Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: 1,5 godziny czekał na karetkę w centrum miasta

Agata Wojciechowska
Stanisław Kruk-Ołpiński miał założone trzy szwy nad brwią i jeden na nosie. Dziś widać krwiaki, które utworzyły się pod oczami
Stanisław Kruk-Ołpiński miał założone trzy szwy nad brwią i jeden na nosie. Dziś widać krwiaki, które utworzyły się pod oczami Paweł Relikowski
Pan Stanisław zderzył się z systemem zdrowia. Boli... Wrocławianin z rozbitą głową czekał na karetkę w centrum miasta 1,5 godziny. Zgodnie z wytycznymi NFZ, karetka w mieście powinna dojechać do pacjenta w ciągu 8 minut, ale pogotowie ratunkowe mam dwa tryby wysyłania karetki do pacjenta: natychmiastowy i "pierwsza wolna". We Wrocławiu, do dyspozycji pogotowia znajduje się 40 karetek (80 na dobę). Czy rzeczywiście wszystkie z nich miały pilne wezwania, gdy pomocy potrzebował pan Stanisław?

Stanisław Kruk-Ołpiński biegł kilka dni temu do autobusu przez Podwale. Upadł tak nieszczęśliwie, że uderzył głową o chodnik. Rozciął sobie nos i czoło. Mocno krwawił. Pogotowie wezwał najpierw kierowca autobusu, a później policjant, który - mimo że nie był na służbie - zaopiekował się rannym. Czekali obaj zaskakująco długo, bo karetka przyjechała dopiero po półtorej godzinie.

- Kierowca tamtego autobusu zdążył dojechać na Nowy Dwór, stamtąd na pl. Grunwaldzki i ponownie zjawił się na Podwalu, a karetki wciąż nie było. Bardzo był tym zaskoczony. Powiedział nawet: "A Pan nadal siedzi zakrwawiony?" - opowiada Stanisław KrukOłpiński.
Po kolejnej interwencji telefonicznej na miejscu pojawili się ratownicy medyczni. Na pytanie, dlaczego tak długo kazali na siebie czekać, wyjaśnili, że otrzymali wezwanie... 5 minut wcześniej.

Zgodnie z wytycznymi NFZ, karetka w mieście powinna dojechać do pacjenta w ciągu 8 minut. Dlaczego tym razem było inaczej? To dyspozytor na podstawie uzyskanych informacji decyduje, czy wysłać karetkę natychmiast, czy dopiero "pierwszą wolną". W ciągu 12-godzinnej zmiany, bo na takie dzieli się dyżury we Wrocławiu, do dyspozycji pogotowia znajduje się 40 karetek (80 na dobę).
Czy rzeczywiście wszystkie z nich miały pilne wezwania, gdy pomocy potrzebował pan Stanisław?

Czytaj dalej: WYJAŚNIENIA POGOTOWIA I DALSZE PROBLEMY PANA STANISŁAWA ZE SŁUŻBĄ ZDROWIA

Stanisław Kruk-Ołpiński spieszył się do Wyższej Szkoły Bankowej, gdzie wykłada, więc gdy zauważył nadjeżdżający autobus na Podwalu, zaczął biec. Niestety, przewrócił się i uderzył głową w chodnik. Zalał się krwią, bo przeciął sobie łuk brwiowy i skórę na nosie. Kierowca MPK zawiadomił pogotowie i ruszył w dalszą trasę. Rannym zaopiekował się policjant, który akurat tamtędy przechodził.
- Dwa razy dzwonił na pogotowie. Później rozładowała mu się komórka. Za każdym razem słyszał od dyspozytora, że zgłoszenie zostało przyjęte - opowiada poszkodowany wrocławianin.

Obaj czekali na chodniku naprzeciwko Renomy. Traf chciał, że przechodziła jedna z dawnych studentek pana Stanisława. Ona też sięgnęła po telefon. Usłyszała to samo, co policjant.

Karetka przyjechała... w pięć minut

Pogotowie po raz pierwszy wezwano ok. godz. 12. Karetka zjawiła się ok. godz. 13.30. Na pytanie, dlaczego trwało to tak długo, ratownicy odpowiedzieli, że informację o rannym dostali... pięć minut wcześniej. Zawieźli pana Stanisława na Szpitalny Oddział Ratunkowy w szpitalu przy ul. Borowskiej. Godzina przyjęcia na SOR: 13.54.

- O wysłaniu karetki decyduje dyspozytor - wyjaśnia dr Grażyna Paszkiet-Wójcik z pogotowia ratunkowego we Wrocławiu. - Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia mamy dwa tryby: natychmiastowy i "pierwsza wolna". Jeśli ten pacjent ma uwagi, może złożyć do pogotowia skargę. Sprawa będzie wyjaśniana.

- Gdybym był nieprzytomny, to przyjechaliby od razu - spekuluje pan Stanisław. - Na szczęście, 10 stycznia nie było tak potwornej pogody. Gdybym musiał czekać półtorej godziny wczoraj, pewnie bym zamarzł.

Kolejny problem: ściągnięcie szwów
W tym samym dniu, po założeniu kilku szwów, ranny wrocławianin został wypisany do domu. To nie skończyło jego potyczek ze służbą zdrowia. Okazało się, że nie ma kto ściągnąć mu szwów, choć w karcie informacyjnej ze szpitala lekarze napisali, by zrobić to po tygodniu. - W mojej przychodni na Biskupinie nie ma chirurga - wyjaśnia pan Stanisław. - Muszę iść do lekarza rodzinnego po skierowanie. Dlaczego nie mogę po prostu pójść do specjalisty z dokumentem ze szpitala?

- Lekarz zapewnia mu kompleksową opiekę, więc musi widzieć, co się z pacjentem dzieje. My interweniujemy doraźnie - wyjaśnia dr Krzysztof Dudek, kierownik SOR-u przy ul. Borowskiej. Na wizytę u chirurga czeka się krócej niż do innych specjalistów. Jest ona w tym samym tygodniu, co zapisy. Pan Stanisław zdecydował się jednak ściągnąć szwy prywatnie.

Warto wiedzieć, że jeśli nie jest to zbyt skomplikowane, szwy powinien ściągnąć lekarz rodzinny. - Gabinety zabiegowe powinny być wyposażone w podstawowy zestaw narzędzi chirurgicznych, zestaw do wykonywania zabiegów i opatrunków - wyjaśnia Joanna Mierzwińska z NFZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wrocław: 1,5 godziny czekał na karetkę w centrum miasta - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska