Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Łoś, trener Roberta Sobery: Jest szansa na medal MŚ, choć mamy problem

Wojciech Koerber
Trener Dariusz Łoś.
Trener Dariusz Łoś. Facebookowy profil Dariusza Łosia
Z Dariuszem Łosiem, trenerem tyczkarza Roberta Sobery (AZS AWF Wrocław, 2. miejsce na mityngu Pedro's Cup, 5,75), rozmawia Wojciech Koerber.

Gdzie i jak szykujecie się obecnie do halowych MŚ w ErgoArenie (7-9 marca)?

Jesteśmy w Spale i zwiększyliśmy nieco objętość treningów po cyklu startów w Spale, Cottbus i Bydgoszczy.

W Bydgoszczy było pięknie i wysoko, o czym świat usłyszał. A jak Wam poszło wcześniej w Spale i Cottbus?

Tam były wyniki 5,45 i 5,50.

Robert to chyba typ zawodnika, który najwięcej potrafi dać z siebie na dużych imprezach, przy jupiterach i pełnych trybunach. To dobrze wróży.

Myślę, że tak jest. W Spale tej większej adrenaliny być nie mogło, a w Cottbus dostał Robert poprzeczką w nos i zalał się krwią. Myślałem, że dalej już nie będzie skakał, a jednak występował z tamponem w nosie. Jeśli chodzi o start w Bydgoszczy, został już zaklepany na początku grudnia. Wtedy właśnie dzwonił Sebastian Chmara, by się upewnić, że Robert wystartuje, bo rok wcześniej nie dogadaliśmy się. No i w dobrych warunkach, przy dobrej atmosferze, udało się skoczyć wysoko, w przyzwoitym stylu. Chociaż ja do tegorocznych startów Roberta nastawiony jestem dość sceptycznie.

Z czego ten sceptycyzm wynika?

Już od sierpnia zmagamy się z kontuzją, która eliminuje zawodnika z biegania. To bardzo poważna sprawa, wykluczająca trening szybkościowy. Chodzi o ból pod pośladkiem nogi odbijającej. Jest więc problem z pracą nad skocznością i szybkością, my tych dwóch elementów po prostu nie robimy. To stawia chłopaka trochę na straconej pozycji. Boli po zawodach i po treningach technicznych, choćby dziś nie bardzo mógł się ruszać. Szukaliśmy pomocy we Wrocławiu, w poznańskiej grupie opiekującej się Pawłem Wojciechowskim i również w Łodzi u dr. Krochmalskiego, chirurga ortopedy zajmującego się kadrą lekkoatletów. Wszechstronne badania zostały wykonane, ale z niewielkim efektem. Liczyliśmy wcześniej, że to sprawy przeciążeniowe, że się wyciszą w momencie zawieszenia treningów. Ale nie. Różne ruchy zaczęliśmy wykonywać w połowie października, najpierw metodami zachowawczymi, a później wykonywał Robert dziesiątki ćwiczeń. Nie za bardzo pomogły, choć na pewno nie zaszkodziły.

Przed rokiem Robert mówił mi, że nie należy do tytanów pracy. Że nie lubi się męczyć. Coś się chyba musiało zmienić. Znam tę wypowiedź. Nie mówię, że Robert się wtedy obijał, lecz coś na rzeczy było. Jak to u młodych ludzi – zaangażowanie w ćwiczenia, które wychodzą bardzo dobrze jest spore. Natomiast mniejsze przy ćwiczeniach mniej lubianych, a też pożądanych. Teraz jednak podchodzi do treningów bardzo solidnie. Może nie jest chłopakiem, który orze do ostatniej kropli energii, ale robi wszystko w celu osiągnięcia wyniku. Chęć osiągnięcia sukcesu jest u niego spora, a zagrożenie niemałe. Świetnie radzi sobie Piotr Lisek, również Przemek Czerwiński, a pierwszy minimum na HMŚ zrobił Wojciechowski. No i jest jeszcze Łukasz Michalski.

Które miejsce daje wynik 5,75 na tegorocznych światowych listach? Dokładnie tego nie śledzę, ale w pierwszej dziesiątce na pewno. Jest Renaud Lavillenie, Wojciechowski, Chińczyk, Amerykanin... No tak, jak nic wychodzi piąte, szóste miejsce.

Szczyt jest bardzo wysoko, lecz – mimo problemów – można realnie myśleć nawet o medalu HMŚ. Wiadomo już, że w Sopocie zabraknie Bjoerna Otto, wicemistrza olimpijskiego z Londynu.
Jeśli ktoś skacze powyżej 5,70, to można. Mam tylko nadzieję, że problemy ze zdrowiem miną, bo chrapka na wysokie skakanie jest. Może życie przyniesie jakieś pozytywne niespodzianki, może pozwoli normalnie biegać, bo – póki co – pali się wciąż czerwona lampka ostrzegająca przed bólem. To nie jest komfortowa sytuacja. Przed rokiem Robert skoczył 5,71, zatem postęp jest niby niewielki, raptem 4 cm. Wtedy jednak miał dużo szczęścia, to był skok może na 6,65, poprzeczka została mocno przygnieciona i ledwo się utrzymała. W Bydgoszczy natomiast, na Pedro's Cup, skok był czysty, bez dotknięcia i z zapasem.

Ma Pan też w swojej stajni Paulinę Hnidę, córkę byłego koszykarza – Artura i wnuczkę wybitnego siatkarskiego trenera Władysława Pałaszewskiego.
Tak, Paulina skończy w tym roku 19 lat i wystąpi na MP seniorek. Jej rekord życiowy to 3,90. Jest absolwentką Szkoły Mistrzostwa Sportowego przy ul. Parkowej, zresztą Robert też.

A z koszykarzami Śląska nadal Pan współpracuje? Troszkę im pomagam w budowaniu sprawności motorycznej. Szkoda, że przegrali ostatnio pechowo z Rosą Radom po dwóch dogrywkach. Dużo było nerwowości w grze.

Porażka po dwóch dogrywkach może martwić trenera od przygotowania motorycznego, choć tę przegraną należy chyba jednak złożyć na karb błędów czysto koszykarskich.

Ja mogę być zadowolony, że te dwie dogrywki wytrzymali zawodnicy w dobrej kondycji. Ręka była nerwowa, spudłowali 12 osobistych. Brakuje trochę tych pierwszych miesięcy pracy.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dariusz Łoś, trener Roberta Sobery: Jest szansa na medal MŚ, choć mamy problem - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska