Polskie władze - prezydent i premier - apelują do Unii Europejskiej o przyjęcie roli mediatora w konflikcie gruzińsko-rosyjskim.
Trzeba jednak pamiętać, że jak długo w Europie będzie się blokowało ratyfikację traktatów (na przykład lizbońskiego) czy w szczególności powstanie ponadnarodowych sił zbrojnych, tak długo Unia Europejska nie będzie mogła odgrywać poważnej roli jako rozjemca w konfliktach toczących się w jej sąsiedztwie.
Kolejny konflikt zbrojny na Kaukazie (rosyjsko-gruziński) powinien uświadomić wszystkim polskim eurosceptykom z pałacu prezydenckiego i spod szyldu Prawa i Sprawiedliwości, że Polska w pojedynkę nigdy nie będzie miała możliwości aktywnej pomocy w rozwiązywaniu takich kryzysów.
Oczekiwanie, że Unia Europejska będzie bardziej skuteczna przy jednoczesnym hamowaniu procesów wzmacniających Wspólnotę przez niektórych przywódców opowiadających się za zachowaniem dominującej roli w zakresie polityki zagranicznej, jest przykładem niekonsekwencji. Niekonsekwencji, która wynika z braku wyczucia realiów geopolitycznych.
Unia Europejska bez wspólnej polityki zagranicznej i sił zbrojnych pozostanie bezsilna i skazana wyłącznie na apelowanie i proszenie o pokój, bez realnych instrumentów ich egzekwowania.
Konsekwencją tego będzie fakt, że w swoim bezpośrednim sąsiedztwie od południa i zachodu Rosja nie będzie miała równoważnej siły. Takiej, z którą będzie się musiała liczyć.
Przy czym oczekiwanie wyłącznie na reakcję Stanów Zjednoczonych może okazać się zawodne. Ponieważ amerykańskie interesy nie zawsze muszą pokrywać się z naszymi - polskimi i europejskimi.
A poza tym, musimy pamiętać, że zbliżające się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych mogą przynieść ograniczenie aktywności nowej amerykańskiej dyplomacji w kolejnym zapalnym miejscu naszego globu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?