Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy serialowych przebojów reżysera Andrzeja Konica

Lucjan Strzyga
Materiały promocyjne
Ze śmiercią Andrzeja Konica skończyła się epoka wielkich, wystawnych seriali telewizyjnych, którymi włodarze PRL-u demonstrowali światu swoją potęgę. Na ówczesne tasiemce nie żałowano pieniędzy, pokazywali się w nich popularni aktorzy, majstrowali przy nich spece od pokazywania historii przez odpowiednio spreparowany ideologiczny filtr.

Ale w porównaniu z dzisiejszą serialową drobnicą dla półinteligentów seriale reżyserowane przez Andrzeja Konica jawią się niczym imponujące transatlantyki, do dziś ściągające przed ekrany rzesze maniaków.

Co ciekawe, nim Konic stanął za reżyserskimi sterami "Stawki większej niż życie", przeszedł porządną szkołę zawodu, choć początkowo nic nie wskazywało na to, że zostanie filmowcem. W 1948 roku, jako 22-letni młodzian, ukończył SGH i zaczął pracę w Centrali Handlu Zagranicznego "Ciech". I trwałby pewnie za ekonomicznym biurkiem, gdyby przypadkowo nie wygrał konkursu na lektora radiowego. Potem był teatr (debiutował na początku lat 50. w spektaklu "Poemat pedagogiczny"). Zaś po kilkuletniej wędrówce po teatralnych scenach trafił do telewizji: w 1963 roku zdał egzamin eksternistyczny na reżysera. Ponoć swoją karierę telewizyjną zawdzięczał wszechwładnej wówczas Janinie Planer, ale jeśli nawet tak było, świadczy to, że miała nosa do wschodzących talentów.

Kilka lat spędzonych w telewizji to ciąg programów literackich i widowisk. Wtedy Konic wyreżyserował m.in. adaptację "Ani z Zielonego Wzgórza", którą wciąż oglądają kolejne pokolenia milusińskich: miała 132 premiery i dziesiątki przedstawień. W tym czasie w Teatrze TV zrealizował 12 odcinków "Stawki większej niż życie". To przygody dzielnego kapitana Hansa Klossa, Polaka w służbie sowieckiego wywiadu, który przez całą wojnę kiwa Niemców, przyniosły Konicowi nieśmiertelność. Premiera pierwszego odcinka spektaklu miała miejsce 28 stycznia 1965 roku (następne pokazywały się na antenie co miesiąc). Przedstawienia szły "na żywo", a w roli głównej i w eleganckim niemieckim mundurze brylował Stanisław Mikulski.

Spektakl podobał się nie tylko widzom, dumnym z rodaka, który tak sprytnie wystrychnął nazistów na dudków, ale przede wszystkim włodarzom kultury z Komitetu Centralnego. Dość szybko zapadła więc decyzja, aby z telewizyjnego przedstawienia zrobić pełnometrażowy serial. Nakręcono go, jak na warunki realnego socjalizmu, błyskawicznie: między marcem 1967 roku a październikiem roku następnego w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Zużywając do tego, jak skrzętnie odnotował kierownik produkcji Mieczysław Wajnberger, 30 tys. metrów taśmy filmowej. W serialu zagrało ogółem 700 aktorów, w tym ci najpopularniejsi, z Mikulskim w roli J-23. W jednym z odcinków ("Hotel Excelsior") pojawił się w epizodzie sam Andrzej Konic.
Kloss do dziś pozostaje dyżurnym bohaterem dla kilku pokoleń Polaków, choć niejednokrotnie udowadniano mu, że jest pospolitym zdrajcą i że jego przygody mieszczą się w najwyższych rejonach historycznego nieprawdopodobieństwa. Poświęca mu się historyczne monografie, reportaże, w 2009 roku w Katowicach otwarto Muzeum Hansa Klossa, a w Lublinie pewien fan serialu nazwał dojazd do swojej posesji imieniem słynnego agenta. Kloss przyniósł też sławę i uznanie dla Konica, który okazał się godny realizacji odpowiedzialnych seriali, sławiących polski wkład w rozgromienie III Rzeszy. "Stawkę..." wyeksportowano do bratniej Czechosłowacji, gdzie biła rekordy oglądalności, do NRD, Jugosławii, Albanii i Grecji. Splendor spłynął też na Andrzeja Konica: w 1968 roku, wraz z całym gronem autorów serialu, otrzymał Nagrodę Ministra Obrony Narodowej I stopnia.

Szefowie dali Konicowi kilka lat wytchnienia od odcinkowych hitów (w 1970 roku zrealizował więc film "Przygody Stasia", a rok później "Motodramę"), ale w 1973 roku reżyser stanął przed nowym zadaniem. Tym razem miał się zająć dziesięcioodcinkowymi "Czarnymi chmurami", awanturniczą opowieścią z gatunku płaszcza i szpady, umieszczoną w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej. Tym razem presja politycznej poprawności była znacznie mniejsza: przygodowy serial miał opiewać bohaterstwo głównego bohatera pułkownika Krzysztofa Dowgirda (w jego rolę wcielił się zdobny w wąsy i brodę Leonard Pietraszak), stawiającego odpór zachłanności Prusaków chcących oderwać od macierzy Prusy Książęce. Władza sypnęła szczodrze pieniędzmi (wszak trwał jeszcze flirt liberalnego tow. Edwarda Gierka ze środowiskiem artystycznym) i oto 23 grudnia 1973 roku pierwszy odcinek serialu poprzedził Polakom wigilię.

Sukces "Czarnych chmur" był wręcz niebywały. Wojenki i romanse pułkownika Dowgirda z miejsca podbiły serca publiki. Reżyserowi można wybaczyć nawet to, że zrobił ukłon w stronę rządzących i przedstawiając elektora pruskiego jako łobuza i kanalię, wsparł ówczesną propagandę straszącą odwetowcami i ziomkostwami z Niemiec Zachodnich. Od ideologicznych przesłań widzowie woleli oglądać pojedynki, pościgi, galopujące wierzchowce, no i oczywiście obiekt westchnień odważnego pułkownika, czyli piękną szlachciankę Annę Ostrowską. Zagrała ją Elżbieta Starostecka, eteryczna muza filmowych lat 70.
Do kolejnego serialowego giganta Andrzej Konic przystępował jako jeden z największych nadwiślańskich speców od tego typu rozrywki. Tym razem było to "Życie na gorąco", opowiadający przygody redaktora Maja, polskiego Jamesa Bonda, tropiącego po świecie ślady nazistowskich zbrodniarzy z tajnej organizacji W. Serial wszedł na ekrany w 1979 roku, w bloku rozrywkowym popularnego Studia 2, ale okazał się pomysłem ideologicznie o kilka lat spóźnionym. Redaktor Maj (kreował go Leszek Teleszyński) tnący imperialistyczne macki od Budapesztu po Marsylię i propagujący socjalistyczny etos był znacznie mniej wiarygodny niż kapitan Kloss. Szczególnie że siermiężny socjalizm trzeszczał już w posadach i wszyscy czuli, że idzie nowe.
Nim jednak owo nowe zadomowiło się na dobre, Andrzej Konic zdążył jeszcze nakręcić w gościnnym NRD kostiumowy tasiemiec o czasach wojny trzydziestoletniej "Rächer, Retter und Rapiere", a potem na wiele lat rozstał się z serialowym rzemiosłem. Przez dekadę kręcił filmy, realizował widowiska teatralne, choćby w teatrach w Radomiu i Lublinie. Do telewizji wrócił pod koniec lat 80., by - do spółki z Juliuszem Janczurem - rozpocząć pracę na serialem "Pogranicze w ogniu". Tym razem miała to być apologia polskiego wywiadu walczącego z Niemcami w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Główne role zagrali Cezary Pazura i Olaf Lubaszenko. Ten ostatni tak wspomina w rozmowie z TVN 24 ich współpracę: - Andrzej Konic to był prawdziwy dżentelmen. Był niedzisiejszy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Miał znakomicie opanowane rzemiosło filmowe, ale nie dbał o promocję własnej osoby. Był skromny. Pamiętam go po prostu jako fajnego człowieka.

Ostatnie lata nestor polskiego serialu spędził na artystycznej wilegiaturze. Rzadko pojawiał się w mediach i częściej można go było spotkać w Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach, gdzie w tamtejszym stawie z upodobaniem łowił ryby. Bywalcy od lat plotkowali, że w wynajętym pokoju na jednym łóżku spał on, zaś na drugim jego imponujący sprzęt wędkarski. Do końca życia dementował też powracające uparcie pogłoski, że wyreżyseruje kolejne odcinki "Stawki większej niż życie". O dzisiejszym stanie polskiej sztuki serialowej wypowiadał się rzadko. W wywiadzie udzielnym Onetowi, jednym z ostatnich przed śmiercią, mówił: "Świat filmowy bardzo się zmienił, od upadku PRL-u moją uwagę przykuły właściwie tylko dwa seriale: »Na dobre i na złe« oraz »Ranczo«. Zasługują na słowa pochwały z kilku powodów: mamy w nich niezłe, zapadające w pamięć aktorstwo, dobrą pracę kamery i przede wszystkim nie czuć w nich wszechobecnego pośpiechu. Oglądam je z prawdziwą przyjemnością i radością". Trzeba przyznać, że w ustach klasyka zabrzmiało to bardzo zobowiązująco.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kulisy serialowych przebojów reżysera Andrzeja Konica - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska