Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wycieczka do zoo

Aleksander Malak
Fot. Janusz Wójtowicz
Z powodów niezrozumiałych, ale też ode mnie niezależnych, odbyłem wycieczkę do zoo. Ponieważ jedynym, co mnie podtrzymuje na duchu w sytuacjach wymuszonych przez okoliczności, na które nie mam wpływu, więc niejako stresowych, jest przekora, oddałem się obserwacjom... ludzi w mniejszych lub większych stadach krążących po ogrodzie.

Zapewne w moim spostrzeżeniu najpierwszym nie ma niczego oryginalnego, ale przez większość czasu spędzonego w zoo nie mogłem pozbyć się wrażenia, że oto obserwuję przedstawicieli mojego gatunku w stanie czystym, pierwotnym, jak powiedziałby zakochany w tautologicznych sformułowaniach znany prezes, nadspodziewanie łatwo osiągających status zoologiczny.

Specjalnie się temu nie dziwię, bo przecież wyższość rodzaju ludzkiego w rodzinie człowiekowatych, w rzędzie naczelnych, w gromadzie ssaków i królestwie zwierząt została już dawno dowiedziona, więc jej demonstrowanie wobec braci mniejszych jest jak najbardziej uzasadnione. Z drugiej jednak strony nie wywołuje również mojego zdziwienia zachowanie makaka czarnego, tego bezogonowego, który braciom większym najchętniej prezentuje owo jaskrawo czerwone miejsce na ogon z niedwuznaczną propozycją złożenia na nim (tym miejscu) pocałunku.

Nie najpierwsze spostrzeżenie w zoologu wstrząsnęło jednak mną najbardziej. Raczej następne, które odnotowałem, przyglądając się "zakale ludzkości", której przecież w zoo najwięcej. Z rodzicami, samopas, w kolonijnych grupach, harcerskich zastępach przelewają się przez ogród dzieci i najmłodsze nastolatki, że do nich się ograniczę. Ich zachowanie, od razu powiem, wcale mnie nie razi. Jest, jakie jest. Razi mnie, wprawiając w stan osłupienia, ich wygląd. Przede wszystkim rzucająca się w oczy... otyłość. I ręce zajęte już to paczką czipsów czy innym batonem oraz czerwoną puszką z napojem powszechnie uznawanym za niezdrowy.

Przyznaję, coś wiedziałem, że to problem, ale myślałem, że głównie amerykański. Tam przecież aż 25 proc. dzieci uznaje się za otyłe. W Europie ten odsetek wynosi procent 20, w Polsce podobno waha się między 12 a 16 procentami. Sprecyzujmy - 16 procent dotyczy dzieci z nadwagą, 10-12 z otyłością. Straszne. Straszne tym bardziej że w ciągu 20 lat polskie wskaźniki wzrosły trzykrotnie. Badacze alarmują: -roczny wskaźnik wzrostu otyłości u dzieci jest obecnie 10 razy większy niż w roku 1970-.

Roczny wskaźnik otyłości u dzieci jest obecnie 10 razy większy niż w roku 1970

Patrzyłem na dzieci wtłaczające w siebie te czipsy i batony, starając się nie myśleć o tym, co będzie za lat, powiedzmy 30. Wiadomo, że dzieci te czeka o co najmniej 5 lat krótsze życie. Wiadomo, że choroby, jakie je dotkną, już w wieku 30 lat, znane były dopiero ich dziadkom.

Pomyślałem, że dzieci z otyłością dlatego jest coraz więcej, iż dzieci w ogóle jest coraz mniej, więc rodzice z różnych powodów dopieszczają je. Tylko że prognozy demograficzne są koszmarne: w przyszłości dzieci będzie jeszcze mniej. Więc?

Może jednak nie należy chodzić do zoo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wycieczka do zoo - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska