Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cristian Diaz: Jestem trochę spowolniony

Mariusz Wiśniewski
W Boliwii kibice są spokojniejsi i nie dopingują swojej drużyny przez 90 minut
W Boliwii kibice są spokojniejsi i nie dopingują swojej drużyny przez 90 minut Tomasz Hołod
Z Cristianem Diazem, argentyńskim napastnikiem piłkarskiego Śląska Wrocław, rozmawia Mariusz Wiśniewski

Jest Pan już ponad trzy miesiące w Śląsku. Zdążył Pan już poznać Wrocław?
Kiedy tylko tu przyjechałem, od razu zwróciłem uwagę, że Wrocław jest pięknym miastem. Centrum już widziałem, ale tak naprawdę na większe zwiedzanie nie miałem czasu. Problemem jest też język. Na razie więc ograniczam się do treningów i odpoczynku. Jak tylko jednak przyjedzie moja rodzina, na pewno razem zwiedzimy dokładnie całe miasto, bo warte jest poświęcenia mu uwagi.

To kiedy przyjedzie rodzina?
W przyszłym tygodniu żona z córką powinny być już ze mną. Bardzo, bardzo, bardzo za nimi tęsknię i już nie mogę się doczekać, kiedy przyjadą. Codziennie z nimi komunikuję się przez skype'a, ale to nie to samo. 27 października Azul skończy dwa latka i będziemy już razem świętowali we Wrocławiu.

Porozmawiajmy teraz o piłce nożnej. Duża jest różnica między ligą polską a boliwijską czy argentyńską? Czy może Pan po tych kilku meczach dokonać takiego porównania?
Oczywiście widzę różnice między tymi ligami, ale ciężko mi porównywać i wnikać w szczegóły. Mogę jedynie powiedzieć, że dobrze mi się tu gra i widzę przyszłość przed polską ligą, która powinna być coraz silniejsza. Jeżeli coś mogę powiedzieć, to moim zdaniem duży nacisk powinien w polskiej lidze zostać położony na młodych graczy, którzy dopiero zaczynają karierę, są na początku swojej drogi i wszystko jeszcze przed nimi. Nie należy myśleć tylko o rywalizacji teraz, walce o Ligę Mistrzów, ale trzeba myśleć o przyszłości i spokojnie budować silne zespoły. Ale to tylko taka moja prywatna uwaga.

Różnica jest wyraźna. Na mecze w Boliwii przychodzi po 30 tysięcy kibiców, a nie kilka tysięcy, jak to jest w Polsce

A atmosfera na stadionie jest podobna?
Różnica jest wyraźna. Na mecze w Boliwii przychodzi po 30 tysięcy kibiców, a nie kilka tysięcy, jak to jest w Polsce. Ale tam kibice są spokojniejsi, w tym sensie, że nie dopingują swojej drużyny przez pełne 90 minut, tak jak się dzieje tutaj. I to robi naprawdę duże wrażenie. Mimo że tych kibiców jest mniej, to atmosfera jest na stadionie wspaniała. Prawda jest jednak taka, że ostatnie dwa lata grałem w Boliwii, gdzie jest znacznie zimniej, gdzie gra się na dużych wysokościach i teraz muszę się przestawić na nowe warunki. Dlatego jestem bardziej skoncentrowany na tych różnicach, jeżeli chodzi o grę, niż na kibicach i całej otoczce. Można powiedzieć, że jestem na etapie dostosowania swojej dyspozycji fizycznej do nowego miejsca. Dlatego na przykład mam indywidualne treningi. W tej chwili dla mnie najważniejsze jest, aby jak najbardziej koncentrować się na rytmie gry, na samej piłce, jej wyczuciu, a na pozostałe sprawy przyjdzie jeszcze czas.

Jak to się w ogóle stało, że znalazł się Pan w Polsce i gra w Śląsku Wrocław?
Po dwóch latach gry w lidze boliwijskiej zdecydowałem, że czas na zmianę. Chciałem spróbować swoich sił w Europie, aby zmienić klimat i poznać nową kulturę. Po rozmowie z moim menedżerem dowiedziałem się, że jest szansa, aby przenieść się do Polski do Śląska Wrocław. Zdecydowałem się przyjechać, zobaczyć, jak wygląda klub i jaka jest w nim atmosfera. Jak już się tutaj pojawiłem, to zostałem. Wszystko zostało profesjonalnie przeprowadzone i to zadecydowało, że wybrałem Polskę i Śląsk. I muszę powiedzieć, że jestem zadowolony, iż tak się stało, bo dobrze się tu czuję.
Ile jest w tym prawdy, że miał Pan również propozycje z klubów niemieckich?
To prawda, że miałem kilka propozycji z Niemiec, ale nie było to jednak nic konkretnego. Niby mnie chcieli, ale żadne szczegóły z ich strony nie padły. Najbardziej konkretną propozycję przedstawił mi Śląsk Wrocław i tak naprawdę tylko ona mnie zainteresowała. Wszystko od początku było jasne i mogliśmy podpisać umowę.

Wiedział Pan coś wcześniej o Polsce, Wrocławiu czy może polskiej piłce nożnej?
W telewizji w Argentynie i Boliwii można oglądać podsumowania z lig europejskich, w tym z ligi polskiej. I z tych programów wiedziałem coś o futbolu polskim. Ale jeżeli chodzi o zawodników czy kluby, to nie interesowałem się tym wcześniej.

Do Wrocławia przyjechał Pan zaledwie tydzień po zakończeniu sezonu w lidze boliwijskiej. Podpisał Pan kontrakt i zaraz pojechał ze Śląskiem na obóz przygotowawczy. Praktycznie nie miał Pan urlopu. Czy teraz nie brakuje Panu odpoczynku?
Muszę przyznać, że czuję się trochę zmęczony. Nie miałem wakacji i teraz każdy wolny dzień staram się wykorzystać jak najlepiej na regenerację i wypoczynek. Poza tym cały czas tęsknię za rodziną i nie mogę się doczekać, jak przyjedzie do Wrocławia, bo wtedy będę mógł te wolne dni spędzać z nimi. To pozwoli mi też lepiej wypoczywać psychicznie, a to też jest istotne w grze w piłkę nożną.

Wspomniał Pan, że problemem w poznaniu Wrocławia jest bariera językowa. Jak Pan sobie radzi z komunikacją z trenerem i kolegami z zespołu?
Bardzo mi pomagają Antek Łukasiewicz i Marian Kelemen, którzy znają hiszpański i dużo rzeczy mi przekazują. Ale wiele już sam kojarzę. Zwłaszcza jeżeli chodzi o słownictwo futbolowe. Prawda jest taka, że jak nie zrozumiem, co mówi trener, to obserwuję swoich kolegów z zespołu i staram się robić to, co oni, tyle że z opóźnieniem. W tym znaczeniu jestem taki trochę spowolniony (śmiech). Zacząłem się uczyć już polskiego i będzie z tą komunikacją coraz lepiej.

Obserwuję swoich kolegów z zespołu i staram się robić to, co oni, tyle że z opóźnieniem

Już na pierwszy rzut oka widać, że lubi Pan tatuaże.
Muszę wyjaśnić, że w Ameryce Południowej, w przeciwieństwie do Polski, tatuaże są bardzo popularne. Bardzo często robi się tatuaże odnoszące do rodziny. I to nie chodzi tylko o piłkarzy, ale o wszystkich mieszkańców Ameryki Południowej. Przynajmniej jeden tatuaż zawsze odnosi się do rodziny. Ja mam 13 tatuaży i wszystkie poza jednym odnoszą się do rodziny. To są inicjały lub imiona członków rodziny.

W sobotę (godz. 17) Śląsk gra w Gdańsku z Lechią. Już koledzy z zespołu mówili Panu, że to specyficzny mecz, bo kibice obu zespołów darzą się od ponad 30 lat przyjaźnią.
Naprawdę? W Argentynie to nie do pomyślenia, aby kibice dwóch drużyn darzyli się przyjaźnią. Ale na boisku chyba nie ma już przyjaźni i jest normalna gra? Bo ostatnio mi się nie udało strzelić i teraz chciałbym się poprawić (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska