Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Legenda o Maryi" - baśń urzekająca prostotą (Zdjęcia)

Katarzyna Kaczorowska
"Hry o Marii" Bohuslava Martinu swoją premierę miały miejsce w Paryżu w 1934 roku. W Polsce po raz pierwszy zostały pokazane 76 lat później, w Operze Wrocławskiej - na inaugurację jubileuszowego, 65. sezonu i na otwarcie II Festiwalu Opery Współczesnej. Koprodukcja przygotowana wspólnie z Narodni Divadlo z Pragi, najważniejszą sceną operową Czech, to prawdziwe wydarzenie i obiecująca zapowiedź nowych polsko-czeskich realizacji.

Martinu w wywiadzie udzielonym w 1942 roku w Stanach Zjednoczonych, dokąd dwa lata wcześniej uciekł z okupowanej Francji, wyliczał źródła swoich inspiracji: muzyka ludowa Czech i Słowacji, madrygały (szczególnie angielskie) i twórczość Claude'a Debussy'ego.

W "Legendach o Maryi" nie tylko pełnymi garściami czerpie z bogactwa muzyki ludowej swojego kraju. Urzekają rozbudowane partie chóru - siły operowego, w tym również i dziecięcego chóru, zostały wzmocnione głosami Filharmonii Wrocławskiej - w ostatniej, czwartej części kompozycji wręcz oratoryjne. Nie dziwią nawiązania do awangardy lat 20. XX wieku, a sama muzyka, choć eklektyczna, wciąga i zaskakuje świeżością. Co ciekawe, stosunkowo najmniej do powiedzenia mają tu soliści, a najwięcej orkiestra i wspomniany chór, ale całość autentycznie urzeka.

Martinu w 1943 roku napisał, że operze szkodzi nadmiar słów mających rozwijać akcję i stopniować napięcie. Uważał, że negatywnie wpływa to na grę śpiewaków: tam, gdzie śpiew jest z natury lekki, pozwalają sobie na nadmierną gestykulację, co grozi komizmem, a tam, gdzie aria wymaga większego zaangażowania, siłą rzeczy aktorstwo nie istnieje, bo skupiają się tylko na śpiewie. Kompozytor uważał, że słowo ma znaczenie wtedy, kiedy brzmi. Dosłownie, a więc muzycznie, dźwiękiem, napięciem, a nie tylko sensem znaczeń. I jakby było mało - komponując "Legendy o Maryi" nie tworzył dzieła religijnego.

Stosunkowo najmniej do powiedzenia mają tu soliści, a więcej chór

Martinu apokryfy, ewangeliczna przypowieść i ludowe legendy o Matce Boskiej interesowały o tyle, o ile mogły dać mu odpowiednie tworzywo do budowy struktury muzycznej. Ale tak już czasem jest, że pewne rzeczy dzieją się niezależnie od pierwotnych zamiarów. Bo "Legendy o Maryi" w reżyserii Jiriego Hermana, dyrektora Narodni Divadlo, ze świetną scenografią Pavla Svobody, nawet jeśli nie chciał tego sam Martinu, i tak są dziełem pełnym wiary. Niekoniecznie dogmatycznej, raczej naiwno-baśniowej, właściwej dzieciom, najpiękniej wyrażonej w trzeciej części opery, gdy oglądamy jasełka (!). Mnie Martinu zachwycił (brawa dla Anastazji Lipert za partię Mariken i Marii, Anny Bernackiej za córkę kowala i siostrę Martę oraz Evgeniyi Kuznetsovej za Paskalinę). Spektakl wchodzi do repertuaru na pół roku, by na kolejne pół pojechać do Pragi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska