18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damaszek - jedno z miast które nigdy się nie znudzi

Adam Radoliński
Targ w Damaszku
Targ w Damaszku Adam Radoliński
To miasto to nie Londyn czy Berlin Bliskiego Wschodu. Co prawda turystów można liczyć tu na setki ton, ale takiej atmosfery - brudu slumsów wymieszanej z ciepłem i życzliwością ludzi nie spotkałem nigdzie. Dzięki tej lepkiej atmosferze Damaszek staje się uciążliwie potrzebny.

Ja w stolicy Syrii znalazłem się z zamiarem pozbycia się złudzeń co do tego miasta Jamie zostały mi po pierwszej wizycie.

To już kolejny podobny do siebie poranek. Budzę się na kolejnym dachu kolejnego hotelu, w towarzystwie kompletnie nieznanych mi osób. Większość z nich, podobnie jak ja, podróżuje samotnie.

Zegarek pokazuje 7.30, dzisiaj zamierzam zdobyć przepustkę na teren Wzgórz Golan, kontrolowanych przez ONZ i armię syryjska.

Po ponad godzinnym spacerze i przepychankach słownych z niezliczona ilością ochroniarzy udaje mi się w końcu dotrzeć do biura przepustek. Tu wita mnie uśmiechnięty tajniak, nawet nie pyta w jakiej sprawie przyszedłem, prosi jedynie o paszport i chwile cierpliwości. Odchodząc rzuca niedbale pytanie:

- A pan turystycznie, czy jest pan dziennikarzem?
- Oczywiście ze turystycznie! - odpowiadam.

Po ponad godzinie otrzymuje przepustkę.

Dochodzi dwunasta, a słońce tego dnia jest wyjątkowo uciążliwe. Mimo to decyduje się na wyjazd do Seidnayya. Szybki posiłek kilka łyków zimnej wody, godzina w zapchanym do granic możliwości minibusie i jestem na miejscu.

Domy, ludzie (w większości katolicy), a nawet sklepy sprawiają, że w Seidnayya czuję się bardziej jak w Europie

To położone w górach miasteczko, z niesamowitym konwentem Marii Panny, zupełnie nie pasuje do bliskowschodniego pejzażu. Domy, ludzie (w większości katolicy), a nawet sklepy sprawiają, że czuję się tu bardziej jak w Europie. Sam konwent położony na szczycie przypomina z zewnątrz twierdzę, przekraczając mury świątyni trafiasz do mistycznego świata. Naścienne mozaiki, rzędy ikon i wieńczący wszystko ciemny ciasny pokoik wypełniony modlącymi się osobami, a powietrze przesycone jest zapachem kadzidła.

Kolejnym punktem wyprawy jest oddalona o 40 km Maddaba. Okazuje się jednak ze obie miejscowości nie są połączone ze sobą żadnym transportem. Decyduję się na podroż autostopem. Po 10 minutach udaje mi się zatrzymać samochód, który dowozi mnie pod sama bramę kolejnego konwentu - świętej Tekli.

Szybkie zwiedzanie, połączone z opowieścią siostry zakonnej o świętej mocy uzdrawiania św. Tekli, i udaje się do jednego z najstarszych zachowanych kościołów na świecie. Datowana na 325 rok niewielka świątynia, zasłonięta jest obecnie współczesnymi budynkami. Jej wnętrze jest surowe i niemal puste, ale zadziwiająco jasne. Jak tłumaczy jedna z sióstr opiekujących się świątynią, to dzięki usytuowaniu i rozważnemu rozplanowaniu okien, dzięki czemu o każdej porze dnia do wnętrza wpada strumień słonecznego światła.
Wieczór przynosi ulgę. Powietrze staje się lżejsze, a słońce ginie za budynkami. Na ulicach Damaszku zaczyn się robić tłoczno. Ludzie wychodzą z ukrycia, staja się bardziej otwarci i rozmowni. Stara dzielnica, która przez większość turystów jest omijana, staje się dla mnie miejscem długich spacerów. Mieszkającym tu ludziom nie przeszkadza fakt, że nie potrafię mówić po arabsku, a oni po angielsku. Zapraszają mnie na swoje podwórka, do sklepów i niewielkich, przyulicznych warsztatów. Częstują herbata i opowiadają swoja historie. Kiedy uda mi się coś zrozumieć i zapytać o coś lub potwierdzić, ich twarz rozświetla uśmiech.

Niedziela budzi mnie monotonnym śpiewem muezzina. Jest 4, godzina porannych modłów. Obracam się na drugi bok i kradnę kilka kolejnych godzin snu. Dzisiaj zaplanowałem wyprawę na Wzgórza Golan.

Wizyta w niemal zrównanej przez izraelskich żołnierzy Quneirze budzi współczucie i niedowierzanie. Zniszczone zostało tu niemal wszystko, łącznie z kościołem i szpitalem. Ponad dwugodzinne zwiedzanie tego, co zostało po mieście nie pozostawia złudzeń. Tylko ludzie potrafią tak się nienawidzić.

Po powrocie kolejny raz tonę w gęstych uliczkach starego Damaszku. Kiedy stoję wpatrzony w jeden ze starych budynków, ktoś puka mnie w plecy. Tuz za mną stoi niski, szczupły mężczyzna po pięćdziesiątce i uważnie wpatruje się w moja twarz.

Wizyta w niemal zrównanej przez izraelskich żołnierzy Quneirze budzi współczucie i niedowierzanie. Zniszczone zostało tu niemal wszystko

- Szukasz czegoś?
- Nie, tak tylko oglądam - odpowiadam.
- Jak chcesz, to zapraszam cię do siebie na herbatę.

Waham się przez chwile, ale ostatecznie się zgadzam. Niski mężczyzna okazuje się być kurdyjskim muzykiem, który od pond 30 lat żyje w Damaszku i utrzymuje się z granie w restauracjach.

Mieszkanie okazuje się jednym niewielkim pomieszczeniem, wypełnionym starymi obrazkami, zdjęciami i święcącym na zielono telewizorem. Wita nas w nim dwoje innych Kurdów - także muzycy.

Kilka kolejnych godzin mija nam na rozmowach, słuchaniu muzyki piciu pysznej herbaty z mięta.

Murat, choć żyjący bardzo skromnie, zupełnie nie narzeka za swoje życie.

- Zawsze w życiu trzeba coś robić, ważne jest by to lubić. Ja byłem już żołnierzem, nauczycielem i budowlańcem, a teraz, kiedy jestem już stary, muzyka jest dla mnie wszystkim.

W drodze do hotelu zapuszczam się jeszcze ostatni raz przed wyjazdem w zatopione teraz w ciemnościach uliczki Damaszku. Chłonąc niesamowitość tego miejsca, staram się zrozumieć - jak to możliwe, że tak piękne miasto może pozwolić sobie być winnym tak wielkiej biedy swoich mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska