Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Pyrek w ostatnim tańcu

Robert Migdał
TVN
Z Moniką Pyrek, wicemistrzynią świata w skoku o tyczce, która w niedzielę zatańczy w finale "Tańca z gwiazdami", rozmawia Robert Migdał

W domu, na półce, jest już przygotowane honorowe miejsce na Kryształową Kulę - trofeum za zwycięstwo w "Tańcu z gwiazdami"?
(śmiech). Gdzie tam, nie. Nawet o tym nie pomyślałam. Ale muszę Panu powiedzieć, że przypomniało mi się dzisiaj, że w domu jedną kryształową kulę już mam: dostałam w sierpniu na urodziny od przyjaciółki, która sama mi ją zrobiła.

Czyli, w razie przegranej...
...będzie ta moja kryształowa, urodzinowa kula na pocieszenie.

Tygodnie ciężkiej pracy, treningi dzień w dzień. "Taniec z gwiazdami" wymaga wiele wysiłku, jakichś poświęceń?
Wielkim poświęceniem, rewolucją w życiu, było to, że musiałam się przeprowadzić na cztery miesiące do Warszawy. Zaczynając tańczyć w programie, nie myślałam, że to będzie trwało aż tak długo. Myślałam sobie, że miesiąc, no, półtora, to maksymalny czas, jaki utrzymam się w "Tańcu...". A okazało się, że jestem czwarty miesiąc. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto decyduje się brać udział w tym programie, mógł robić coś poza treningami, ćwiczeniami układów, choreografii, kroków... To bardzo absorbujące. Taniec bardzo pochłania i wszystkie myśli są skupione na nim.

I jak Pani sobie teraz, po tych czterech miesiącach, myśli: warto było?
Jak najbardziej. Chociaż, gdybym miała być tyle tygodni na zgrupowaniu, to bym padła. A tutaj, może dlatego, że co tydzień jest inny taniec, że ludzie na mnie głosują, chcą mnie oglądać - to daje mi motywację, masę energii, żeby dalej walczyć, żeby coraz lepiej wypaść na parkiecie.

A co Pani dał "Taniec z gwiazdami"?
Przede wszystkim dał mi odpocząć od sportu. No i nigdy bym sama nie zrobiła sobie takiego treningu wydolnościowego, jaki mam w tańcu (śmiech). Chciałam zrobić coś innego. Tańcząc, chciałam zatęsknić za sportem, rozweselić się po kontuzji, nieudanym sezonie, po tym, że nie mogłam się zakwalifikować na mistrzostwa Europy. I udało się.

No i zobaczyła się Pani w nowym wydaniu, niekoniecznie w sportowym wdzianku...
No tak, tak bardzo kobieco: w pięknych kreacjach, makijażach, cudownych fryzurach. Może to kobieca próżność, ale taka zmiana wizerunku dodała mi wiary w siebie.

Co Panią dopingowało w "Tańcu z gwiazdami"? Żeby wytrwać z tygodnia na tydzień, tańcząc na oczach milionów telewidzów?
Ten program wyzwala tak wielkie emocje, że człowiek zatraca się. Dostawałam wielkiego kopa. Z programu na program sama siebie zaskakiwałam: bo jestem osobą, która się nie denerwuje, a gdy dwie minuty przed występem słyszę, że zaraz ja wychodzę na parkiet, to nogi mi się trzęsą, serce mocniej bije. Jestem zmobilizowana na 100 procent, bo przecież nie mam trzech prób, tak jak w skoku o tyczce, tylko jeden, jedyny występ, od którego wszystko zależy. I publiczność mnie mobilizuje: ta fala sympatii, ta wielka ilość SMS-ów. Jestem za każdym razem zaskoczona, że aż tyle osób głosuje na mnie, bo wcale nie czuję się i nie czułam faworytką tego programu. Mam nadzieję, że dzięki "Tańcowi z gwiazdami" zyskałam też nowych kibiców sportowych.
Przed wyjściem na parkiet stosuje Pani jakieś techniki walki ze stresem, takie przeniesione ze sportu?
Oczywiście. Koncentruję się podobnie jak przed zawodami: staram się skupić, myśleć pozytywnie, mówię do siebie, mobilizuję się: "Monia, dawaj".

Widać, że to pomaga. Cieszy się Pani, że ta niedziela, to już ta ostatnia niedziela... Że już koniec, że wreszcie Pani odpocznie.
Z jednej stronie tak, bo zatęskniłam za sportem. Z drugiej strony tańczyłam przez cztery miesiące, zżyłam się z ludźmi, z którymi pracowałam: tancerzami, choreografami, stylistami - więc szkoda mi będzie się z nimi nagle rozstać.

Mówi Pani, że zatęskniła za sportem, więc plotki o tym, że zrezygnuje Pani z lekkiej atletyki na rzecz tańca, są przesadzone.
Oczywiście, że nie zrezygnuję ze sportu. Dobrze wiem, że nie tańczę jak profesjonalna tancerka - coś tam potrafię, ale do perfekcji dużo mi brakuje. Żeby tańczyć dobrze, trzeba pracować latami.

Ale tańca Pani nie porzuci?
Na pewno nie. Taniec to wielka przygoda w moim życiu.

Wiele kobiet, które występowały w tym programie, mówiło, że zrzuciły sporo kilogramów przez te katorżnicze treningi.
A mnie ubyło pięć kilogramów, i - co najśmieszniejsze - cztery centymetry w obwodzie bicepsa mi spadły. Wracam więc na siłownię.

Czyli od poniedziałku zrzuca Pani buty na obcasie i wraca do treningów?
Jak najbardziej. Piątego grudnia jestem już na zgrupowaniu w Spale.

Teraz, po tej niedzieli, najważniejsze są dla Pani przygotowania do igrzysk olimpijskich w Londynie?
Tak, a po drodze będą jeszcze mistrzostwa świata w Korei, w przyszłym roku.

Jakie plany po Londynie?
Chcę zakończyć karierę sportową w 2012 roku, bo już nie będę najmłodszą zawodniczką, i chyba to będzie czas, by rozpocząć kolejną, inną przygodę w życiu - mam nadzieję, że nadal w sporcie, pracując w PKOL-u, w komisji zawodniczej Europejskiego Stowarzyszenia Lekkiej Atletyki. Teraz jednak najważniejszy jest mój udział w igrzyskach.

A w życiu prywatnym: taniec na własnym weselu?
(śmiech) Jak przyjdzie czas, to będzie i wesele.
W ostatnim odcinku "TzG" nie tańczyła Pani ze swoim dotychczasowym partnerem, bo trafił do szpitala. A jak będzie w finale?
Robert bardzo chce wystąpić, jednak wszystko będzie zależało od stanu jego zdrowia. On czuje, że to dla niego wielkie wyzwanie jako tancerza. Na razie pomysł jest taki, żeby wstawał ze szpitalnego łóżka na treningi: nie będzie jeszcze tańczył, będzie tylko patrzył. Może w sobotę spróbujemy razem zatańczyć. Zobaczymy, jak będzie.

Odejdźmy na chwilę od "Tańca...". Z tego, co wiem, lubi się Pani dzielić swoim sukcesem: angażuje się w zbieranie pieniędzy na chore dzieci, kilka lat temu spotkałem Panią w Przemkowie na Dolnym Śląsku, kiedy wspierała Pani biegi maratońskie dla dzieci organizowane przez Jerzego Górskiego, znanego triatlonisty.
To proste: jak mogę komuś pomóc, to staram się pomagać. Czy to potrzeba serca? Pewnie tak. Przecież nie jestem jedyna, która chce pomagać. Bardzo bym chciała w przyszłości stworzyć fundację wspierającą sportowców. Może to jest też spłacanie pewnego długu wdzięczności: mnie ktoś kiedyś pomógł, gdy wchodziłam do świata sportu, teraz przyszedł czas na to, bym ja pomagała innym. Dla mnie to naturalne, że chcę się dzielić tym, co mam, z innymi.

Bywa Pani w Przemkowie, ale nie tylko. Jest Pani częstym gościem w Polanicy-Zdroju.
No tak. Moja mama stamtąd pochodzi, w Polanicy mam swoje mieszkanie, ale przede wszystkim moja babcia nadal tam mieszka i często ją odwiedzam. Zresztą wszystkie wakacje w dzieciństwie spędzałam razem z bratem w Kotlinie Kłodzkiej: twierdza kłodzka, Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie, wszystkie góry i pagórki, Lądek-Zdrój, Duszniki, Kudowa... Jestem więc mocno związana z Dolnym Śląskiem.

Jeżeli w tę niedzielę Pani nie wygra, to...
...to świat się nie zawali (śmiech). Bo ja już się czuję wygrana: przecież doszłam do samego finału "Tańca z gwiazdami". To mój sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska