Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przychodzi Chuck Norris do Miodka, a tam Stoch - czyli jak to jest być bohaterem żartów...

Jacek Antczak
Jak znani ludzie reagują na żarty z sobą w roli głównej? To zależy. Oczywiście inaczej czują się bohaterowie masowej wyobraźni - Bogusław Linda, profesor Jan Miodek, Chuck Norris, a zwłaszcza sportowcy zdobywający laury na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata, a inaczej Doda, Karol Strasburger, Andrzej Gołota, trener Paweł Janas, piłkarz Grzegorz Rasiak czy skoczek Robert Mateja, których wpadki i kompromitujące porażki niemiłosiernie obśmiewane są w niewybrednych żartach.

Profesor Jan Miodek: - Ostatni dowcip o Miodku? Proszę bardzo: "Blondynka pyta koleżankę, jak się powinno mówić: Irak czy Iran? »Zapytajmy Miodka« - proponuje druga blondynka. »Miodka?« - powątpiewa pierwsza: »On powie, że można i tak, i tak«".

Dyrektor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego od lat śmieje się z żartów o sobie, ale od razu tłumaczy, że akurat ten ostatni ma w sobie dużo prawdy, ponieważ 90 procent ludzi zwraca się do językoznawców w sprawach wariantywnych znaczeń jakichś słów. No i chyba rzeczywiście nie potrafiłby rozstrzygnąć dylematu blondynek, bo przecież mówi się Irak i Iran.

- To bardzo sympatyczne i najczęściej nobilitujące stać się bohaterem żartów, ale to kulturowa satysfakcja, bo wiele dowcipów, które niby odnoszą się do mnie, słyszałem znacznie wcześniej w odniesieniu do innych osób - tłumaczy prof. Miodek. - Niestety, muszę sprostować, że historyjkę o pytaniu szachistów skierowane do mnie, czy zwrot "szachuje" jest poprawny i moją odpowiedź, że "owszem, ale lepiej używać zwrotu: »ciszej, panowie«, słyszałem już ponad pięćdziesiąt lat temu - śmieje się znakomity językoznawca, ale nie zaprzecza, że parodie jego wykładów z "Ojczyzny - polszczyzny" w wykonaniu Łukasza Rybarskiego z kabaretu Pod Wyrwigroszem są nie tylko przebojami internetu. - "Niech on mu przyfasoli, przypieprzy, przychrzani, ale niech on mu nie przykeczupia ani tym bardziej przykeczapia...". Teraz cytuję mojego ośmioletniego wnuka, który zna tę parodię na pamięć i ze swadą nam prezentuje - śmieje się słynny językoznawca.

"Polskie jednostki: jedna Bródka - 0,003 sekundy, jedna Wenta - 8 sekund, Stoch - 2 złote"

Co tu dużo kryć - w Polsce od ponad dekady dominuje "humor wysokich lotów", czyli żarty, które wymyślało się przy okazji kolejnych triumfów Adama Małysza, a od paru dni podwójnego mistrza olimpijskiego Kamila Stocha. Jeśli konkurs skoków ogląda 13 milionów Polaków (podobnie było, gdy w najważniejszych imprezach wygrywał Małysz), to wszyscy już wiedzą, że igrzyska są w "S(t)ochi", że Rosja może zabrać Kamilowi złoty medal za naruszenie ich przestrzeni powietrznej, a na najbliższym posiedzeniu Sejmu posłowie ustalą, której partii Stoch zawdzięcza zwycięstwo.

Średni, choć typowy, żart, w którym sugeruje się, że "Stochowi grozi dożywocie, ponieważ przeleciał wszystkich na skoczni" jest zaczerpnięty z czasów małyszomanii, tylko wymieniono nazwisko bohatera. Tak jest z wieloma dowcipami o "Małym Szu", z tym że Kamil Stoch nie ma wąsów i kolczyka w uchu, więc odpadają na przykład tłumaczenia, że kolczyk to oznaczenie dla ornitologów lub wykrywaczy żelaza poszukujących mistrza Kamila, który przeskoczył skocznię i odleciał w nieznanym kierunku.

Kibic, wymyślacz dowcipów, jest jednak bezlitosny, więc rykoszetem obrywa się naszym sportowcom obdarzonym mniejszym od mistrzów talentem, takim, którym nie wiało pod narty albo po prostu z jakichś powodów nie udawało się zdobyć sympatii lub chociażby obojętności kibiców. Tak było z Robertem Mateją, któremu kilka razy nie poszło (a raczej nie poleciało), polska drużyna przegrała i... zaczęło się: "Andrzej Gołota skoków", "Horyzontalny Siergiej Bubka", czy "Duma Newtona". Wypisano nawet listę osób i rzeczy, które potrafią polecieć dalej niż Mateja. Wśród nich znaleźli się: Doda z całym Majdanem na plecach, Eddie "Orzeł" Edwards, same narty, Agata Wróbel ze sztangą, Jeremy Clarkson w polonezie, a nawet dowcip Karola Strasburgera z Familiady...

Nomen omen właśnie Strasburger, a ściślej pisząc, jego żarty i sposób ich opowiadania w rodzinnym teleturnieju, doczekały się wielkiej sławy. Mają swoje strony w internecie, a ich opowiadacz od lat jest bohaterem dowcipów o... słabych dowcipach typu: "Dlaczego publiczność klaszcze pod koniec Familiady? Bo zrozumiała dowcip Strasburgera".

Sam zainteresowany podchodzi do tego z dystansem, przyznając, że zdaje sobie sprawę, iż niektóre rzeczywiście nie są zbyt zabawne. Karol Strasburger nie jest ani zachwycony, ani przerażony swoją "familijną sławą", która przebiła tę aktorską. Aktor potrafi śmiać się z siebie, ale ma teorię, że widzowie jednak śmieją się bardziej z jego dowcipów niż z niego, a niektórzy młodzi ludzie tylko dla nich włączają "Familiadę" - i to jest duża wartość. Od czasu do czasu przypomina, że nie jest autorem żartów, tylko je wyszukuje i selekcjonuje.

Dowcipy Strasburgera nie mogą być wulgarne i obrażać konkretnych osób, więc nie znalazłby się wśród nich taki: "Dlaczego Rasiakowi nie grozi transfer? Bo starych drzew się nie przesadza...".

Były piłkarz reprezentacji Polski w pewnym momencie został określony jako "drewniany" i na kilka lat stał się bohaterem niezliczonej ilości żartów typu: "Co gryzie Rasiaka? Korniki". Urażony piłkarz przez lata nie rozmawiał na temat "sympatii" dowcipnisiów, ale ostatnio wystąpił przed kamerą, czytając kilka dowcipów o sobie. Przyznał nawet, że rzeczywiście strzela bramki głową, ponieważ "jest chłopem jak dąb" (ma 192 cm wzrostu) i "czyta książki od deski do deski". Dzięki tej odwadze przyjmowania z uśmiechem bezlitosnych kpin, wielu uznało, że jest, jak z dowcipu, "chłopakiem w dechę".

"To nie Chuck Norris jest mokry, to woda jest norrisowata"
"Chuck Norris zjada naboje na śniadanie, więc uważajcie, gdy mu się odbije". Ten dowcip wymyślił trzy lata temu... Dakota Norris, wówczas 10-letni syn amerykańskiego aktora. Do dziś zresztą nikt nie wierzy, że "Strażnik Teksasu" sam nie urodził własnego dziecka.

Aktor od początku zbiera dowcipy o sobie i świetnie się przy tym bawi. - Pierwsze dostałem przez internet kilka lat temu, bardzo mnie rozbawiły. Potem wciągnęli się w to amerykańscy studenci i nagle wszyscy zaczęli pisać dowcipy o Chucku Norrisie, rozlało się to na cały świat - opowiadał 2 lata temu w wywiadzie dla TVN-owskiego "Pytania na śniadanie" bohater chyba największej liczby żartów na świecie. Zresztą - ilu, wie tylko Chuck Norris, bo tylko on doliczył do nieskończoności. I to dwa razy.

- Dostaję dowcipy z Afryki, Azji, z każdego miejsca na świecie, także z Polski. Żołnierze amerykańscy zaczęli tworzyć własne wersje i dwukrotnie zaprosili mnie do bazy w Iraku. Tam żarty o mnie były powypisywane wszędzie, nawet w polowych łazienkach. Te żarty znają już nawet sześciolatki - mówił Bartoszowi Węglarczykowi sam Chuck Norris i śmiał się, że nie jest w stanie od nich uciec. A to chyba jest niemożliwe, ponieważ - jak wiadomo - Norris może wszystko. Jeśli ktoś na świecie coś wpisuje w Google, to Google, zanim nam odpowie, pyta Chucka Norrisa.

Polską wersją Norrisa był przez wiele lat Franz, pardon: Bogusław Linda. Wiele razy pokazywał w innych filmach, że potrafi się z tego śmiać. W "Hakerze" Linda, który gra palacza w kotłowni Tośka, żali się, że wszyscy biorą go za Lindę i to jego tragedia: "Nie mogę mówić ciągle »ku... to, ku... tamto«, bo ja nie jestem macho, tylko romantyk. A co wychodzi jakiś film, to nie mogę się pokazać na mieście. A na dodatek Linda gra we wszystkich filmach, ku...a".

"Dlaczego Justyna Kowalczyk zrobiła zdjęcie rtg w Soczi? Bo w Polsce miała termin na sierpień"
W sobotę z kontuzją i blokadą na stopie nasza mistrzyni po raz kolejny zmierzy się z chorą na astmę Marit Bjoergen. Dzięki temu aktualności i kolorytu nabiera dowcip o obu rywalkach opowiadany sobie przed każdymi ważnymi (dla Polski i Norwegii) zawodami:
"Przychodzi Marit Bjoergen do lekarza, a lekarz do niej:
- Mam dla pani złą wiadomość.
Bjoergen: - Wyzdrowiałam?
- Jest znacznie gorzej! Justyna Kowalczyk również zachorowała i do tego ma kontuzję".

Co ty wiesz o żartowaniu
Złota rybka mówi do Lindy błagalnym głosem: - Wypuść mnie, a spełnię twoje trzy życzenia.
Linda pogardliwym tonem: - Nie chce mi się z tobą gadać

Synek Bogusława Lindy wbiega do pokoju i krzyczy:
- Tato, tato, dlaczego zmieniliśmy pastę do zębów?
- W imię zasad, sku***synu!

Bogusław Linda spotyka świstaka:
- Cześć, Boguś.
- Co ty, ku... wiesz o zawijaniu...

Prof. Jan Miodek radzi szachistom:

Zamiast używać kłopotliwej formy "szachuje", lepiej powiedzieć "ciszej panowie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przychodzi Chuck Norris do Miodka, a tam Stoch - czyli jak to jest być bohaterem żartów... - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska