Nasz bohater przyjechał na Dolny Śląsk w 1964 roku z olsztyńskiego do szkoły. Został jednak tu już na stałe. Jak mówi - sportem interesował się od zawsze. Na mecze WKS-u chodził od kiedy tylko pojawił się we Wrocławiu. Nie zawsze miał pieniądze na bilet, więc stawał przed bramkami stadionu i pytał, czy ktoś ze starszych go nie wprowadzi. - Jeśli ktoś w tamtych czasach kupił bilet i program meczowy, to mógł dziecko wprowadzić za darmo. Czekało się zatem, aż ktoś cię złapie za szyję i przepchnie przez bramki - wspomina Pan Jerzy. - A gdy się chciało oglądać koszykarzy na ul. Saperów, to przez okna - śmieje się.
Z początkiem lat 70. kupował już karnety. Zakład pracy zwracał połowę kosztów, więc było łatwiej. Nie był to oczywiście żaden elektroniczny gadżet, jak dzisiaj, tylko rodzaj dokumentu, z którego wycinało się wejścia na kolejne mecze.
Pojawiły się też pierwsze wyjazdy. - Pierwszy mój mecz poza Wrocławiem to była podróż do Zabrza. Chętnych sporo, bo autokar podstawiała szkoła i trzeba było zapłacić tylko za bilet. Przeegzaminowano mnie zatem, czy znam piłkarzy, a że miałem to wszystko w jednym palcu, to poradziłem sobie z tym testem i pojechałem na Górny Śląsk - opowiada Pan Jerzy. Po spotkaniu napisał do Górnika z prośbą o autografy zawodników. Efekt jest taki, że w swojej kolekcji ma podpisy Włodzimierza Lubańskiego, Zygfryda Sołtysika, Stanisława Oślizły...
Potem pojawił się pierwszy samochód w życiu naszego pasjonata - syrena 105 lux. 120 km/h, wajcha zmiany biegów w podłodze - tym można było zadać szyku. - Na tamte czasy to było świetne auto, ale przede wszystkim mogłem samemu jeździć na mecze do innych miast - uśmiecha się Jerzy Kacprzak. Były zatem wizyty w Bytomiu na Szombierkach, w Łodzi na Widzewie, kilkanaście razy w Opolu.
- Nie bał się Pan tak sam, do obcych kibiców? - pytamy. - To były inne czasy. Samochód zostawiałem pod stadionem i szedłem na mecz. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Raz tylko - gdy cieszyłem się z gola dla Śląska na Widzewie - ktoś krzyknął, żebym się zamknął, ale ani mnie, ani syrenie na obcych numerach nigdy się nic nie stało - wyjaśnia kibic Śląska.
Przez te wszystkie lata pan Jerzy gromadził przeróżne sportowe pamiątki. - Nigdy niczego nie wyrzucam - uśmiecha się. W swojej kolekcji ma m.in. 2 tys. różnych - nie tylko sportowych - książek. - Ostatnio byłem we Lwowie i kupiłem osiem, a najstarsza jest z 1902 roku - opowiada. W jego zbiorach przeważają jednak rzeczy futbolowe. Które uważa za najcenniejsze?
- Mam książkę wydaną na 30-lecie Śląska, ale też publikację z okazji 50-lecia Legii Warszawa. Od kolegi z Monachium dostałem piękne, kolorowe zdjęcie Bayernu, na którym są m.in. Franz Beckenbauer i Karl-Heinz Rummenigge - wylicza. Jest też spory zbiór numerów tygodnika "Piłka Nożna" i "Sportowca", ale najwięcej jest rzeczy związane ze Śląskiem. Sporo biletów i programów meczowych, w tym te najcenniejsze - z europejskich pucharów: z meczów z Liverpoolem, Antwerpią, Napoli, Spartakiem Moskwa. - W tym ostatnim Tarasiewicz strzelił chyba z wolnego - usiłuje sobie przypomnieć pan Jerzy.
Swoją pasją zaraził syna i wnuka, którzy chodzą na mecze WKS-u. - Ja już nie tak często. Wszystko przez telewizję. Teraz jest bardzo dobra realizacja, więc kupuję sobie piwko i wygodnie siadam przed ekranem - śmieje się kolekcjoner. - Żona to akceptuje - dodaje.
Zapytaliśmy go też o nowego trenera. - Tadziu Pawłowski już był trenerem. Tu trzeba dużej charyzmy. - mówi. - Być może sobie poradzi, ale w Śląsku jest tak, jak w reprezentacji. Tam mamy jednego Lewandowskiego, a u nas Paixao i jak obrońcy ich wyłączą, to trudno coś zrobić. Większa siła była, jak jeszcze grali Sobota czy Ćwielong - analizuje.
W przyszłości swój zbiór Jerzy Kacprzak chciałby przekazać wnukowi, ale - i tutaj rzecz najważniejsza - w jednym przypadku mógłby zmienić zdanie: gdyby powstało muzeum Śląska Wrocław z prawdziwego zdarzenia. - Chodzi o to, żeby historią zainteresowali się młodzi ludzie - słusznie wykłada pan Jerzy.
W tym miejscu nasz apel do osób władnych - wyłóżcie trochę grosza i niech to muzeum wreszcie powstanie. Kilkaset tysięcy to na przykład dla nowych właścicieli Śląska pewnie wiele nie jest, a byłoby na dobry początek. Zwyczajnie żal chować przed światem takie skarby, jakie ma m.in. Jerzy Kacprzak.
Rodzina Śląska
Jeśli zatem jesteś fanem Śląska, przeżyłeś jakąś ciekawą historię z nim związaną, masz kolekcję pamiątek WKS-u lub zwyczajnie chcesz się pochwalić zdjęciem w zielonej koszulce - pisz lub dzwoń do nas. Na mejle czekamy pod adresem [email protected]. Dzwonić możecie pod nr 71 37 48 199. Wszystkie wiadomości przeczytamy, telefony wysłuchamy, a z najciekawszymi z kibiców umówimy się na spotkanie. "Rodzinę Śląska" znajdziecie także na Facebooku - www.facebook.com/ rodzinaslaskagw.
Każdy z fanów, który przyśle nam swoje zdjęcie, trafia do naszej kibicowskiej galerii www.gazetawroclawska.pl/sport/slaskwroclaw/rodzinaslaska/.
Tam także znajdziecie wszystkie teksty, jakie do tej pory pojawiły się w cyklu "Rodzina Śląska". Czekamy na Ciebie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?