Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W życiu trzeba wszystkiego spróbować. O Wojciechu Hasie opowiada Wanda Ziembicka

Robert Migdał
Wanda Ziembicka i Wojciech Jerzy Has byli ze sobą 17 lat
Wanda Ziembicka i Wojciech Jerzy Has byli ze sobą 17 lat Archiwum domowe Wandy Ziembickiej
Rzadko mówił "kocham", ale jak kochał - to całym sercem. Lubił być adorowany przez kobiety. Nigdy się nie żalił, nawet gdy był ciężko chory. Nie chciał współczucia. Uwielbiał elegancko wyglądać i pachnieć takimi samymi perfumami co Roman Polański - mocnymi, ziołowymi. O znakomitym reżyserze Wojciechu Hasie, twórcy m.in. "Pamiętnika znalezionego w Saragossie", z Wandą Ziembicką, jego ostatnią żoną, rozmawia Robert Migdał

Wojciech Jerzy Has - reżyser, scenarzysta, malarz, fotograf, grafik, ilustrator książek... A dla Pani? Wojtek, po prostu Wojtek?
Ukochany Wojtek. Największa miłość życia. Najdostojniejsza miłość. Mądra, niezwykła, aczkolwiek bardzo krótka, za krótka...

Ile lat byliście małżeństwem?
W sumie 17 lat. Ten drugi raz spotkaliśmy się za późno.

Jak to drugi raz?
Bo pierwszy raz, proszę pana, spotkaliśmy się na planie "Lalki", którą Has reżyserował we Wrocławiu, moim rodzinnym mieście. Byłam wtedy uczennicą dziesiątej klasy technikum księgarskiego. Statystowałam w jego filmie dzięki drugiemu reżyserowi tego filmu - Wojciechowi Solarzowi, przyjacielowi rodziny, który namówił mnie na tę przygodę. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Hasa. Ale nie był dla mnie - był żonaty.

Kiedy pierwszy raz go Pani zobaczyła, to przeżyła...
...olśnienie. Ja tak mam: wchodzę na salę, uśmiecham się do kogoś, ten ktoś do mnie - i już wiem, że coś między nami będzie: zbliżenie, przyjaźń, miłość...

Ale nie zostaliście parą.
Nie, choć w czasie kręcenia "Lalki" był częstym gościem u mnie domu. Moja mama, Stasia Ziembicka, robiła świetne pierogi z truskawkami i czereśniami z naszego ogrodu. Has był nimi oczarowany i często na te pierogi do nas wpadał. No i lubił godzinami rozmawiać z moim ojcem. Byli partnerami, bo mój ojciec był niespełnionym artystą - malował, grał w orkiestrze, jeździł po świecie.

Jeżeli jesteście stworzeni dla siebie, to będziecie razem. Może kiedyś...

Kiedy mu powiedziałam, że się zakochałam w panu Hasie, ojciec był za tym związkiem. Ale babcia i mama mnie potępiły - bo przecież był żonaty. Ojciec powiedział wtedy, że jak kocham, to muszę poczekać: "Jeżeli jesteście stworzeni dla siebie, to będziecie razem. Może kiedyś..." - do dzisiaj pamiętam jego słowa.

Małżeństwem zostaliście ponad 20 lat później. Nic wcześniej nie było? Do niczego nie doszło?
Nic, do niczego. Po zakończonych zdjęciach do "Lalki" pisywał do mnie listy - ale bardzo oficjalne: dziękował za udział w filmie, przysłał zdjęcia z planu. Odpisywałam też oficjalnie. Nie wiedziałam, wtedy, niestety, że w tym czasie się już rozwodził...

Przez te 20 lat spotykaliście się, choćby przypadkiem?
Kiedy zdałam maturę i dostałam się do szkoły teatralnej w Krakowie, Has się o tym dowiedział. Zadzwonił do akademika, chciał się spotkać. Ale nie miałam odwagi i wysłałam koleżankę z roku - Renatę Kretównę. No i odezwała się duma - coś mi mówiło w środku "A co ten Has sobie myśli" . Później spotykaliśmy się od czasu do czasu na kawie, ale miałam głowę zajętą cudownym, krakowskim życiem studenckim.
To kiedy "na nowo" się poznaliście?
Kiedy przyjechałam do Łodzi robić program "Zbliżenia, czyli to i owo o filmie". Has się o tym dowiedział, poprosił moją koleżankę, z którą robiłam program - Iwonę Łękawę, żeby nas umówiła. No i się zaczęło...

Jaki był Wojciech Has prywatnie?
Niedostępny, zamknięty w pancerzu. Tak bronił się przed światem. Bał się, żeby go coś znowu złego nie spotkało.

Czemu?
Bo miał ciągle pecha w realizacji swoich dzieł. To przecież on miał zrobić "Wesele". Złożył propozycję nakręcenia tego filmu, ale "Wesele" dano do zrobienia Wajdzie. Potem nie pozwolono mu nakręcić "Czerwonych tarcz" według Iwaszkiewicza - bo mu Żydów kazano zamienić na Cyganów - a on się nie zgodził. Film "Nieciekawa historia" nakręcił z Holoubkiem, który był wtedy aktorem na cenzurowanym - i obraz zatrzymano. Kolejny - "Pismak", który pokazuje miernotę zawodu, sprzedajność - został zakazany przez cenzurę. "Szyfry" też przeleżały kilka lat na półkach.

Cenię u Hasa to, że miał niezłomny system wartości, któremu się nigdy nie sprzeniewierzył. I to jest godne naśladowania. Szkoda jednak, że ciągle mu coś nie wychodziło. Miał przecież mnóstwo pomysłów, jego wyobraźnia cały czas pracowała. Może dlatego właśnie tak bardzo się wyobcował, zamknął w skorupie. I chyba dlatego też bał się uczuć.

Cenię u Hasa to, że miał niezłomny system wartości, któremu się nigdy nie sprzeniewierzył. I to jest godne naśladowania

Pani się udało, może nie otworzyć całkowicie tę skorupę, ale choć trochę ją uchylić...
Te chwile, które przeżył ze mną, były bardzo radosne w jego życiu. Tak mówił. On, który nie lubił opuszczać Łodzi, nagle znalazł się w świecie artystycznym Wrocławia. A Łódź była dla niego ważna. Kiedy na osiem lat został bez pracy, kiedy korzystał z zasiłku opieki społecznej, to właśnie w Łodzi zaproponowano mu wykłady, dzięki czemu miał z czego żyć. Dlatego kochał to miasto. Ale nagle się okazało, że gdy zaczął przyjeżdżać do mnie, do Wrocławia, to do mojego domu, na każde imieniny, zaczęli przychodzić reżyser Stanisław Lenartowicz, Andrzej Will z żoną - Ireną Lenartowicz, siostrą Staszka, Aleksander Sajkow, drugi reżyser "Lalki", czy Sylwester Chęciński...

Has wtedy odżył?
Bardzo. Został przewodniczącym Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu. Zaczęliśmy jeździć na spotkania autorskie, na Dolnym Śląsku w kinach pojawiły się jego filmy.

Był duszą towarzystwa?
Był przygaszony, ale wiele zdarzeń potrafił świetnie spuentować, nierzadko złośliwie, a to ponoć cecha ludzi wybitnie inteligentnych.

Była Pani dla niego kołem ratunkowym?
Myślę, że tak. Bo jestem spontaniczna. Reagowałam inaczej na jego zachowania niż jego poprzednie kobiety.
Nie rozumiem...
Zdarzało mu się, że podnosił głos na kobiety, ale na mnie nigdy. Miałam zawsze swoje zdanie i nie decydował o wszystkim.

Na przykład w sprawach domowych?
Na przykład. Nie palę, więc w moim starym mieszkaniu, w którym nie miałam balkonu, mógł palić tylko siedząc w oknie. A jak ja przyjeżdżałam do niego, do Łodzi czy do Krakowa, to z papierosem musiał wychodzić na balkon. Poza tym postawiłam warunek - kiedy przyjeżdżałam na weekendy, miał ograniczyć palenie.

Pod pantofel go Pani wzięła?
Nie. On się na to zgadzał, bo wiedział, że robię "takie utrudnienia" w trosce o jego zdrowie.

Jak spędzaliście wolny czas? Chodziliście razem do kina?
Tak, ale strasznie mnie to denerwowało.

Czemu?
Pamiętam ostatni film, jaki obejrzeliśmy razem - "Pożegnanie z Afryką". Obejrzeliśmy to dużo powiedziane. Has zamiast oglądać, analizował sklejki, tak jak to robił ze swoimi studentami. Mówił: "zero", "pusta klatka".

Bardzo lubiłam fotografować, ale nie wierzyli, że robię tak dobre zdjęcia. Więc, żeby im udowodnić, robiłam Hasowi zdjęcia intymne

Studiowała Pani na łódzkiej filmówce, kiedy Has był rektorem.
Choć nie miałam łatwo i dokuczali mi jak cholera: "Pani rektorowa to, pani rektorowa tamto..." Odpytywano mnie dwa razy więcej niż innych. Bardzo lubiłam fotografować, ale nie wierzyli, że robię tak dobre zdjęcia. Więc, żeby im udowodnić, robiłam Hasowi zdjęcia intymne: w piżamie, na balkonie... I nie mogli mi zarzucić, że to fotografie kogoś innego. Bo nikt inny, tylko ja, mogłam takie zdjęcia zrobić.

Podobno ważne w jego życiu były karty.
Był kabalistą. I to kabała nas połączyła na planie "Lalki". Bo ja miałam zawsze ze sobą karty, różne amulety. I drugi reżyser filmu przyciągnął mnie do Hasa i powiedział: "Masz, przyprowadziłem ci czarownicę".

Jedną z jego cech była nieustępliwość...
Gdyby poszedł na kompromis z peerelowską władzą, mógłby zrobić wiele pięknych filmów. Ale nie chciał. Mówiłam mu, gdy jechał do Warszawy: "Wojtek, zgódź się, odpuść trochę, to może ci dadzą zrobić "Osła grającego na lirze" - marzył o zrobieniu tego filmu. To był jego ostatni scenariusz napisany z Jadwigą Kukułczańską. Ale był uparty. Opowiadał mi, jak wyglądały kolaudacje, kiedy jeden z ministrów mówił: "Proszę to i to wyciąć". "Ale czemu" - pytał Has. W odpowiedzi słyszał: "Bo ja tak chcę. Nie będzie tej sceny w filmie, bo nie". I Has trzaskał drzwiami. Mam nadzieję, że ludzie doceniają dziś tę niezłomność.
Doceniają, doceniają. Pięknie mówią o nim Francis Ford Coppola, Steven Spielberg, Małgorzata Szumowska.
Nota bene jego uczennica, która mówi o nim pięknie nie tylko jak o reżyserze, ale i mężczyźnie. Kobiety zawsze go uwielbiały, a on uwielbiał kobiety.

Dawał się uwodzić?
Przecież każdy mężczyzna lubi być uwodzony. A on był wysokim - miał 190 centymetrów wzrostu - przystojnym mężczyzną o wielkim poczuciu humoru. Poza tym był elegantem przywiązującym wagę do ubioru. Używał perfum, o których mówił "Polański je ma". "Vetiver" - gorzkie, mocne, ziołowe.

A jak Panią poprosił o rękę?
W pociągu relacji Kraków - Łódź. Wszyscy pasażerowie byli zdziwieni.

W Warsie?
W przedziale. W Warsie nie, bo w wagonie restauracyjnym zawsze śmierdziało piwem, a on nie pił piwa. Nie od razu mu powiedziałam "tak". Kazałam sobie dać czas do zastanowienia.

Jak wysiedliśmy na stacji - zgodziłam się.

Pierścionek był ładny?
Jest. Ładny i elegancki, kupiony we Francji. Kiedyś go wystawię na jakąś aukcję, jak trzeba będzie zebrać pieniądze na uratowanie komuś życia.

Na Zachodzie zrobiłby wielką karierę, ale nie w Polsce, gdzie rządzili komuniści. Has miał wizje, u niego w filmie były ważne wpływy religii, Boga, fatum

Has często jeździł do Francji...
Był frankofilem. Znał francuski. Jak chcieliśmy sobie poplotkować w jakimś towarzystwie, to robiliśmy to po francusku. Pięknie też mówił po angielsku, niemiecku. Był bardzo oczytany...

I z takim talentem powinien zrobić wielką karierę na Zachodzie.
Na Zachodzie tak, ale nie w Polsce, gdzie rządzili komuniści. Has miał wizje, u niego w filmie były ważne wpływy religii, Boga, fatum.

A ta dusza romantyczna Hasa na co dzień?
Nie był wylewny. Dopiero kiedy bardzo ciężko zachorowałam i znalazłam się w szpitalu, a on był w Łodzi i nie mógł do mnie przyjechać, po raz pierwszy usłyszałam to, na co czekałam...

Co?
Kobieta lubi, kiedy mężczyzna mówi, że ją kocha i jej potrzebuje. I usłyszałam to dopiero, leżąc w separatce, po operacji usłyszałam, a nie był takim człowiekiem, który mówił "kocham" każdego dnia.

Gdy był daleko - pisał do Pani listy, kartki... Jaki był w tych listach na odległość?
Mądry. Opisywał rzeczywistość, przestrzegał mnie przed zakłamaniem, przypominał, by robić swoje. Uczył mnie w tych listach pokory. Radził, by nie obarczać się wieloma sprawami naraz.
Tadeusz Konwicki powiedział o Hasie: "Nie był płaczliwy, nie żalił się, był kategoryczny, męski".
To prawda. Nigdy się nie żalił. Nawet, gdy był już chory, to nie pisnął ani słowem. Nie pokazywał, że cierpi. Denerwowało go okazywane mu współczucie. Trudno go było wyciągnąć do lekarza. Bo to dla niego było niemęskie. Dlatego myślę, że po trzeciej operacji - Has już nie chciał żyć. Nie chciał być ułomny, nie chciał pomocy, wsparcia...

Nawet od Pani? Od żony?
Nawet ode mnie. On mnie potrzebował jako partnera, a nie kogoś, kto mu będzie pomagał. Nie chciał żony - pielęgniarki. Myślę, że Has do końca miał swój świat i ja do końca nie przekroczyłam wszystkich wrót tego jego świata.

Robił piękne zdjęcia...
Po jego śmierci musiałam uporządkować nasze krakowskie mieszkanie. Wtedy po raz pierwszy weszłam do jednego pokoju, do którego nigdy nie mogłam wchodzić. To był jego świat. I w szufladach znalazłam setki pięknych zdjęć. Byłych narzeczonych, żon i cudowne zdjęcia państwa Pendereckich. Bo Krzysztof Penderecki był jego przyjacielem, a Wojtek był ojcem chrzestnym jednego z jego dzieci. Wszystkie te zdjęcia oddałam Muzeum Fotografii w Krakowie.

Nie mieszkaliście razem.
Ja miałam pracę we Wrocławiu, on w Łodzi. Poza tym to było małżeństwo dojrzałych ludzi. Mąż był starszy ode mnie o 20 lat. On mężczyzna po przejściach, ja kobieta po przejściach.

Jak już pomieszkiwaliście razem...
To Has lubił gotować. Najbardziej uwielbiał kuchnię śródziemnomorską. I obydwoje lubiliśmy frutti di mare. Na festiwalu filmowym w Wenecji w 1988, kiedy stanął do konkursu z "Niezwykłą podróżą Baltazara Kobera" - zjedliśmy langusta diabolico, która kosztowała 350 dolarów. Jadłam i obliczałam w głowie, ile mogłam mieć za to par butów. Teraz już wiem, że człowiek musi wszystkiego w życiu spróbować i nie można wszystkiego przeliczać na pieniądze. Has mi wtedy powiedział: "Jak można być w mieście diabła i nie zjeść diabelskiej langusty?". On całe życie interesował się Wenecją - od czasu kiedy ojciec go zabrał do tego miasta, gdy miał 10 lat.

A co go denerwowało?
Brak profesjonalizmu u kolegów po fachu. To, że jego pokolenie się wykrusza, a nowe filmy są w większości nic niewarte. Miałkie, robione żeby zarobić pieniądze, byle jak. Denerwowała go utrata ambicji u młodych reżyserów.

Miał słabości?
Miał, whisky lubił. Znajomi mu przywozili z różnych stron świata.

Jak można być w mieście diabła i nie zjeść diabelskiej langusty? - pytał, a ja liczyłam ile mogłabym za to kupić butów

Czego nauczył się od Pani?
Myślę, że dzięki mnie na nowo dostał chęci do życia: zaczął jeździć po świecie.

Ale przecież nie lubił się pokazywać.
Nie lubił konferencji prasowych, wywiadów, tłumów. Był skromnym człowiekiem. W czasie wywiadów powtarzał: "Nie rozmawiajmy o przeszłości. Ja nie chcę chodzić z koroną cierniową na głowie. To mnie będzie uwierało. Chcę być wolnym człowiekiem".

W tym roku mija 10 lat od jego śmierci...
To strasznie długo, aż czasami nie mogę uwierzyć, że już tak długo nie ma Wojtka na świecie.

Był wierzący?
Wierzył w życie po śmierci. W jednej ze scen z ostatniego jego filmu - w "Niezwykłej podróży Baltazara Kobera" widzimy łódź płynącą przez Hades. Ta scena jest mistyczna. Dlatego nie pozwolił się spalić.

Śni się Pani czasami?
Dwa razy mi się przyśnił od śmierci. Tak normalnie, siedział sobie, patrzył. Niekiedy sobie z nim rozmawiam, pytam go: "A ty co byś zrobił"? I do dzisiaj mi tak zostało. Teraz też z nim rozmawiam, w myślach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska