajmie brzuszek. - Mam już jedno dziecko, zdrową córeczkę, w czasie ciąży i porodu nie było żadnych komplikacji. Nie palę, jestem konkretną osobą. Chcę pomóc parze, która nie może mieć dzieci - pisze suro19gatka.

Ale takie małżeństwa szukają też po prostu kobiety w ciąży, która chce oddać dziecko. Z taką kandydatką, po ustaleniu ceny (30 tys. zł za dziewczynkę, 35 tys. zł za chłopca), para idzie do sądu, by przeprowadzić adopcję ze wskazaniem. Wystarczy, że matka nie chce podać biologicznego ojca, a nie będzie on musiał podpisywać zrzeczenia się władzy rodzicielskiej. Sąd wysyła kuratora do domu przyszłych rodziców, by sprawdzić warunki lokalowo-majątkowe i po półtora miesiąca para ma nowe dziecko.

- Jeśli dzieje się tak, bo rodzina kupuje dziecko od matki, to niedopuszczalne - zastrzega Tadeusz Szewioła, sędzia rodzinny z Wrocławia. Jego zdaniem sądy powinny zwrócić się z pytaniem do ośrodków, czy nie mają lepszych kandydatów. - Żaden tak teraz nie robi - zapewnia Katarzyna Zbąska.
Nowa ustawa miała wejść w życie od stycznia. Jest jednak jeszcze dopracowywana. Posłanka Iwona Guzowska, działająca w nadzwyczajnej komisji do rozpatrzenia poselskiego projektu ustawy o rodzinnej opiece zastępczej i rządowego projektu ustawy o wspieraniu rodziny, twierdzi, że pracownicy ośrodków niepotrzebnie się denerwują. - Dobrego prawa nie można tworzyć po łebkach. Nadal pracujemy nad dwoma projektami: rządowym i Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Dobra ustawa będzie gotowa w połowie przyszłego roku - twierdzi.

Jak rozwiązać problem adopcji? Zakazać tej ze wskazaniem? Zwiększyć liczbę pracowników w ośrodkach?
Anna Gabińska
Wsp. DA, PCZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska