To w takim razie, w czym, jak premier uznał, może być Pan lepszy?
- To pytanie nie do mnie. Trudno mi to ocenić. Trzeba pamiętać o tym, że decyzja, żeby odwołać Aleksandra Marka Skorupę była skutkiem złożenia przez niego rezygnacji.
On twierdzi, że oddał się do dyspozycji premiera, choć o swoim odwołaniu dowiedział się od nas. Jacek Protasiewicz mówił też, że marszałek Rafał Jurkowlaniec sam zrezygnował, choć to Platforma cofnęła mu rekomendację.
- Nie brałem udziału w cofnięciu rekomendacji poparcia wojewodzie Skorupie. Nie znam powodów, które spowodowały, że został odwołany.
W czym nowy wojewoda jest więc najlepszy?
- Realizowałem się jako wiceburmistrz Dzierżoniowa. Mam analityczny umysł, umiem czytać prawo, doceniam rolę zespołu w rozwiązywaniu problemów. To powoduje, że mam zdolności organizacyjne i mam nadzieję, że sprawdzę się na stanowisku wojewody.
Niektórzy jednak twierdzą, że praca w spółdzielni i dzierżoniowskim urzędzie to zbyt małe doświadczenie, żeby piastować tak wysokie stanowisko.
- Rzadko się zdarza tak, że zostaje wojewodą osoba, która już wcześniej piastowała ten urząd. W karierze zawodowej każdego człowieka powinno być tak, że osiąga się coraz wyższe stopnie. Uważam, że moje doświadczenie jest wystarczające, żebym o ten szczebel kariery wspiął się w górę.
Nie czuje się Pan trochę pionkiem w grze Platformy Obywatelskiej? Nie myśli Pan, że został tylko i wyłącznie wojewodą, bo trzeba było wymienić Marka Skorupę, który popierał Grzegorza Schetynę?
- Musimy pamiętać, że choć propozycja wyszła od premiera, to ja ostatecznie musiałem podjąć decyzję.
Długo prosili "Tomek ratuj?"
- Nie. Spotkałem się z ministrem administracji i cyfryzacji Rafałem Trzaskowskim. Po kilkugodzinnej rozmowie nawet nie znałem jej efektów. Miałem pewne rozterki, bo jeżeli zostanę odwołany z funkcji wojewody, zostaję bez pracy. Mandat posła stanowił o bezpieczeństwie do czasu następnych wyborów. Premier na poniedziałkowym spotkaniu z wojewodami powiedział nowej czwórce, że będzie się nam bacznie przyglądał.
A Pan przygląda się sytuacji w Platformie Obywatelskiej, która jest coraz bardziej skłócona?
- Myślę, że wszystko to, co działo się przed wyborami w Karpaczu, czyli podczas kampanii wewnętrznej Schetyny i Protasiewicza, mieściło się w granicach zwykłej rywalizacji. Nieszczęściem było to, co wydarzyło się po wyborach, kiedy koledzy z ugrupowania ujawnili, że nagrywali rozmowy, często prowokując do mówienia rzeczy, które były potem wycinkowo ujawniane w mediach. To wszystko, co się dzieje teraz, jest tego pokłosiem. Prokuratura umorzyła sprawę. Komisja Etyki Poselskiej również nie widziała nic nieetycznego w tym postępowaniu. Sąd koleżeński ukarał polityków tylko karami nagan.
Czyli jednak ukarał
- Owszem, ale pewnie za to, że ich działanie zaszkodziło wizerunkowi partii, a nie dlatego, że dokonali korupcji politycznej. Pewnie gdyby mogli stanąć przed sądem koleżeńskim konkurencyjnych partii, zostaliby nagrodzeni.
Mówił Pan, że ujawnienie taśm było nieszczęściem dla partii, a nagrane propozycje już nie?
- Jak już wcześniej wspomniałem, prokuratura stwierdziła, że nie było to niezgodne z prawem.
Jest jeszcze według Pana szansa na zgodę?
- Funkcja wojewody zobowiązuje mnie do szerokiej współpracy, chociażby ze wszystkimi powiatami, których szefowie są przedstawicielami różnych opcji politycznych, więc mam nadzieję, że i w Platformie dojdziemy do porozumienia. Myś-lę, że im bliżej będzie wyborów, tym wspólna praca będzie łagodzić nastroje.
Trudno mówić o łagodzeniu nastrojów, kiedy Piotr Borys mówi, że czuje się jakby Jacek Protasiewicz powiedział do niego "raus", a Piotr Lech mówi o nim "platformiana Doda"...
- Uważam, że kiedy po decyzji Rady Regionu o wykreśleniu Borysa z listy kurz wreszcie opadnie, każdy skoncentruje się na kampanii wyborczej do europarlamentu.
WOJEWODA: ROZWIĄŻE PROBLEM ROMÓW Z KOCZOWISKA. JAK? - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Spotkał już się Pan, zgodnie z zapowiedziami, z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem w sprawie rozwiązania problemu Romów na wrocławskim koczowisku? Miasto uważa, że tym zadaniem powinien zająć się wojewoda.
- Nie chcę się przerzucać odpowiedzialnością. Nasze sekretariaty wkrótce uzgodnią termin spotkania.
Czy ma Pan już jakiś sposób,żeby rozwiązać ten problem?
- Chciałbym stworzyć zespół złożony z urzędników, inspekcji, straży, ale także ludzi Kościoła, opieki społecznej, środowisk oświatowych, który wspólnie zastanowi się, jak można wyjść z tej sytuacji. Wierzę, że dobre rozwiązanie dla wszystkich jest możliwe.
Takim dobrym rozwiązaniem może być eksmisja Romów?
- Procesu nie da się już zatrzymać, a o tym, czy to dobre rozwiązanie, zadecyduje sąd. Jeżeli sąd zadecyduje o eksmisji, to mam nadzieję, że Romowie z koczowiska wyprowadzą się dobrowolnie.
A jeżeli tak się nie stanie?
- Czuję, że ich opór wynika właśnie ze strachu przed administracją. Stąd ten zespół. Będziemy starali się te zachowania zmienić, pokazać ludzką twarz urzędników. Udowodnić, że szanujemy ich obyczaje i historię. Zrobimy wszystko, żeby doprowadzić do tego, żeby ich pobyt w kraju był legalny i żeby mieli szanse na nowo, według polskiej tradycji ułożyć sobie tutaj życie.
Odwiedzi Pan koczowisko?
- Nie rozważałem tego. Uważam, że to, że są w centrum zainteresowania, wyłącznie ich drażni. Ludzie, którzy pojawiają się tam tylko po to, żeby zobaczyć, jak oni żyją, tylko nasilają ich frustrację.
Będą zmiany personalne w urzędzie wojewódzkim?
- Nie zamierzam dokonywać rewolucji. Jeżeli ktoś straci pracę, to tylko z powodów merytorycznych.
Nowy wojewoda Tomasz Smolarz chce godzić działaczy Platformy i załatwić problem Romów z koczowiska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?