Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Antczak o swojej dziennikarskiej drodze życia

Jacek Antczak
Jestem reporterem, to trudny, ale pasjonujący zawód. Jeśli stanie się także Twoją pasją, nie będziesz się nigdy w życiu nudził.

Słyszysz w radiu informację, że pewien człowiek jest sołtysem od 50 lat, jesteś przypadkowym świadkiem awantury w księgarni, gdy w jednym okrzyku padają słowa o seksie i wolności słowa, brodzisz w wodzie, by dotrzeć do epicentrum powodzi tysiąclecia?

Jeśli nie zlekceważyłeś tych sygnałów, miałeś oczy i uszy szeroko otwarte i wszystkimi zmysłami czujesz, że zawsze i wszędzie powinieneś być w ogniu wydarzeń i na dodatek musisz o tym opowiedzieć przyjaciołom - jesteś znakomitym materiałem na dziennikarza.

Czego byś w życiu nie planował, pewnie wkrótce i tak zaczniesz zapisywać otaczający cię świat. Bo masz to, co najważniejsze w tej profesji: słuch i ciekawość świata.

Jako dziecko chciałem być strażakiem - jak wszyscy w przedszkolu. Jako nastolatek muzykiem rockowym - jak wszyscy w klasie. Potem poetą, najlepiej wędrującym - jak "Sted" (Stachura w czasach mojej młodości "kultowy"). Na studiach - kulturoznawczych - zacząłem pisać. Na początku o swoich pasjach. W studenckich pismach zamieszczałem recenzje muzyczne, sporządzałem portrety "poetów przeklętych", zrobiłem pierwszy wywiad - z nieznanym wówczas zbytnio filozofem i konferansjerem - Piotrem Bałtroczykiem.

Moja ciekawość otaczającej rzeczywistości ocierała się o wścibstwo. Odkryłem też swój ukochany gatunek dziennikarski, najbardziej twórczy, łączący literacką formę z opisywaniem prawdziwego życia, ludzkich losów, niezwykłych-zwykłych wydarzeń. Reportaż. Trafiłem do profesjonalnej redakcji prasowej.

Jednym z pierwszych zadań było dotarcie do… kowala. Kowala artysty, który właśnie sporządził symboliczny "klucz do bram miasta Wrocławia". Przy furtce trochę się przestraszyłem - był tam groźny pies i jakieś ptaszydło na płocie. Dziennikarz musi przełamywać lęki, a wątpliwości i chwile słabości zostawić na czas "po godzinach". Zwierzęta okazały się realistycznymi figurami, kowal fascynującym rozmówcą, postacią niebanalną, z fajną historią.

Za jego dziennikarski portret dostałem pierwszą w życiu nagrodę. Kilka dni później pod okiem doświadczonego kolegi (dziś znów jest moim sąsiadem w redakcji) zająłem się listem zdesperowanej i będącej na skraju obłędu Czytelniczki, której numer telefonu trafił do książki telefonicznej pod szyldem jakiejś miejskiej instytucji, do której dzwonili wszyscy od 8 do 15.
Interweniowaliśmy, opisaliśmy sprawę, pomogliśmy. "Uratowaliśmy życie", a przynajmniej ocaliliśmy zszargane nerwy Czytelniczce. Poczułem wtedy, że rzeczywiście jestem przedstawicielem czwartej władzy, tej najbardziej życzliwej ludziom, nie zakochanej w sobie.

Po napisaniu kilkudziesięciu artykułów uznałem, że pora na odkrywanie "swoich" tematów, poszukiwanie bohaterów, których mógłbym "przedstawić" czytelnikom. Ludzi, którzy za moją sprawą staliby się "bohaterami pierwszych stron gazet". Dlatego dotarłem do tego sołtysa, który opowiedział mi fascynującą historię Polski widzianej z perspektywy jego władzy w wiosce, opisałem taksówkarza-erotomana, którego pamiętnika nie chciano sprzedawać w księgarni, przekazałem dramatyczne losy ludzi, którzy zmagali się z powodzią tysiąclecia, przeprowadziłem wywiad z Ryszardem Kapuścińskim.

Jestem reporterem, to trudny, ale pasjonujący zawód. Jeśli stanie się także Twoją pasją, nie będziesz się w życiu nudził. No i nigdy nie popełnisz grzechu śmiertelnego tej profesji - nie będziesz nudził czytelników, tylko dostarczysz im informacji, wiedzy, refleksji, a czasem wzruszeń lub uśmiechu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska