Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjant niesłusznie oskarżony o korupcję: W więzieniu grozili mi śmiercią. Codziennie

Mateusz Różański
Tomasz Klein
Tomasz Klein fot. Piotr Krzyżanowski
Tomasz Klein - policjant niesłusznie aresztowany pod zarzutem korupcji - był na ustach całej Polski. Zwątpiło w niego wielu, ale nie rodzina. Przetrwał i z surowej lekcji życia wyciągnął wnioski. Teraz jest chodzącym dowodem na to, że jedno kłamstwo może zrujnować wiele.

Wyobraźmy sobie szczęśliwą rodzinę. Mąż jest policjantem, który poświęca się służbie. Żona wychowuje córkę. Przyjmijmy, że nasz bohater ma na imię Tomasz i pracuje w legnickiej komendzie policji. Za służbę jest wielokrotnie doceniany i nagradzany, ma na koncie kilka ważnych zatrzymań. Awansował. Jak rasowy gliniarz z hoolywodzkich produkcji ma siatkę swoich informatorów. Nie ma dla niego sprawy nie do rozwiązania.

Po służbie Tomasz wraca do kochającej rodziny. Wydaje się, że nic tej sielanki nie zepsuje. Nic bardziej mylnego... Pewnego dnia jeden z informatorów twierdzi, że wręczył Tomaszowi łapówkę. Około trzech tysięcy złotych. Tak pomówić można każdego i w dowolnym momencie. Ale cóż może znaczyć słowo pospolitego przestępcy w konfrontacji ze słowem zasłużonego policjanta? Otóż znaczy i to wiele. Zdecydowanie za dużo. Na policjanta niczym na ranne zwierzę rzucają się funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych. Zaczyna się gehenna Tomasza. Na dwa miesiące trafia do aresztu, codziennie widzi tych, których sam za kratki posłał. Jest znienawidzony wśród więźniów. Co wieczór grożą mu się śmiercią.

Policjanci się od niego odwrócili. Informator trwa przy swoich zeznaniach. Tomasz był „myśliwym”, teraz stał się „zwierzyną”. Spłoszoną i zamkniętą. Jego żona nie może spać, przeżywa to, że męża nie ma, że grozi mu wieloletnie więzienie. Po normalnym życiu zostały jedynie strzępy wspomnień. Tomasz za kratkami spędza dwa miesiące. Najdłuższe dwa miesiące w życiu. Jest bliski załamania, ale pewnej nocy uświadamia sobie, że nie może dać za wygraną, że musi przełamać zmowę milczenia, musi pokonać ten układ. Musi walczyć dla siebie i dla swoich bliskich. Całe życie walczył o sprawiedliwość, teraz nie może być inaczej.

Pięć lat walki i usłyszał, że jest niewinny. Z tą różnicą, że on to już wiedział, widziała to jego żona. Wiedział nawet zakłamany informator. Zwątpili inni. Uwierzyli człowiekowi, który za konkretną korzyść powiedziałby wszystko. Kłamał.
Dziś Tomasz znów jest przy żonie. Przepłakanych nocy jest mniej. Taki dramat musi odcisnąć swoje piętno na każdym. Nawet na nim. Nie złamali go, ale na pewno zmienili.

Czytaj dalej na kolejnej stronie (kliknij)
Przerażające jest to, że tę historię napisało życie. To życie Tomasza Kleina, legnickiego policjanta, który przeszedł gehennę po oskarżeniach swojego informatora. Każdy inny człowiek byłby dziś wrakiem. On nie jest, on kontratakuje. Ma u swojego boku rodzinę, która chyba jako jedyna w niego nie zwątpiła. Ona była dla niego oparciem w najtrudniejszych chwilach.
Klein przed tą całą sprawą był prawdziwym lwem, który dumnie przechadzał się po legnickiej dżungli. Nie bał się, bo wiedział, że jest uczciwy. Wiedział, że może ufać kolegom po fachu. Miał wsparcie swojego lwiego stada. To jednak go zdradziło. Zostawiło na pastwę losu. Dziś Klein nadal jest niczym lew, ale teraz żyje już sam z rodziną. Jest nieufny. Zaufanie do innych ludzi stracił bezpowrotnie.

– Ta historia dużo mnie nauczyła. To prawda – prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Dziś już wiem, kto nim jest – mówi Tomasz Klein.

Ostatnio usłyszał, że za dwa miesiące spędzone za kratkami należy mu się odszkodowanie. Ile? Zaledwie 20 tys. zł. Dokładnie tak – dwadzieścia tysięcy złotych. Za gehennę, za groźby, nieprzespane noce i przerażenie o przyszłość. Za to, że był na skraju załamania, za to, że cierpiała jego rodzina, za to, że chciano mu odebrać wszystko, co miał, za to, że z uczciwego człowieka chciano zrobić pospolitego przestępcę. Na tyle cierpienia legniczanina wycenił wrocławski Sąd Okręgowy, twierdząc przy tym jednocześnie, że to i tak dużo. – To nie jest koniec tej historii. To dopiero początek. Jeśli będzie trzeba, udam się się do Trybunału w Strasburgu – dodaje policjant.

Klein to dziś inny człowiek niż jeszcze rok temu. Najgorsze ma już za sobą. Widać to choćby po jego błysku w oku. To nadal olbrzymi mężczyzna, którego widząc w ciemnej uliczce,zapewne bym się przestraszył. Jednym ciosem byłby w stanie pogruchotać mi kości. Ale wiem, że na niewinnego nie podniesie ręki. To człowiek z charakterem, który był poważany nawet wśród tych, których zamknął. Miał i ma zasady, a to ceni każdy. Ale gdy trafił do aresztu wiedział, że zdarzyć może się wszystko.
– Przez pierwsze trzy tygodnie odchodziłem od zmysłów, moja żona też. Nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Nie wiedziała, czy żyję, czy może ktoś mnie zabił w celi – mówi ze łzami w oczach Tomasz Klein.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Ten rosły facet w celi praktycznie nie spał, jedynie czuwał. Zawsze miał przy łóżku taboret – na wypadek, gdyby ktoś go zaatakował. Na szczęście nie musiał go używać. Dziś przyznaje, że śpi już lepiej, podobnie jak jego żona, jak córka. Ale wie też, że nie trzeba wiele, by życie, które tak starannie każdy z nas układa co dzień, w jednej chwili legło w gruzach.
Ta sprawa odcisnęła się na całej rodzinie Kleinów. Tomasza córka dziś ma 14 lat. O czym marzy nastolatka? Nie o nowym telefonie, wyjeździe ze znajomymi, czy spotkaniu z przystojnym chłopakiem.

– Córa chce pójść na studia prawnicze, tak żeby w przyszłości mogła bronić rodziców, żeby nie musiała się już bać o to, że ktoś ich zabierze, żeby byli razem – mówi łamiącym się głosem policjant, którego koledzy nazywali „Gołota”.
Córka państwa Kleinów początkowo nie widziała o dramacie ojca. Ale z każdym dniem otrzymywała o tym strzępki informacji – to z mediów, to od znajomych, którzy prosili pozdrowić tatę. Dziś zna już jego historię. Najważniejsze, że nigdy nie zwątpiła w uczciwość ojca. Podobnie zresztą jak żona, która także przeżywała swój mały dramat. Z kobiety, która nie musiała się o nic martwić, bo miała u swojego boku kochającego męża, stała się osobą, na barkach której spoczęła przyszłość całej rodziny.
– W tym czasie, gdy wszystko się zaczęło, wyszła z niej prawdziwa lwica. Byłem pod wrażeniem tego, jak sobie z tym wszystkim radziła. Zawsze miałem w niej oparcie, czułem, że nie zwątpiła choćby na sekundę – dodaje Klein.

Pomocną dłoń do Kleinów wyciągnęli ci, którzy wcale nie musieli tego robić. Szefostwo żony Tomasza zaproponowało pomoc prawnika, nie robiło problemów, gdy ta musiała wyjść, załatwić coś w sprawie męża. Dziś wszyscy spotykają się z życzliwością. Obcy ludzie zaczepiają ich na ulicach gratulujące tego, że przetrwali, że byli razem.
Jak teraz wygląda życie państwa Kleinów? Najlepiej zobrazuje to, co działo się nie tak dawno, podczas Świąt Bożego Narodzenia.
– Po raz pierwszy od lat życzyliśmy sobie zdrowia, a nie zakończenia mojej sprawy. Nie musieliśmy wybierać, z czego ze świątecznego stołu zrezygnować, by wystarczyło pieniędzy na sądowe potyczki. Po raz pierwszy od lat poczułem, co znaczą normalne święta – mówi z wyczuwalną ulgą w głosie Tomasz Klein.

Uśmiecha się częściej, niż jeszcze przed rokiem. To dobrze – zasłużył sobie na to, jak mało kto. Dziś działa w fundacji, która pomaga dzieciom. Radzi też innym policjantom, którzy znaleźli się w podobnej do jego sytuacji. Cieszy się z każdego kolejnego dnia, z każdego normalnego poranka, każdego uśmiechu żony i każdego dobrego słowa. Przestrzega jednocześnie, że granica pomiędzy szczęściem a dramatem jest cieńsza, niż nam się wydaję. Bez względu na wszystko trzeba mieć jednak pewne zasady i osoby w których się ma oparcie. On miał. Przetrwał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska