Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk: Miasta pięknieją i toną w długach

Paweł Gołębiowski
Infografika: Maciej Dudzik
Dolnośląskie miasta w ostatnich miesiącach zadłużają się na potęgę. Im bliżej wyborów, tym więcej się dzieje - władze budują, remontują. Niestety, w dużym stopniu robią to za pożyczone pieniądze.

Ludzie cieszą się, że ich miejscowości pięknieją, ale z drugiej strony niepokojąco rosną długi. Musi więc przyjść czas, gdy trzeba będzie zacisnąć pasa. - A potem wyłączają światła na osiedlach i tłumaczą, że to z oszczędności - mówi Joanna Pyłka z Wałbrzycha. Miasto, które 2008 rok zamknęło z nadwyżką budżetową wynoszącą prawie 6 mln zł, rok później miało już ponaddziesięciomilionowy deficyt, a w bieżącym roku planuje go na poziomie 36 mln zł. Dług gminy z ponad 123 mln zł przed dwoma laty ma wzrosnąć obecnie do ponad 174 mln zł.

Opozycja grzmi, że to może doprowadzić do bankructwa, a skumulowanie inwestycji w ostatnim roku to wyborczy chwyt. - Takie działanie jest szalenie niebezpieczne, tym bardziej że dług narasta. Ze sprawozdania za pierwsze półrocze wynika, że dochody są znacznie mniejsze niż planowane, więc trzeba zaciągnąć kolejną pożyczkę i dług znów będzie większy - mówi Henryk Gołębiewski, kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej na prezydenta Wałbrzycha.

W magistracie uspokajają. - Zadłużenie jest pod kontrolą. Do 60 procent grożących zarządem komisarycznym jeszcze sporo nam brakuje - mówi Ewa Frąckowiak, rzeczniczka urzędu. - Kredyty były potrzebne, a zazwyczaj zaciągano je na inwestycje.

Nie oszczędzają też w Jeleniej Górze. Gmina w tym roku planuje wydać na inwestycje aż 170 mln zł. - Zakładaliśmy w 2010 roku deficyt w wysokości 92 milionów złotych, a po pierwszym półroczu wynosi 60,6 miliona i już się nie zwiększy - zapewnia Marek Obrębalski, prezydent miasta.

Samorządy skarżą się na coraz niższe wpływy do budżetu i tym wyjaśniają wyższy deficyt. Na przykład w Legnicy w 2008 roku wyniósł 17 mln zł, a teraz już 54 mln zł.

- Ten wzrost wynika ze stale malejących wpływów. Maleją na przykład podatki CIT i PIT, a przy tym przybywa nam zadań. Rosną między innymi zarobki nauczycieli czy dotacje do przedszkoli - tłumaczy Arkadiusz Rodak, rzecznik prasowy prezydenta Legnicy.

Inwestycja goni inwestycję również w Kłodzku. Bogusław Szpytma, burmistrz miasta, od co najmniej roku systematycznie pracuje nad tym, by odnieść sukces w zbliżających się wyborach samorządowych.

Miasta zadłużone po uszy

Rozkopane drogi, remonty kamienic, budowa boisk. Taki widok obserwują mieszkańcy większości miejscowości na Dolnym Śląsku i właśnie w roku wyborczym inwestycji jest najwięcej. I choć cieszą, to jednocześnie pojawia się obawa, że gminne budżety mogą tego nie wytrzymać, bo poziom zadłużenia rośnie w zastraszającym tempie.

Wałbrzych, który 2008 rok zamknął nawet nadwyżką w wysokości prawie 6 mln zł, ten planuje zakończyć z deficytem na poziomie 36 milionów!
Opozycję w mieście niepokoją również zobowiązania, których w budżecie nie widać. - Chodzi o kredyt na budowę Aqua-Zdroju, którego gwarantem jest gmina. Jeśli spółka budująca to centrum nie wywiąże się ze zobowiązań, to Wałbrzych będzie spłacał 170 milionów złotych przez 30 lat lat - mówi Mirosław Lubiński z Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej.

Jego zdanie podziela poseł Henryk Gołębiewski z SLD. Dodaje jednak, że Wałbrzych nie jest odosobniony w tej tendencji. - Samorządy w tym roku nadmiernie się zadłużają. Uważam, że jest to związane z wyborami - twierdzi.

Bardzo z wydatkami rozpędziła się Jelenia Góra. Gmina w tym roku planuje wydać na inwestycje 170 mln zł. - Zakładaliśmy w 2010 roku deficyt w wysokości 92 milionów, a po pierwszym półroczu wynosi 60,6 miliona i się nie zwiększy - wyjaśnia Marek Obrębalski, prezydent miasta. Nie widzi związku nasilenia inwestycji ze zbliżającymi się wyborami. - To, że jest ich tak wiele teraz, wynika z opóźnień w instytucjach zarządzających środkami unijnymi.

Kłopoty może sprawić nowa ustawa finansowa, która ma wejść w życie od stycznia przyszłego roku. Nie będzie dopuszczała, by budżetowe wydatki samorządów były większe od dochodów. Na razie jednak tak nie jest, a deficyty rosną. W Legnicy w 2008 roku było to 17 mln zł, a obecnie już 54 mln. W magistracie tłumaczą jednak, że wynika to ze stale malejących wpływów do budżetu. W tym mieście dwa lata temu na inwestycje przeznaczono 53 mln zł, a w 2010 roku - 69 mln.

Nie tylko duże miasta wydają w ostatnim czasie sporo na inwestycje. Bogusław Szpytma, burmistrz Kłodzka, od co najmniej roku pracuje nad tym, by odnieść sukces w wyborach. Widać to w mieście, gdzie inwestycja goni inwestycję. To zaś, czego nie zdąży zrobić, pokazuje na billboardach. Np. z plakatu mieszkańcy mogą się dowiedzieć, że basen, którego jeszcze nie ma, to inwestycja, na którą czekali od 40 lat. Do tego zapowiedzi, że po kanale Młynówka będą pływać gondole.

Opozycja nie zostawia na burmistrzu suchej nitki. - Jak tak dalej pójdzie, to zatopi to miasto, by zrobić drugą Wenecję - mówi Tomasz Żabski, radny PO. Dodaje, że nie o wodę chodzi, a o długi, jakie burmistrz zaciąga, by zrealizować swoje pomysły i przypodobać się wyborcom. Na większość inwestycji miasto zaciąga bowiem kredyty, a za-dłużenie sięga ponad 33 mln zł.

Kombinują, jak zrobić dobrze...

Z Robertem Gwiazdowskim, ekonomistą z Centrum Adama Smitha, rozmawia Sylwia Królikowska

Zwykle w roku wyborczym inwestycje bardzo się kumulują i pojawiają się opinie, że władze specjalnie czekały z remontami, właśnie na czas przed wyborami. Czy to sprawiedliwa ocena?
Nie powiedziałbym, że czekały specjalnie na ten czas. Ale im bliżej wyborów, tym bardziej władze zastanawiają się, co by tu zdziałać, żeby zrobić wyborcom dobrze i zdobyć ich głosy. Zdają sobie sprawę, że poprzez realizowanie inwestycji, które są przez ludzi oczekiwane, mogą zaskarbić sobie ich przychylność. I zadłużają się do granic, żeby te inwestycje realizować.

Ale przecież mieszkańcy mają świadomość, że odbywa się to kosztem zaciągania kredytów.

Dopóki wydatki na inwestycje i zadłużenie nie odbijają się bezpośrednio na ludziach, na przykład w formie podwyższonych podatków, to mieszkańcy nie odczuwają tego, że sytuacja budżetu miasta może być już nieciekawa. Tylko że zaciąganie kolejnych kredytów do niczego dobrego nie prowadzi, a inwestycje powinny być realizowane, ale w zrównoważony sposób. Kumulowanie ich w jednym roku to zły pomysł.

Władze miast, w których deficyt osiąga ponad 50 procent, uważają, że nie ma paniki i są spokojne. Czy rzeczywiście mogą być spokojne w takiej sytuacji?
Oczywiście, że nie. Przy takim poziomie deficytu na pewno nie można spać spokojnie, bo to już o krok od przekroczenia dopuszczalnej granicy. Przekonała się o tym na przykład Grecja, którą bardzo dotknął kryzys, a została spłacona tylko dlatego, że jest w strefie euro. Niestety, obserwuje się, że samorządy działają zgodnie z teorią, iż można zadłużać się w nieskończoność. Ale tak nie jest.

Samorządowcy uważają, że mają wszystko zaplanowane.

Ale wszystkiego nie da się zaplanować, bo jak by tak było, to dalej trwałby na przykład komunizm. Samorządy mogą być zaskoczone wydatkami, a przede wszystkimi mogą mieć przychody na niższym poziomie, niż zaplanowali. A kiedy do przekroczenia granicy zadłużenia brakuje kilku procent, robi się niebezpiecznie.

Podyskutuj na forum: Czy to dobrze, że samorządy zadłużają się, by zrealizować inwestycje akurat teraz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska