Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rewelacyjne "Dziady" w Teatrze Polskim i Porczyk superstar

Marta Wróbel
Na pierwszym planie Bartosz Porczyk jako Gustaw
Na pierwszym planie Bartosz Porczyk jako Gustaw Natalia Kabanow/ Teatr Polski
Po premierze I II i IV części "Dziadów" Adama Mickiewicza w reżyserii Michała Zadary w Teatrze Polskim. Zadarze udało się "odczarować" dramat, który w jego wydaniu jest zabawny, uniwersalny i stworzony bez zadęcia.

Od czego by tu zacząć? Może od tego, że wrocławskie "Dziady" w reżyserii Michała Zadary powinien zobaczyć każdy uczeń i student polonistyki. A także nauczyciel - polonista stawiający Gustawa z części IV dramatu na piedestale indywidualizmu, przekonany o jedynej słusznej interpretacji jego poczynań jako romantycznego kochanka, żądnego patetycznych uniesień. Powinien też spektakl Zadary zobaczyć każdy, kto postrzega II część dzieła Mickiewicza jako dydaktyczny traktat o karze i winie. I wcale nie dlatego, że Teatr Polski, zwany złośliwie przez przeciwników postbrutalistycznych spektakli niektórych młodych reżyserów „spółdzielnią”, pokazał „Dziady” w jakimś skandalizującym dla teatralnych tradycjonalistów kontekście. Wręcz przeciwnie.

Zadara porwał się na rzecz odważną w czasach, przepowiedzianej dawno przez Marshalla McLuhana, kultury impulsów. I, II i IV część „Dziadów” oraz wiersz „Upiór” dostajemy bez skrótów, bez zmian tekstu, w formie, jaką zamyślił sobie nasz narodowy wieszcz. Wyszło rewelacyjnie, a za rolę Gustawa Bartosz Porczyk, powinien dostać, i zapewne dostanie, deszcz nagród. Reżyser (laureat Paszportu Polityki z 2007 roku, wcześniej reżyserował już klasykę wielokrotnie, m.in. „Fedrę” Racine’a i „Odprawę Posłów Greckich” w Teatrze Starym w Krakowie) pokazując „Dziady” w zupełnie innym, od znanego nam ze szkolnej ławy, kontekście, sprawił, że widz dostrzega w tekście nowe elementy. Zadara „odczarował” Mickiewiczowskie „Dziady” w jakże prosty, a jednocześnie przemyślany sposób (ponad trzy lata przygotowywał pięciogodzinny spektakl).

Dziewica (Anna Ilczuk) w części I wygląda jak uczącą się do sesji studentka. Ubrana w dres, z rozłożonymi koło łóżka książkami, z pasją opowiada o zmarłym kochanku i swoich marzeniach. Po chwili wynosi ją wraz z łóżkiem ze sceny czterech jegomościów w kraciastych koszulach. Gawiedź – grupa prostych ludzi w tanich adidasach, swetrach w stylu „u cioci na imieninach” i grubych czapach - udaje się na obrzęd „Dziadów” do lasu. Jest mały fiat, z którego sączy się disco-polo, są latarki, jest „ciemno wszędzie i głucho wszędzie”. Wyróżnia się postać Guślarza (świetny Mariusz Kiljan), obdarzonego groteskowymi manierami - z jednej strony przypomina hinduskiego zaklinacza węży, z drugiej bioenergoterapeutę Zbigniewa Nowaka, znanego z programu „Ręce, które leczą”. Widz nie może powstrzymać śmiechu. Z czego się śmieje? Cytując Gogola, „z samego siebie się śmieje”: z dzieła, które zostało zepchnięte ze szczytu peanów i ze swoich rodaków, pokazanych w krzywym zwierciadle.

Mickiewicz nigdy nie określił precyzyjnie miejsca akcji II części „Dziadów”. Wiadomo tylko, że rzecz się dzieje w cmentarnej kaplicy w przeddzień Wszystkich Świętych. Miejscem akcji u Zadary stał się więc szkielet kaplicy, stojącej na pomazanych sprayem drewnianych palach. Guślarz przywołuje kolejne cierpiące dusze. Kapryśna i krzykliwa Zosia (Sylwia Boroń), wyrywa zapatrzonym w nią wieśniakom, papierosa. Największy grzesznik - Zły Pan (Edwin Petrykat) wygląda jak wyciągnięty z pieca. Dziobią go ptaki, na scenie pojawia się też baranek i latają motyle. Widz widzi, że są to prowadzone na sznurkach lalki (zaprojektowane przez Roberta Rumasa ), co tylko potęguje efekt komiczny i wzbudza kolejne wybuchy śmiechu wśród widowni.

Część IV „Dziadów” należy do duetu Ksiądz (Wiesław Cichy) i Gustaw (Bartosz Porczyk). Szaleństwo z miłości tego ostatniego, który naczytał się „Cierpień młodego Wertera”, nie kojarzy się widzowi tylko z romantycznym spirytualizmem. Porczykowi udało się stworzyć postać wielowymiarową – Gustaw wkurza, bawi, momentami przeraża. Miota się po scenie, a nawet śpiewa, akompaniując sobie na pianinie stojącym w chacie Księdza. Pieśni, piosenki i przyśpiewki towarzyszą zresztą prawie wszystkim bohaterom dramatu. W tym miejscu brawa należą się autorom muzyki – Mai Kleszcz i Wojtkowi Krzakowi, którzy doskonale wpasowali się w konwencję „Dziadów”.

Michał Zadara „Dziady” „odczarował” i pokazał, że to dramat opowiadający o ludziach z krwi i kości, którego akcja może rozgrywać w każdym miejscu i czasie. Nieprzytłoczony kontekstem interpretacji złożonej z tych wszystkich „izmów”, może być uniwersalny i zabawny.

W 2015 roku reżyser pokaże w Teatrze Polskim część III „Dziadów”, a rok później będziemy mogli obejrzeć, po raz pierwszy w historii teatru, wszystkie części dramatu. Całość ma trwać dwanaście godzin. Z przerwą na obiad. Oby i spektakl i poczęstunek były smakowite.

„Dziady” , reżyseria Michał Zadara, dramaturgia Daniel Przastek, scenografia Robert Rumas, muzyka Maja Kleszcz i Wojtek Krzak, premiera 15 lutego w Teatrze Polskim we Wrocławiu (Scena im. Grzegorzewskiego).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska