I podobnie ma być z polskimi medalami na lutowych igrzyskach. Dlaczego winniśmy zdobyć ich cały worek? Bo Polski Komitet Olimpijski znacznie obniżył wysokość finansowych premii za krążki przywiezione z Soczi. Jakby się zabezpieczał przed bankructwem. Mianowicie cztery lata temu w Vancouver poszczególne medale wyceniono na 250, 150 i 100 tysięcy złotych. Nietrudno zatem porachować, że na konto Justyny Kowalczyk (złoto, srebro, brąz) trafiło pół bańki. Tym razem taryfikator jest skromniejszy - 120, 80 i 50 tys. zł (w konkurencjach drużynowych dla każdego przewidziano 75 procent wymienionych wyżej kwot).
Paradoksalnie jednak to PKOl. zachowuje największy zdrowy rozsądek w medalowych szacunkach. Jego szefowie nie dali się ponieść emocjom i nie wsiedli do balona tracącego kontakt z podłożem. Adam Krzesiński, sekretarz generalny, ocenia na spokojnie, że jeśli wyjdą cztery medale, wynik powinniśmy uznać za udany. I słusznie. Na dziesięć krążków czy jedenaście mogą liczyć tylko minister sportu Andrzej Biernat i jego poprzedniczka. Politycy zawsze obiecują najwięcej. A tu każdą blachę będzie cholernie ciężko wyszarpać. Niech po dwie sięgnie panna Kowalczyk, a po jednej dołożą skoczkowie i panczenistki. Razem będą cztery.
Nie wszędzie jednak płacą za olimpijskie medale i o tym zapominać nie należy. 22 europejskie kraje nie przyznają takich premii w ogóle. Poza tym polska emerytura olimpijska (2 500 zł brutto miesięcznie) to rzadkość w skali świata. Co wcale nie oznacza, że u nas kraina szczęśliwości. Otóż, sport w Polsce, widać to gołym okiem, staje się dziedziną życia dla najbogatszych. Dla wyższych sfer. Rajdy samochodowe czy tenis to przykłady kliniczne, posługuję się nimi przy wielu okazjach. Ale pędźmy dalej. Żużel - tu na karierę szansę ma już tylko syn bogatego ojca lub syn zawodnika. Chłopak z ulicy na ulicy zostanie. No, może gdzieś w Lesznie, ewentualnie w Toruniu zaopiekują się nim.
Dalej. Szermierka. Temat mi świetnie znany. Przed laty cały sprzęt czekał w klubie, do tego diety itd. Dziś wszystko muszą fundować rodzice. Nietanio wychodzi. No ale może w tych ciężkich czasach doczekamy się pierwszego medalu dla Dolnoślązaka na zimowych igrzyskach olimpijskich. Kandydatką Natalia Czerwonka z Cuprum Lubin. W Vancouver, gdzie Polki zdobyły brąz, była tylko rezerwową. I dla niej krążka zabrakło. A jak pięknie, ze łzami wzruszenia, cieszyła się z sukcesu koleżanek. Taki manifest przynależności do grupy. Trzymam za nią kciuki.
Oddałem dwie marynarki do czyszczenia. W ostatniej chwili wpadłem na to, że warto sprawdzić kieszenie. I z dwóch marynarek wyjąłem... trzynaście długopisów. "Pan to musi żyć z pisania" - usłyszałem. Wie pani, przynajmniej się staram...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?