Tuca Gabor z koczowiska Romów przy ul. Kamieńskiego koło północy ze swoim dzieckiem pobiegła do szpitala. Lekarka, zanim spojrzała na niemowlę, miała zażądać od niej 120 złotych „za wizytę na ostrym dyżurze”. W szpitalu przy ul. Koszarowej Tuca Gabor szukała pomocy dla czteromiesięcznego syna Denisa Armaniego. Gorączkował, miał zaczerwienione oczy, męczył go katar.
– Bałam się o jego życie. Był rozpalony – mówi Tuca Gabor. - Lekarka nie chciała nawet spojrzeć na dziecko. Chciała, żebym zapłaciła za wizytę. Jednak w końcu wypisała receptę na leki.
Szpital twierdzi, że nie różnicuje pacjentów ze względu na ich narodowość. Wszystkich traktuje równo. – Dziecko zostało zbadane, o czym świadczy nawet wpis z wizyty – wyjaśnia Urszula Małecka, rzeczniczka szpitala przy ul. Koszarowej. – Nie było konieczności zatrzymywania dziecka w szpitalu.
Niemożliwe, by matka niemowlęcia już na wstępie otrzymała rachunek. Szpital rozlicza to w inny sposób: gdy chory ma PESEL i adres zamieszkania, a jest nieubezpieczony, przed wizytą spisuje oświadczenie. Następnie dział organizacyjny szpitala sprawdza, jakie wykonano badania. To trafia do szpitalnego działu finansowego, który wystawia fakturę, wysyłaną do pacjenta listownie.
– Cała ta procedura jest skuteczna tylko w przypadku osób mających te dane – mówi rzeczniczka. – Jeśli ich brakuje, nie wysyłamy rachunku, a szpital, wizytę zapisuje w stratach – dodaje Małecka. – Tak też było w przypadku Tuci Gabor.
W sprawie zasad leczenia rozmawiał z Romami i przedstawicielami szpitali Dariusz Tokarz, pełnomocnik wojewody dolnośląskiego ds. mniejszości narodowych i etnicznych. Romowie skarżyli się, że z niechęcią są traktowani we wrocławskich placówkach. – Dużo zależy od przyjmującego lekarza – mówi pełnomocnik. Otrzymał zapewnienie, że Romowie są i będą leczeni we wrocławskich szpitalach.
– Fundusz płaci za świadczenia zdrowotne obywateli polskich ubezpieczonych w Polsce oraz obywateli UE zamieszkałych w Polsce, którzy mają ubezpieczenie w swoim kraju i potwierdzili je w NFZ – wyjaśnia Joanna Mierzwińska z dolnośląskiego oddziału NFZ.
Część z Romów jest zapewne ubezpieczona w Rumunii. Czy wyjściem z sytuacji nie byłoby sprowadzenie przez nich dokumentów z ojczyzny? – Nie można tego zrobić mejlowo lub listownie – tłumaczy Dragoş Iulian Gheorghiu z ambasady Rumunii. – Trzeba stawić się osobiście w Rumunii lub mieć pełnomocnictwo notarialne – dodaje. Oferuje pomoc.
Leczenie w UE i Polsce
- Podstawą do leczenia w publicznej służbie zdrowia w Polsce jest ubezpieczenie.
- W przypadku wyjazdu za granicę najlepiej wyrobić sobie w NFZ kartę E-KUZ, potwierdzającą, że jesteśmy ubezpieczeni w Polsce. Jeśli ktoś jej nie ma, a będzie przebywał za granicą wszpitalu i dostanie rachunek za leczenie, po przyjeździe składa go z odpowiednim wnioskiem w Fudnuszu. NFZ zapłaci za jego leczenie.
- Zdarzają się przypadki, że zagraniczne placówki zwracają się z prośbą o wysłanie dokumentów potwierdzających ubezpieczenie podczas pobytu pacjenta w szpitali. Po potwierdzeniu ubezpieczenia, to nie pacjent płaci, lecz NFZ.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?