Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrom generałów

Tomasz Targański
Inscenizacja Nocy listopadowej zrobiona przez studentów z Wrocławia
Inscenizacja Nocy listopadowej zrobiona przez studentów z Wrocławia Fot. Tomasz Hołod
W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. zginęli najlepsi polscy generałowie. Dlaczego legendy epoki napoleońskiej nie chciały się bić? - pisze Tomasz Targański

Wszyscy zginęli z polskich rąk. Sześciu najbardziej doświadczonych oficerów Królestwa Polskiego. Podczas całego powstania więcej generałów zostało zabitych przez Polaków niż Rosjan.

Powstanie nie było więc ogólnonarodowym zrywem, który wszyscy przyjęli z równym entuzjazmem. Cywile, zwykli warszawiacy, zamykali okiennice przed idącymi Nowym Światem podchorążymi nawołującymi do wypędzenia Rosjan z miasta.

Pamiętajmy także, że połowa armii Królestwa Polskiego opuściła Warszawę w nocy z 29 na 30 listopada i pozostała pod rozkazami Wielkiego Księcia Konstantego. Dopiero później na mocy porozumienia wrócili i poddali się oni pod rozkazy rządu powstańczego.

Autorem wypadków, które rozpoczęły insurekcję, był Piotr Wysocki ze szkoły podchorążych. Zawiązał on tajne stowarzyszenie, do którego należeli niżsi rangą oficerowie. Większość ze spiskowców nie miała jeszcze okazji powąchać prochu, ponieważ podczas wojen napoleońskich byli zbyt młodzi.

- Podchorążowie liczyli, że generałowie jako ludzie, którzy dowiedli swojego patriotyzmu na polach bitew, przyłączą się do nich. Generałowie traktowali zaś akcję swoich młodszych kolegów jako działanie sprzeczne z polską racją stanu. Ci ludzie, o wspaniałych życiorysach, uważali, że to, co się dzieje, jest niepoważną akcją niepoważnych ludzi - tłumaczy prof. Jerzy Maroń, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Pierwszą ofiarą spiskowców był generał Maurycy Hauke. Ten 55-letni oficer miał za sobą wojnę w obronie Konstytucji 3 Maja oraz insurekcję kościuszkowską. Brał udział w walkach, nie mając nawet 20 lat! Później jako oficer Legionów został ciężko ranny i odznaczył się podczas oblężenia Mantui. Z chwilą, gdy Napoleon w 1806 roku wkroczył do Poznania, Hauke z energią zaangażował się w tworzenie polskiego wojska. Walczył między innymi pod Tczewem i Gdańskiem, a w 1813 r. wsławił się świetną obroną Zamościa przed Rosjanami.

Późnym wieczorem 29 listopada alarm zastał gen. Haukego w jego własnym mieszkaniu w oficynach pałacu Komisji Rządowej Wojny. Pojechał w stronę Krakowskiego Przedmieścia. Spotkał tam kilkudziesięciu zrewoltowanych żołnierzy. Na ich pytanie: "Kto idzie?", w ogóle nie odpowiedział. Wtem pod pałacem namiestnikowskim, tuż obok kamiennych lwów, padła komenda: "Pal!". Kule dosięgły gen. Haukego. Podniósł się krzyk "Hurra"! Później na jego ciele znaleziono 19 ran od kul i bagnetów. Z jego munduru odcięto trzy orderowe gwiazdy rosyjskie i szlify generalskie, zostawiając order polski i francuski. Tak zginął dawny adiutant Jana Henryka Dąbrowskiego.

Czym zasłużył sobie na taką nienawiść? Być może zaważył tutaj proces Waleriana Łukasińskiego. Sądowi wojennemu przewodniczył właśnie Hauke i pozwolił na skazanie i publiczną degradację mjr. Łukasińskiego. Młodzi oficerowie nigdy mu tego nie zapomnieli.

Ludzie Wysockiego ruszyli w stronę miasta. Idąc jak burza, kładli trupem napotykanych oficerów i żołnierzy rosyjskich. Pod kościołem św. Aleksandra natknęli się na gen. Stanisława Potockiego, ulubieńca Warszawy, a w szczególności Wielkiego Księcia Konstantego. Cała stolica znała go jako "Stasia". Potocki starał się przemówić do podchorążych, mówiąc: "Dzieci! Co robicie? Uspokójcie się".
Potocki cieszył się dużym szacunkiem w armii, bowiem już jako niespełna 20-letni młokos brał udział w powstaniu kościuszkowskim. Był nawet adiutantem ks. Józefa Poniatowskiego. Później dał się porwać idei odbudowy Polski przez Napoleona. Wniósł swój wkład w pokonanie armii austriackiej w 1809 r. Po klęsce cesarza Francuzów, jak większość polskich żołnierzy złożył przysięgę na wierność carowi Aleksandrowi I i zamierzał jej dotrzymać.

Podczas feralnej nocy "Staś" zaczął więc objeżdżać polskie jednostki i nakłaniał je do powrotu do koszar. Na placu Bankowym rozwścieczony tłum ściągnął go z konia. Poturbowany generał zdołał się jednak wyrwać. Bez kapelusza i szlifów generalskich dojechał do wylotu ulic Senatorskiej i Bielańskiej. Nagle padły strzały. Potocki zgiął się i spadł z konia. Zanim skonał, wyrzekł tylko: "Byłem cnotliwym człowiekiem i dobrym Polakiem". Kula trafiła go w plecy.

Poza Haukem i Potockim tej nocy zginęli: gen. Józef Nowicki (przez przypadek, ponieważ pomylono go ze znienawidzonym rosyjskim gen. Lewickim), gen. Stanisław Trębicki (podczas ostrej sprzeczki z podchorążymi na ul. Bielańskiej; jego ciało leżało w rynsztoku do rana) oraz gen. Tomasz Siemiątkowski, znakomity oficer z czasów napoleońskich, odznaczony Virtuti Militari za bitwę pod Frydlądem.

Kolejną ofiarą podchorążych był gen. Ignacy Blumer. Ten mierzący 190 cm olbrzym zapisał piękną kartę podczas insurekcji kościuszkowskiej i wojen napoleońskich. Jako jeden z nielicznych ocalał z feralnej wyprawy na Haiti. Zginął na ul. Długiej, tuż przy Arsenale. Natknął się tam na 5 pułk piechoty. Żołnierze znali go jako wiernego wykonawcę rozkazów Wielkiego Księcia Konstantego. Padło kilka strzałów. 57-letni Blumer spadł z konia. Dostał trzy kule w pierś.

Młodzi powstańcy szukali przywódcy. Liczyli na zdymisjonowanego, otoczonego legendą bohatera, generała Józefa Chłopickiego. Uczestnik wojny z Rosją w 1792 roku, bił się wraz z Kościuszką pod Maciejowicami. Później zaciągnął się do Legionów Dąbrowskiego i przeszedł z nimi cały szlak bojowy. Podczas walk o Saragossę w Hiszpanii odznaczył się niemal szalonym bohaterstwem, prowadząc szturm na baterię artylerii. Za odwagę odznaczony Legią Honorową. Wziął udział w wojnie 1812 roku, walczył pod Borodino, został ciężko ranny.

Podczas nocy listopadowej Chłopicki był w Teatrze Rozmaitości. Podchorążowie Wysockiego dotarli do niego. Podali ubranemu w szlafrok gen. Chłopickiemu szpadę, mówiąc: "Generale, pomagaj nam, teraz czas!". W odpowiedzi usłyszeli: "Dajcie mi spokój, idę spać". I generał, przez nikogo nie niepokojony, spokojnie wyszedł z teatru. Po czym przepadł bez wieści na trzy dni. Parę tygodni później wziął jednak odpowiedzialność za narodowy zryw i stanął na czele powstańczego wojska. - Do podchorążych nie przyłączył się także gen. Józef Sowiński. Ten sam, którego Wojciech Kossak uwiecznił na obrazie, który jest dziś uważany za bohatera. Początkowo Sowiński również zwrócił się przeciw podchorążym - mówi prof. Jerzy Maroń.

Dlaczego dawni bohaterowie nie popierali młodszych kolegów? Legendy epoki napoleońskiej w 1830 roku byli już zmęczonymi starcami, którzy najlepsze lata swojego życia strawili na wojnach. Dobrze opłacani, przeżywali jesień swego życia w spokoju, strzegąc Królestwa Polskiego, które było jedynym świadectwem ich wysiłku.

Byli to ludzie, którzy pamiętali klęskę powstania kościuszkowskiego, trzeci rozbiór Rzeczypospolitej, koszmar kampanii 1812 roku i ewakuację z Księstwa Warszawskiego w 1813 r. Uważali więc powstanie i status Królestwa Polskiego za sukces, a podległość wobec Rosji za wybór najlepszy z najgorszych. Żaden z nich nie wierzył w sukces przyszłej wojny. Głęboko w pamięć wryła im się kampania 1812 roku, kiedy nawet wielki Napoleon nie był w stanie pokonać cara. Dlaczego im miałoby się udać? Rok 1812 był ich zbiorową traumą. Nabawili się kompleksu Rosji.

- Ustrój polityczny i status międzynarodowy Królestwa Polskiego traktowany był przez elitę wojskową jako niepodległość, ułomna co prawda, ale jednak niepodległość. Królestwo Polskie traktowali jako owoc i jedyny trwały efekt krwi przelanej podczas wojen napoleońskich. To było ich dziedzictwo, którego bronili przed zagładą - podkreśla prof. Maroń. TARG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska