Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Językoznawcy: Hejter - to świetne alibi, a zbieranie lajków może być upokarzające!

Jacek Antczak
Do Michała Rusinka, pisarza i sekretarza Wisławy Szymborskiej, zadzwoniła kiedyś dziennikarka i zapytała "Czy rozmawiam z Michałem Rusinek?". "Proszę Pani, ale ja się deklinuję". "A to przepraszam, zadzwonię później". Taki przykład przytoczył profesor Jan Miodek, który wraz z profesor Katarzyną Kłosińską oraz profesorem Jerzym Bralczykiem przyznali szczerze podczas debaty językoznawczej w kinie Nowe Horyzonty, że także się deklinują.

Ta anegdota była inspiracją do rozważań trojga najsłynniejszych polskich językoznawców o tym, czy mamy możliwość i prawo ingerować w spontaniczny rozwój języka. Czy na przykład możemy zakazać odmiany własnego nazwiska - co się czasem zdarza.

To był tylko jeden z kilkunastu wątków pełnej anegdot i przykładów, dyskusji profesorów o współczesnej polszczyźnie. Gdyby relację z debaty, ktoś zamieścił na Facebooku z pewnością zebrała by sporo "lajków". Chociaż...

- Rodzime lajki, spolszczające angielskie "I like", nie bardzo mi się podobają. Ponieważ język polski ma tu przewagę nad angielskim. U nas nie "lubi się" wszystkiego od razu. Zanim coś naprawdę polubimy, najpierw nam się to podoba. Dopiero jak nam się kilka razy spodoba, zaczynamy tu lubić - tłumaczył profesor Bralczyk i żartował, że może w takiej sytuacji powinniśmy zamiast "lajków" wprowadzić "podobki". Profesorowie uznali, że zbieranie lajków niesie ze sobą pewne społeczne ryzyko. W internecie już się bowiem nie informuje o istotnych rzeczach, a nawet nie przekonuje do swoich racji, tylko... "zbiera lajki", czyli stara się przypodobać internautom. - A jeśli to, że ktoś lubi nasze zdjęcie w sieci, staje się jedynym kryterium potwierdzającym naszą wartość, jest to upokarzające - mówiła profesor Kłosińska, a profesor Bralczyk chyba dobił młodych ludzi informacją, że gdy Cezar skazywał kogoś na śmierć na arenie, to tak naprawdę używał gestu ręki z kciukiem uniesionym w górę, a nie jak się powszechnie uważa, w dół. Czyli Cezar lajkował.

Wprawdzie profesorowie chwalili wzbogacanie naszego języka spowodowane rozwojem nowoczesnych technologii i przyznawali, że wzrastająca frekwencja tych nowych słów w polszczyźnie sprawia, że wszyscy już klikamy, esemesujemy, czatujemy, mejlujemy a nawet coraz częściej, jak ostatnio wyczytał profesor Miodek w tekście o płaceniu podatków, "e-pitujemy". Ale i, niestety, hejtujemy...

Językoznawcy przypominali, że hejter, czyli autor pełnych języka nienawiści komentarzy w internecie, przyjął się w języku, bo to świetne alibi. Hejter nie przyznałby się, że jest nienawistnikiem i publicznie nie zadeklarowałby, że nienawidzi innych ludzi i zajmuje się ich obrażaniem, czy poniżaniem. Natomiast w internecie może sobie bezkarnie "pohejtować". To słowo, nie brzmi tak mocno jak "nienawiść" i jego warianty, stają się usprawiedliwieniem takich chamskich zachowań. - Mam nawet studenta, który pochwalił, się na zajęciach jest hejterem i zupełnie się tego nie wstydził - mówił prof. Bralczyk.

- Podobnie jest na przykład z angielskim "sorry". Nie ma ono tyle siły i ładunku emocji, co polskie "przepraszam". O wiele łatwiej powiedzieć "sorki", które nie do końca znaczy przepraszam - przyznawała Katarzyna Kłosińska. Przytoczyła też maila, który przyszedł do Rady Języka Polskiego od przyszłej mamy, z pytaniem o poprawność imienia, które wybrała dla dziecka. Mail rozpoczynał się od korporacyjnego "witam", z małej litery, a dalej brzmiał: "za miesiac urodze synka:):):) :):):) :):):) :):):), czy możliwe, żeby w PL dać mu na imię Kevin, bo w eng jest? pozdr."

- Trzeba było odpowiedzieć dwuznacznym polsko-angielskim "No!" - poradził rozbawiony Jerzy Bralczyk, który przy okazji rozwiał mit o tym, że popularne "spoko" pojawiło się niedawno. "Spoko" ma już bowiem sto lat. Używali go legioniści Piłsudskiego, co odnotował w pamiętnikach Sławoj.

Językoznawcy zdradzili trzystu wrocławianom, którzy przyszli na debatę do Nowych Horyzontów, jakich słów, które wyszły z użycia jest im najbardziej żal. Profesor Kłosińska stwierdziła, że do dziś chodzi "w dezabilu", profesor Miodek upomniał się o "atoli", a profesor Bralczyk wytypował "poniewczasie". Językoznawcy przypomnieli również, że Polacy uznali w ankiecie, że najpiękniejszym polskim słowem w 2013 roku, jest "źdźbło". - Zwłaszcza jeśli jest w oku bliźniego - skomentował profesor Bralczyk. Na żartobliwe pytanie jednego ze słuchaczy (mężczyzny), jak powinno brzmieć żeńska forma od słowa "człowiek", profesor Miodek odpowiedział, że słyszał, jak na ulicy, na widok seksownej dziewczyny, panowie zareagowali słowem "niezła człowieczyca".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Językoznawcy: Hejter - to świetne alibi, a zbieranie lajków może być upokarzające! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska