Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świeży blask pigwy

Aleksander Malak
fot. Janusz Wójtowicz
Nic mnie tak nie dziwi u początku lata, jak informacja, że oto znowu największym powodzeniem wśród tegorocznych maturzystów cieszą się studia dziennikarskie.

I do 40 kandydatów ubiega się o jedno miejsce, podczas gdy kierunki studiów wspomagane sowitymi stypendiami przez państwo, także Unię Europejską (fizyka, biotechnologia), nie mogą wykorzystać przyznanych limitów, zadowalając się ułamkiem kandydata.

Rozumiem chęć sięgania po owoce z drzewa wiadomości dobrego i złego, ale nie pojmuję, co też pcha młodych ludzi do ubiegania się o indeks na studiach, które po ich ukończeniu okażą się kompletnie nieprzydatne do wykonywania tak pożądanego zawodu?

No, bo co w studiowaniu dziennikarstwa jest takiego, że studenci innych kierunków zazdroszczą "dziennikarzom"? Pomijam tu atrakcyjną siedzibę z widokiem na Odrę, "ciekawe przedmioty, jak antropologia kulturowa", doskonałe wyposażenie studiów radiowych czy telewizyjnych, wreszcie wspaniałych wykładowców, zwłaszcza tych ściąganych z zagranicy. Co sprawia, że kilkaset młodych ludzi (a pewnie na całym Dolnym Śląsku o wiele więcej) opuszcza co roku uczelnie z papierkiem, który nic nie znaczy? Przecież zapotrzebowanie lokalnych mediów da się wyliczyć na palcach, no niech tam i dwóch rąk. A reszta?

Ciekawe, że wszyscy o tym doskonale wiedzą, a jednak owczy pęd trwa w najlepsze od lat. Myślę, że znam odpowiedź. Znalazłem ją u jednego z najznakomitszych dziennikarzy, jakich wydał świat, u Marka Twaina.

"- To pan będzie mnie uczył rzemiosła dziennikarskiego? Mój panie, znam je od A do Zet i powiadam panu, że im mniej kto umie, tym więcej zrobi hałasu i pieniędzy".
Nie, to nie ta odpowiedź, choć w pięknych tych i prawdziwych skrzydlatych słowach znajduję pierwiastki hucpy, kompletnej nieznajomości ojczystego języka, że nie wspomnę szczegółowo o gramatyce i ortografii, z czym następnie stykam się w prasie, radiu, telewizji i internecie.

Miałem kiedyś wątpliwą przyjemność prowadzenia tzw. warsztatów dziennikarskich dla adeptów najpopularniejszych studiów. Położyłem przed nimi biografię Egona Erwina Kischa - papieża światowego reportażu. Kto zacz? - zapytałem. "Gdyby głupota umiała fruwać" - jak mawiał niezapomniany dr Strosmayer Nie wiedział nikt! Za to raczyli mnie zdaniami pełnymi "póki co", "półtorej dnia", "mówiąc kolokwialnie" itp.

A odpowiedź właściwa? Prosta. To "świeży blask pigwy" sprawia, że oblężenie ciągle trwa. Pigwa, owoc cierpki, nienadający się do bezpośredniego spożycia, ale jakże pociągający. Jak pięknie pachnący. To pewnie ten aromat sprawia, że jak muchy do miodu lgną do niego naiwni. Bo to pigwa jest owocem z drzewa wiadomości dobrego i złego. Nikt jeszcze nie widział błyszczącej pigwy; pokryta jest tzw. kutnerem rozpraszającym światło, ale okazuje się, że jej blask ciągle świeży. Jak chciał Mark Twain.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska