Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jackiewicz: Fundują nam Disneyland, a ludzie klepią biedę

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Pokłóćmy się o Wrocław. Z kandydatami na prezydenta Wrocławia, których popierają ugrupowania obecnie zasiadające w radzie miasta, spiera się Arkadiusz Franas. W środowym wydaniu Gazety Wrocławskiej o najważniejszych problemach stolicy Dolnego Śląska z posłem Prawa i Sprawiedliwości Dawidem Jackiewiczem.

Panie Pośle, dość szybko, bo w wieku 29 lat, został Pan wiceprezydentem miasta, a przypomnijmy, że było to w 2003 roku. Potem "ucieczka" do Warszawy, ale znów Pan wraca. Tęsknota za Wrocławiem?
Po pierwsze nigdzie nie wyjeżdżałem, tylko na chwilę zostałem oddelegowany do pracy w Sejmie, by godnie tam Wrocław reprezentować. Mimo to nigdy nie zrywałem łączności z moim miastem. Jeśli dobrze pamiętam, to najdłuższy okres przez jaki mnie tu nie było to miesiąc. Poza tym jestem tu cały czas od 37 lat, czyli od urodzenia!

Trzy lata był Pan wiceprezydentem u boku Rafała Dutkiewicza. Jak Pan wspomina tamten czas?
Dobrze. To jeden z ważniejszych etapów w moim życiu zawodowym i politycznym. Dzięki tamtemu doświadczeniu doskonale zrozumiałem jak funkcjonuje 600-tysięczne miasto i jak odnajdują się w nim wrocławianie.

To wrócę do pierwszego pytania. Dlaczego chce Pan zostawić pracę posła na rzecz prezydentury miasta?
Każda z tych funkcji, poseł i prezydent miasta, to praca na rzecz pewnych społeczności. W Pana pytaniu jest sugestia jakoby prezydent miasta był czymś mniej godnym od posła, to założenie fałszywe. Doświadczenie parlamentarne lepiej pozwala poruszać się w obszarze samorządu. Pracując w ratuszu widziałem, jak niektórym moim kolegom pomagało doświadczenie, które zdobyli będąc w różnych ministerstwach. Mnie teraz też jest łatwiej odnaleźć się w wielu sytuacjach związanych z funkcjonowaniem i miasta, i państwa.

A co podczas pracy w ratuszu nie podobało się Panu w działalności ówczesnego szefa, czyli prezydenta Rafała Dutkiewicza?
Razem z kolegami z Prawa i Sprawiedliwości zaczęliśmy dostrzegać, że pierwotnie bardzo ciekawy projekt budowania marki Wrocławia stał się jego jedynym celem. A inne pomysły były i są realizowane tylko dlatego, że tak nakazuje prawo. Niewiele ponadto. Inne sprawy miasta zostały zepchnięte na margines na rzecz dobrego PR-u. Cele mieliśmy kiedyś wspólne, gorzej było z realizacją obietnic, które składał prezydent.

Można pokonać Rafała Dutkiewicza już w najbliższych wyborach?
Na pewno tak. To trochę tak jak w Polsce z rządem. Gospodarka w rozsypce, podatki są podnoszone, wiele sfer życia publicznego dołuje, a poparcie dla Donalda Tuska nie spada. Wrocławianie narzekają na korki, fatalne prowadzone remonty dróg czy sypiące się kamienice, a Rafał Dutkiewicz ma bardzo dobre wyniki w sondażach. To kwestia mitu i braku solidnej alternatywy. Kiedyś budowaliśmy wizerunek Dutkiewicza, dzisiaj tworzymy alternatywę.

A dlaczego nie spada to poparcie?
Jak się o problemach nie mówi, to ludzie się z nimi oswajają i zaczynają traktować jak zło konieczne. A do tej pory nikt głośno nie wyartykułował wszystkich bolączek naszego miasta. Trzeba otwarcie powiedzieć, że wrocławianie nie mają lekkiego życia. Dlaczego nie mogą dojechać do pracy na czas, co się dzieje w naszych szkołach, dlaczego dziury w drogach po zimie nie są łatane, a remonty tak bezmyślnie planowane, z jakiego powodu sypią się kamienice. I trzeba wskazywać kto za to odpowiada, kto powinien rozwiązywać te problemy. Trzeba zadać pytanie, czy prezydent powinien poświęcać tak wiele uwagi spektakularnym przedsięwzięciom typu Globar Forum, zamiast problemom życia codziennego wrocławian? I powtarzam, o tym trzeba mówić ludziom głośno i wyraźnie. Bo te dotychczasowe nieliczne głosy są przykrywane głośnym PR-em magistrackich urzędników.
Wydawało mi się, że ja i moi koledzy mówimy o tym dość głośno. Problem w tym, dlaczego politycy i samorządowcy zabierają głos tylko w czasie kampanii?
To nieprawda, bo nawet na łamach pańskiej gazety wiele razy wskazywałem na różne niepokojące zjawiska typu gigantomania obecnych władz miasta.

Prawda, ale to nadal były tylko pojedyncze głosy, a nie cała akcja uświadamiająca bolączki Wrocławia.

Bo i media nie podejmują wielu tematów, o których sygnalizowaliśmy. Mówiłem już, że nie wystarczy narzekać na pojedyncze problemy, tylko pokazać kompleksową propozycję. My ją mamy. To była kwestia zaufania, historia naszego poparcia Dutkiewicza, on sam konsekwentnie to zaufanie trwonił i podważał. Na co dzień przez ostatnie dwa lata głośno o tym mówili moi koledzy radni z Prawa i Sprawiedliwości. Nie podobała nam się polityka fajerwerków kosztem innych ważnych spraw i przerzucania kosztów z rzeczy potrzebnych na inwestycje wizerunkowe. A że nie robiliśmy przy okazji awantury i obstrukcji w stylu wrocławskiej PO, to chyba dobrze.

Zostawmy już Rafała Dutkiewicza.
I dobrze, bo w tym mieście jest wiele ważnych spraw do załatwienia.

OK. Spojrzałem na pana ulotkę wyborczą i jej niektóre hasła przypomniały mi niedawną kampanię przed wyborami prezydenta Polski. Napisał Pan w niej, że dość dzielenia miasta na Wrocław A i B. Jak pan to dzieli? Gdzie jest ta granica w stolicy Dolnego Śląska?
Ja nawołuję właśnie, żeby nie dzielić w ten sposób Wrocławia.

No dobrze, ale wyraźnie Pan diagnozuje taki podział. Gdzie jest Wrocław A, a gdzie Wrocław B?

Ten podział obserwuję na co dzień. Mieszkałem chyba w każdej dzielnicy, choć najbardziej związany jestem z Nadodrzem. Tam gdzie ponoć ruszył program rewitalizacji, tylko że robi się go powierzchownie. Odnawia elewacje, a zapomina o wnętrzach. Zniszczonych i zaniedbanych. A wracając do pytania, to faktycznie uznaję, że taki podział Wrocławia na A i B istnieje. A - to centrum, Rynek, pl. Solny i okoliczne uliczki oraz kilka ekskluzywnych osiedli we Wrocławiu. Natomiast Przedmieście Oławskie, Brochów, Leśnica i wiele innych osiedli to obszar B. Nikt się tymi terenami nie interesuje, są pozostawione same sobie. Nie może być tak, że są ważniejsze i mniej ważne miejsca naszego miasta. Ważniejsi i mniej ważni mieszkańcy. Solidarne miasto to takie, w którym problemy wszystkich mieszkańców są jednakowo ważne dla prezydenta. Trzeba dbać o wielkich inwestorów, ale nie można zapominać o wrocławskich kupcach. Nie można zapominać o tych mniejszych, bo zależy nam tylko na gigantach, którzy są prestiżowi. Na to nie ma mojej zgody.

Czyli konkretnie na co?
Na przykład proszę zobaczyć na sytuację Hali Targowej przy pl. Nankiera. Wielu kupców, których nikt nie chce wysłuchać. Przez likwidację tramwaju na pl. Bema ich obroty spadły o około 70 procent. Remont miał trwać rok. A teraz podobno jeszcze półtora, bo przypomniano sobie o remoncie mostu Piaskowego. A o tych ludziach zapomniano. Nie ma dla nich żadnej ulgi, żadnego wsparcia, ani nawet komunikacji zastępczej, która by dowiozła klientów. Takich sytuacji należy kategorycznie unikać. Biznes to nie tylko IBM czy Hewlett Packard. Różnica w tym, jak traktuje się tych kupców, a jak wielkich inwestorów, to właśnie wrocławski podział na B i A. Funduje nam się światowe wesołe miasteczko, taki polski Disneyland, a za dekoracjami dla mediów zwykli wrocławianie klepią biedę i borykają się z podstawowymi problemami.
A propos podziałów. Czy podoba się Panu nasz obecny podział dzielnicowy, a właściwie osiedlowy? Pod wieloma względami nie. Zwłaszcza jeśli chodzi o traktowanie niektórych rejonów miasta. Bardzo mi się natomiast podoba pomysł, który gdzieś kiedyś słyszałem, więc nie przypisuję sobie autorstwa tego projektu, by w budżecie zapisywać jakieś konkretne kwoty na rzecz danego osiedla. Wtedy byłaby szansa, że w tych zapomnianych rejonach Wrocławia wykonywano by jakieś remonty. Krok po kroku nadrabiano by zaległości ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie byłoby tego marazmu i zastoju. Potrzebny nam jest w miarę równomierny rozwój naszej metropolii, a nie tylko wybranych zakątków, prestiżowych centrów.

Nie chciałby Pan powrotu starego podziału na 5 dzielnic?
Zależy, co miałoby to znaczyć. Bo jeśli powrót struktur biurokratycznych, do których przypinałyby się jakieś układy polityczno-partyjne, to niekoniecznie, ale już nad inną formułą może faktycznie warto by się zastanowić. Najważniejsze, by tych ludzi, którzy tam mieszkają, zacząć słuchać. Oni najlepiej wiedzą, czego im potrzeba.

Jaki jest Pański rekord stania w korku we Wrocławiu?
Średnio około 40 minut.

To jest Pan szczęśliwcem, bo ja spokojnie od godziny do dwóch. Czy ma Pan pomysł, jak je zmniejszyć, bo w mieście korków zupełnie wyeliminować się pewnie nie da?
Po pierwsze zastanawia mnie, dlaczego najbardziej uciążliwe remonty zaczyna się w połowie wakacji, a kończy w październiku. Może warto to trochę przyspieszyć. Tak by zaczynały się razem z wakacjami, gdy ludzie wyjeżdżają i kończyły przed pierwszym dzwonkiem w szkołach. Po drugie wprowadzić takie zapisy w umowach na inwestycje, które wyeliminują brak odpowiedzialności inwestora za fuszerki. Nie można co kilkanaście miesięcy z robotami wracać na rondo Reagana. Po trzecie: dlaczego na ulicach nie pracują w systemie dwu-, czy trzyzmianowym. Myślę, że w niektórych rejonach można to robić bez zakłócania spokoju mieszkańców. Po czwarte, modernizacja komunikacji miejskiej, która pozwoli przemieszczać się po mieście bez auta. Do tego potrzebujemy parkingów, a jak pamiętam, to za rządów Rafała Dutkiewicza poza kilkoma prywatnymi nie powstał żaden porządny, zwłaszcza zainspirowany przez miasto. Zaprzestańmy zamykać dla ruchu kolejne obszary w centrum miasta. Możemy to zrobić, gdy wreszcie zakończymy budować nasze obwodnice i nowe mosty. Wtedy dopiero zamkniemy np. ul. Kazimierza Wielkiego, bo nie będziemy musieli tam wjeżdżać. Mam też inne pomysły, które w stosownym czasie ogłoszę.

A komunikacja miejska. Na co Wrocław powinien postawić?
Wprowadziłbym element konkurencyjności. Teraz jest monopol spółki gminnej. Pojawianie się już nawet jednej konkurencyjnej prywatnej firmy transportowej poprawiłoby punktualność kursowania, komfort podróżowania czy bezpieczeństwo. Takie firmy mogłyby przejąć obsługę tras, których nie chce obsługiwać MPK. Trzeba też wreszcie uporządkować sytuację samego MPK. Obecny system nie wymusza na tym przewoźniku dostosowywania się do potrzeb mieszkańców. Muszą jedynie wyjeździć ilość tzw. wozokilometrów zamówionych przez władze miasta i to wszystko. Gdyby powierzyć odpowiedzialność za dostosowanie siatki połączeń i rozkład jazdy, sytuacja zapewne by się poprawiła. Dziś ani władze miasta ani władze MPK nie wsłuchują się w prośby mieszkańców. Na przykład zlikwidowano autobus 139, który wiózł studentów z Nowego Dworu na uczelnie. Proszono, błagano i nikt nie zareagował. To jest niewybaczalne. Gdyby była konkurencja, na pewno pojawiłyby się choćby małe busy obsługujące tę linię. I jeszcze jedno: musimy wreszcie zwiększyć we Wrocławiu ilość wydzielonych torowisk, po których o wiele szybciej poruszają się tramwaje i autobusy. Dziś jest to tylko 50 procent torowisk, a może być ponad 85 procent. Wrocławianie sami chętniej wybieraliby komunikację publiczną.
Dlaczego żaden z Panów, mam na myśli kandydatów na prezydenta, na poważnie nie wspomina o największym bogactwie naturalnym Wrocławia, czyli setkach kilometrów szyn kolejowych. Dzięki nim można dotrzeć wszędzie.
Tutaj pewną przeszkodą jest własność linii i pewna bezwładność firm kolejowych...

Będę trochę złośliwy. Dla chcącego nic trudnego…
I ma pan rację. Mnie taka teoria też nie przekonuje. Trzeba znaleźć rozwiązanie, choć kolej twierdzi, że jest problem z okiełznaniem ruchu pociągu towarowych, by ustalić rozkład jazdy osobowych. Na pewno jest na to sposób, zwłaszcza że tych towarowych wbrew pozorom nie jest zbyt dużo. No i próba dopasowania wrocławskich tramwajowych do szyn kolejowych. To jest do zrobienia, tylko faktycznie trzeba chcieć. Jedynym problemem może być sytuacja finansowa miasta, które na wiele lat może mieć zablokowane duże inwestycje, bo ostatnio wydawano za dużo. I to stanowczo.

To może wpuścić prywatnego inwestora?

I to może być najlepsze rozwiązanie, choć w tej chwili mogę powiedzieć tylko tyle, że trzeba tu współpracy wielu instytucji i podmiotów, ale da się to zrobić.

A nasze sypiące się kamienice. Sprzedawać czy remontować?
Maksymalnie dużo mieszkań sprzedać ich lokatorom. Nawet za złotówkę. Tylko ten proces trzeba uprościć. Ja nie bardzo rozumiem sytuację, o której już wspomniałem, że miasto remontuje elewacje i sprzedaje wtedy mieszkania. I to tylko w wybranych lokalizacjach. A wnętrza blokowe i tak pozostają zaniedbane.

Wspomina Pan o sprzedaży lokatorom. Wtedy powstają wspólnoty mieszkaniowe. Z tego, co wiem, to są to ciała raczej mało mobilne. Mówiąc inaczej, ludzi nie stać, by się złożyć na przykład na odnowienie dachu czy klatki schodowej. Nie lepiej te domy w całości sprzedać prywatnemu podmiotowi, który budynek wyremontuje dokładnie i potem sprzeda ludziom, który stać nie mieszkania w takich wnętrzach. Ja wiem, że to brzmi brutalnie, ale może to jedyne rozwiązanie?
A co z lokatorami?

Zapewnić im mieszkania, które są w stanie utrzymać. Czy to w formie lokatorskiej czy też własnościowej. W nowych budynkach, które gmina zbuduje za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kamienic.
Widzę tu pewien problem. Mówimy o kilkudziesięciu tysiącach nieruchomości. Trudno będzie ich lokatorom zapewnić te nowe mieszkania. Wolę inne rozwiązanie. Niech te mieszkania na rynku wtórnym sprzedadzą ludzie, którzy już dostaną je za bezcen na własność od gminy. Jeśli nie będzie ich stać na utrzymanie, to sami się ich pozbędą, by kupić sobie mniejsze i łatwiejsze do opłacenia. Ale należy na przykład skrócić zakaz pozbywania się nabytych od gminy lokali z pięciu lat do dwóch. Te dwa to taki bezpiecznik, by ukrócić masowe spekulacje na rynku nieruchomości.
No to znów zmieniamy tematykę. Piłka nożna czy koszykówka?
Okrutne pytanie. Ja się bardzo boję, że pchanie tych wielkich pieniędzy we wrocławski piłkarski Śląsk nie przyniesie, co już właściwie widać, oczekiwanych efektów. Nie wiem, czy samorząd powinien się tym zajmować. Ja wiem, że kibice zakrzykną: zwariowałeś, my chcemy mieć silną piłkę nożna, ręczną, koszykówkę czy siatkówkę. I doskonale to rozumiem. Myślę jednak, że brak tych sukcesów z inwestowaniem miasta w sport po prostu wynika z braku doświadczenia samorządu w tej dziedzinie. Samorząd powinien wspierać sport, ale nim się nie zajmować.

No dobra, rozumiem, temat niełatwy, zwłaszcza że przed wyborami, bo głosują też kibice. To spytam inaczej. Na co Pan chodzi?
Tęsknię za dobrym żużlem we Wrocławiu. Chciałbym lepszej ligi, więcej Grand Prix.

Na koniec trochę wróżenia z fusów, czyli zabawa w polityczne przepowiednie. Nie boi się Pan, że Rafał Dutkiewicz zdobędzie Wrocław w stu procentach. I urząd prezydenta i jego ludzie zdominują radę miasta. Jak Pan wtedy widzi swoją rolę: koalicja czy opozycja?
Zawsze istnieje obawa skupienia władzy w jednych rękach. Współpraca po wyborach musiałaby być oparta już na konkretnych warunkach. Trudno myśleć o współpracy z Platformą, która wprowadza kłamstwo do życia publicznego, a na naszym podwórku również destrukcję. Widzieliśmy to na przykładzie wojny między PO a Rafałem Dutkiewiczem. Rywalizację polityczną w kampanii wyborczej zawsze rozumiałem jako element pomagający wyborcy w decyzji, bo cóż daje taka ostra walka w czasie kadencji?

Zdrowie psychiczne i poczucie, że nie jest się obojętnym.

My uważamy, że domagać się pewnych rzeczy należy podczas wyborów. A w czasie kadencji trzeba szukać dobrych rozwiązań dla wyborców, którzy obdarzyli nas swoim zaufaniem. Tam gdzie trzeba było, zdecydowanie odrzucaliśmy pomysły Prezydenta, zwłaszcza gdy chodziło o podwyżki dla mieszkańców. W innych obszarach podpowiadaliśmy, radziliśmy i doprowadziliśmy do realizacji wielu ważnych projektów. Okno życia, mapa drogowych remontów, szczepionki HPV czy lepszego wykorzystania strażników miejskich.

Czyli jeśli Pan nie wygra i klub Rafała Dutkiewicza zdominuje nasz miejski parlament... To scenariusz nierealny. Prawo i Sprawiedliwość jest w dobrej kondycji, mamy wizję rozwoju miasta, którą podziela duża część społeczeństwa. Liczę na dobry wynik i poparcie wrocławian, liczę na silną obecność PiS w radzie miejskiej, żeby można było realizować proponowaną przez nas politykę rozwiązywania prawdziwych, codziennych problemów wrocławian, albo przynajmniej uważne kontrolowanie rządzących.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jackiewicz: Fundują nam Disneyland, a ludzie klepią biedę - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska