ZOBACZ ZDJĘCIA ZNISZCZONEJ BOGATYNI
Pan Zbigniew w ostatniej chwili uszedł z życiem, gdy mury jego domu już się waliły. Razem z rodziną uciekł przez okno, po linie związanej z ubrań i ręczników. Wczoraj wrócił do ruin, by zabrać choć część rzeczy, które wyniósł najwyżej jak mógł, na strych. Sądził, że tam będą bezpieczne. Z pomocą sąsiadów opuszcza na dół monitor komputera, spalinową kosę i kilka worków ubrań. To wszystko, co ma.
- Sprawdź, czy jest spawarka, bo była pożyczona - krzyczy. - Nie widzę, musiała wpaść do wody - odpowiada sąsiad, który myszkuje w ocalałej części strychu. Pomaga im dwóch strażaków z Wałbrzycha.
- To pierwsi strażacy, którzy się nami zainteresowali. Wcześniej, gdy prosiliśmy o pomoc, odpowiadali, że nie będą wynosić nam rzeczy - żali się pan Zbigniew.
Na brak pomocy narzekają też jego sąsiedzi. Rzeczywiście, grupy strażaków z OSP kręcą się po ulicy i obserwują sprzątających ludzi. Niektórzy donoszą wodę i chleb. To jedyny pożytek z ich obecności.
- Żywność i wodę mamy. Potrzeba nam świeczek, agregatu prądotwórczego i paliwa. Bo prądu nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie. Wiem, że straż i wojsko ma agregaty, ale nie chcą dać - skarży się Mateusz Kaleta.
Straż pożarna podzieliła zalaną część Bogatyni na dziesięć odcinków. Na każdym pracuje od 30 do 50 żołnierzy i strażaków. Zastępca komendanta wojewódzkiego PSP, st. brygadier Andrzej Szcześniak, tłumaczy, że ratownicy zinwentaryzowali potrzeby mieszkańców. Dowożą lub donoszą im najpotrzebniejsze artykuły.
Służby chcą teraz policzyć, ile osób zostało bez dachu nad głową, by zapewnić im nowe miejsca zamieszkania.
- Wierzę, że ludziom brakuje agregatów, chcą mieć prąd i zacząć wypompowywać wodę. Ale nie możemy im udostępnić naszych urządzeń. Przywieziemy motopompy i sami ją usuniemy - zapewnia Szcześniak.
Mieszkańcy liczą też, że jak najszybciej wjedzie tu ciężki sprzęt, bo na razie sprzątają jedynie łopatami. By usunąć zwały błota, kamieni, konarów drzew, wraki porwanych przez wodę samochodów i zerwane mosty, potrzeba koparek i spychaczy.
Ludzie skarżą się, że brakuje im rąk do pomocy
- Wywiozłem ze 200 taczek szlamu, ręce mi już odpadają - mówi Łukasz Sobieski. Na ponadkilometrowym odcinku ulicy wzdłuż potoku trzeba też zasypać kilka olbrzymich wyrw i skierować szeroko rozlany strumień do właściwego koryta.
Nikt jednak nie potrafi powiedzieć, kiedy zaczną się te porządki. Ma w nich pomóc wojsko. Generał brygady Mirosław Rozmus tłumaczy, że na razie koparki i spychacze nie mogą tam dojechać. Lekkie dźwigi muszą usunąć wraki samochodów i pnie drzew.
- Chcemy też wytyczyć alternatywną drogę do Markocic - dodaje Andrzej Grzmielewicz, burmistrz Bogatyni.
Ciągle zamknięta jest też droga nr 352 ze Zgorzelca do Bogatyni. Samochodem osobo-wym do miasta można dojechać od strony czeskiego Frydlantu, przez przejście graniczne w Zawidowie. Ciężarówki z pomocą dla powodzian dojeżdżają od strony Niemiec. Tamtejsza policja prosi, by kierowcy samochodów z pomocą umieszczali za szybami białe kartki papieru. Ułatwi im to przejazd.
Do Bogatyni pomoc dociera też drogą lotniczą. Wojsko dowozi czterema śmigłowcami najpilniej potrzebne artykuły, m.in. szczepionki przeciw durowi brzusznemu i tężcowi. To zabezpieczenie na wypadek możliwej epidemii. Szczepienia mieszkańców już się zaczęły, bo woda w sieci wodociągowej jest włączana nieregularnie i nie nadaje się do picia. Można z niej korzystać tylko do celów gospodarczych. Woda pitna rozwożona jest wojskowymi cysternami.
- Naszym priorytetem jest przywrócenie dojazdu do Bogatyni ze Zgorzelca. Chcemy odtworzyć drogę 352, choćby w wersji prowizorycznej. Tak by nie być skazanym jedynie na objazdy zagraniczne - mówi wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec.
Czy Twoim zdaniem akcja pomocy powodzianom prowadzona jest sprawnie? Podyskutuj na forum!
Rafał Święcki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?