- Kompletnie nie liczą się z człowiekiem. Chory ich w ogóle nie odchodzi. Ważne są przepisy i limity, a pacjent jest 100 kilometrów od nich - denerwuje się Piotr Ziemiński. I opowiada swoją historię.
- Skończyły mi się leki na serce i w poniedziałek chciałem dostać się do swojego lekarza, aby dostać receptę na kolejne - mówi. - Postanowiłem więc skorzystać z rejestracji internetowej, możliwej od godz. 6 rano. Ale już o godz. 6.01 nie było wolnych miejsc - opowiada.
Zadzwonił więc do rejestracji. - Cały czas było "zajęte". Dopiero po godz. 10 udało mi się połączyć. Chciałem się zapisać do jakiegokolwiek lekarza. Mówiłem, że chodzi o leki na serce. Ale zaproponowano mi termin na za tydzień - denerwuje się.
Nazajutrz wybra się więc do przychodni osobiście. Kolejka przed rejestracją stała już zanim została ona otwarta. - Kilkanaście osób już czekało. Przypomniały mi się czasy PRL i kolejki w mięsnym - mówi nasz czytelnik. Nie stał razem ze wszystkimi, ale postanowił przyjść po godz. 18. Wtedy teoretycznie przychodnia zmienia się w placówkę świadczącą opiekę nocną i zdrowotną. Przyjmują ci sami lekarze, więc liczył na możliwość przyjęcia go z przeziębieniem i przy okazji wypisania recepty na serce.
Ale wieczorem zobaczył na drzwiach wejściowych kartkę: "Decyzją dyrektora podczas nocnych i świątecznych dyżurów lekarz nie może wypisywać recepty na leki stałe". Wyszedł tylko z receptą na leki przeciw przeziębieniu. O te na serce obawiał się zapytać. - Poczułem się jakby ktoś mi powiedział "szach mat". Widać inni już przede mną wpadli na podobny pomysł - dodaje.
W końcu po czterech dniach, gdy przyszedł do przychodni i zobaczył pustą poczekalnię, udało mu się dostać do lekarki. - Gdy opowiedziałem jej swoją historię, była załamana. Wypisała mi receptę na leki na serce - mówi Piotr Ziemiński.
W Przychodni Kosmonautów przy ul. Horbaczewskiego przyznają, że podobna sytuacja nie powinna się zdarzyć. Zarzekają się, że pacjent zawsze dostanie receptę tego samego dnia. - Zdarza się, że jeśli pacjent chce dostać się do konkretnego lekarza, nie mamy możliwości zapisania go na ten sam dzień. Wtedy musi czekać - mówi Jolanta Prorok, dyrektor ds. pielęgniarstwa. - W przypadku gdy pacjentowi skończą się leki, a jest chory np. na nadciśnienie czy cukrzycę, jest w ten sam dzień przyjmowany, tylko przez innego lekarza. Zdarza się, że wizytę ma następnego dnia - dodaje.
Tyle, że w tym przypadku pacjentowi nie zależało na konkretnym lekarzu. Jak twierdzi, chciał po prostu dostać się do kogokolwiek, kto wystawi mu receptę. Może więc NFZ, który za opiekę nad pacjentami płaci, powinien skontrolować która ze stron mówi prawdę? Teoretycznie powinien. Ale nie ma zamiaru.
Jak mówi nam Joanna Mierzwińska z dolnośląskiego NFZ, w przeciągu ostatniego miesiąca fundusz nie otrzymał żadnych skarg od pacjentów, którzy nie zostali zarejestrowani na wizytę do lekarza. NFZ zakontraktował przyjęcia przychodni przy ul. Horbaczewskiego dla pięciu lekarzy rodzinnych. Limit deklaracji na każdego z nich jest zapełniony, co oznacza, że każdy ma pod opieką 2750 osób. Stąd mogą więc wynikać długie kolejki.
Czy NFZ podejmie działania w tej sprawie? Nie. Rzecznik Joanna Mierzwińska mówi, że osoba zainteresowana powinna sama zgłosić się do funduszu, by dokładnie opisać sytuację. Wówczas NFZ zwraca się z prośbą o weryfikację do placówki. Jeśli tłumaczenia okażą się niewystarczające, to zarządza wizytację. Kontrola jednak powinna być... zapowiedziana.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?