Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni skok

Hanna Wieczorek
Kasia miała sześć lat, kiedy zdecydowała, że chce jeździć konno. Gdy dorosła, była pierwszą kobietą, która wygrała najważniejszą gonitwę w Polsce - derby. 20 sierpnia 1995 roku podczas 163 wyścigu w swojej karierze spadła z konia. Kilka dni później zmarła we wrocławskim szpitalu.

Od czasu tej tragedii rokrocznie na Partynicach rozgrywana jest gonitwa poświęcona jej pamięci - memoriał Kasi Litwiniuk.
Przez Wrocławski Tor Wyścigów Konnych co roku przewija się sporo ludzi, którzy chcą pojeździć i popróbować swoich sił w wyścigach. Niewielu z nich zostaje na dłużej. Bo jazda konna wymaga zdyscyplinowania i samokontroli.
- Ci, których pamiętamy, ci, którzy zdobywają tytuły, to są ludzie podporządkowujący swoje życie koniom - mówi Monika Słowik, dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych. - Kaśka na pewno była taką osobą.

Niewysoka, szczupła - to pozwalało jej startować w gonitwach płaskich i płotowych. Dla wielu jest to bariera nie do pokonania. Bo jeździec razem z siodłem może ważyć góra 53 kilogramy. Katarzyna miała nie tylko odpowiednie warunki fizyczne - była też silna i nie bała się koni. A jak podkreślają koniarze, to jest ważne, bo czasami ma się talent i możliwości, ale psychika siada.
Olga Litwiniuk wspomina, że córka postanowiła jeździć konno, kiedy miała sześć lat.
- Kochała zwierzęta. Przez nasz dom przewinęły się koty, psy, chomiki, jednak konie zajmowały w jej życiu miejsce szczególne - opowiada. - Kiedy Katarzyna była mała, często jeździliśmy na wieś. Zachwycała się krowami, kaczkami, ale zobaczyła konie i zakochała się w nich. Miała 11 lat, kiedy w końcu wymęczyła u mnie jazdę konną. Posłałam ją na Partynice, bo moja koleżanka tam właśnie jeździła.

Na Partynicach zapamiętano Katarzynę jak wyjątkowo grzeczną, spokojną i skromną dziewczynę. - Żeby wszyscy amatorzy byli tacy jak ona - wzdychają pracownicy Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych. I dodają, że była zdolną amazonką. W 1989 roku, na koniu Czajka, zwyciężyła w swojej debiutanckiej gonitwie. Dwa lata później zdobyła tytuł starszego ucznia, wygrywając na klaczy Kwesta. Mając dziewiętnaście lat, została praktykantem dżokejskim po wygraniu 25. gonitwy w swojej karierze.
Znajomi wspominają Kasię jako osobę wesołą.
- To nie był taki człowiek, który się cały czas śmiał, ale była bardzo pogodna - dodają. - Wiedziała, czego chciała.
Miała przyjaciół, grupę znajomych w stajni, w której pracowała. Razem trzymali się na Partynicach i razem spędzali wolny czas.
- Miała chłopaka, to był poważny związek - mówi Olga Litwiniuk. - Jednak konie były dla Katarzyny zawsze na pierwszym miejscu. Pochłaniały mnóstwo czasu. Zawaliła przez nie jeden rok w liceum, ale szybko to wyprostowała. Zdała maturę, dostała się na studia. Z końmi i wyścigami wiązała swoją przyszłość. Studiowała zootechnikę, chciała zostać trenerem.
- Co jest miarą jeźdźca? To dla laika może być skomplikowane - mówi Monika Słowik. - Jeżeli zatrudniamy jeźdźca, to zwykle jeździ on w jednej konkretnej stajni. I właśnie taką miarą jest, czy inni trenerzy także go sadzają na swoich koniach. Kaśka była wszechstronną amazonką. Bo choć jeździła głównie u trenera Tadeusza Dębowskiego, proponowano jej dosiady w innych stajniach - dodaje. - Nie tylko we Wrocławiu. Startowała też w gonitwach na warszawskim Służewcu. To świadczy, że doceniano jej umiejętności.

Katarzyna Litwiniuk zaczynała tak jak wielu innych. Nie od razu została zatrudniona na Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych. Przez długie lata była wolontariuszem. Przychodziła do stajni trenera Dębowskiego, pracowała i jeździła. Startowała też w wyścigach. Kiedy w 1993 roku ważył się los Partynic, nie do końca było wiadomo, co się stanie z torem, czy wyścigi jeszcze będą, czy też nie, zdecydowała się wyjechać za granicę. Tak jak wielu innych młodych ludzi. Pojechała do Szwecji - zarobić pieniądze i nauczyć się czegoś.
Wróciła i rok przed śmiercią wygrała derby. Jechała na maleńkiej, kasztanowatej klaczy Saga.
Kto nie siada, ten nie spada
- Na to trzeba i umiejętności, i taktyki - podkreśla Monika Słowik.- Można mieć świetnego konia, ale taktyką zepsuć wszystko podczas biegu. A Kaśka wygrała, choć wielu nie wierzyło, że Saga może być pierwsza na mecie.

Wśród koniarzy krąży powiedzenie: kto nie wsiada, ten nie spada. To jest w miarę normalne, zwłaszcza jeżeli zatrudnia się w stajni wyścigowej. Bo na tor wyścigowy przychodzą różne konie, często takie, które nawet siodła nie miały, i nie wiedzą, jak się zachować w boksie. A do obowiązków jeźdźca należy nie tylko udział w wyścigach, ale przede wszystkim układanie tych nowych koni.
20 sierpnia 1995 roku Katarzyna stanęła na starcie 163. gonitwy w swojej karierze. Upadek nie wyglądał źle. Wszyscy myśleli, że zaraz wstanie i pojedzie dalej. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że może dojść do takiej tragedii. Nie na ostatnim płocie. Dopiero kiedy podjechała karetka, zorientowano się, że sytuacja jest poważna. Katarzyna Litwiniuk zmarła po trzech dniach w szpitalu. W powojennej historii jeździectwa Kasia jest jedną, jedyną osobą, która zginęła w czasie wyścigów. 27 lipca na Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych odbył się Memoriał Kasi Litwiniuk.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ostatni skok - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska