Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Willy Cohn: Nie ocalił życia, ale ocalił godność

Katarzyna Kaczorowska
Willy Cohn nie wyobrażał sobie życia poza ukochanymi Niemcami
Willy Cohn nie wyobrażał sobie życia poza ukochanymi Niemcami MATERIAŁY Z KSIĄŻKI WILLY'EGO COHNA "ŻADNEGO PRAWA - NIGDZIE"
Żył w okrutnych czasach. Kochał Niemcy i Breslau, swoje miasto. Ale w 1933 roku, po dojściu Adolfa Hitlera do władzy, życie Willy'ego Cohna, wybitnego historyka, cenionego pedagoga, gorącego patrioty niemieckiego i wierzącego Żyda zmieniło się w sposób, którego nie umiał zaakceptować. O tragicznych losach świadka i ofiary nazistowskiej polityki zagłady Żydów pisze Katarzyna Kaczorowska.

Breslau. 30 stycznia 1933 roku. Poniedziałek. Dzisiaj jest wolny dzień i przez kilka godzin siedziałem przy biurku nad książką o Normanach. Nadal sprawia mi to radość. Po południu się położyłem, ale długo nie mogłem zasnąć. Kiedy się obudziłem, nadeszła wiadomość, że Hitler został kanclerzem Rzeszy. W ostatnich dniach, po obaleniu Schleichera, należało się z tym liczyć. Obawiam się, że może to oznaczać wojnę domową. Wkrótce prawica zwycięży, ale na końcu tej drogi grozi nam komunizm! Kiedy bowiem nadejdzie rewolucja lewicowa, wówczas nie skończy się to tak łagodnie. Jeśli jednak Hitler będzie się trzymał konstytucji, to będzie także spalony u swoich ludzi. W każdym razie, nadchodzą ciężkie czasy, zwłaszcza dla Żydów! Ale wyjścia nie ma pułapka na myszy.

Cohn nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo prorocze okażą się jego słowa. Naprawdę znalazł się w pułapce na myszy, z której nie udało mu się uciec.

Nadchodzą ciężkie czasy, zwłaszcza dla Żydów! Ale wyjścia nie ma pułapka na myszy

Urodził się w 1888 roku w zasymilowanej rodzinie niemieckich Żydów. Jego ojciec Louis sam, ciężką pracą, doszedł do majątku. Matka Margarethe z domu Hainauer pochodziła z rodziny znanych wydawców muzycznych. Cohnowie przebojem weszli do elity Breslau. Rodzice Willy'ego, jak przystało na ludzi światłych i otwartych, w 1889 roku pojechali do Paryża na światową wystawę i zapewne podziwiali słynną wieżę Eiffla. Ale nie mieli żadnych kompleksów, skoro w 1902 roku w Rynku postawili dom handlowy. Po wojnie swoją siedzibę miała w nim Intermoda, dzisiaj na dole jest restauracja, a na górze biura. Niemieccy patrioci synowi dali na imię Wilhelm na część cesarza Wilhelma. Jak pisze Norbert Condrads w wydanej niedawno przez Via Nova książce "Willy Cohn. Żadnego prawa - nigdzie. Dziennik z Breslau 1933-1941. Wybrane fragmenty", w domu Cohnów w grudniu paliły się zarówno lampki chanukowe, jak i świeczki na bożonarodzeniowej choince.
Należeli do liberalnej Nowej Synagogi przy Schweidnitzer Stadgraben (część Podwala). To tam w 1901 roku mały Willy świętował swoją bar micwę.

W 1906 roku młody Cohn wstąpił na uniwersytet w Heidelbergu - fascynowała go historia. Egzamin doktorski zdał trzy lata później, nie mając nawet 21 lat. Rozprawę poświęcił historii floty normańsko-sycylijskiej - jego największą pasją, oprócz historii Żydów w Niemczech, były dzieje Włoch w okresie panowania Normanów i Staufów. Ale choć był wybitnie uzdolniony, nie miał szans na karierę akademicką, na którą tak bardzo liczył. Na Uniwersytecie Wrocławskim bardzo szybko dano mu odczuć, że bez względu na to, jakie będą jego naukowe osiągnięcia, przede wszystkim będzie Żydem. Cohn nawet nie rozpoczął starań o habilitację. Podjęta w 1929 roku próba uzyskania profesury w katedrze historii średniowiecznej i nowożytnej w Wyższej Szkole Pedagogicznej we Wrocławiu zakończyła się fiaskiem z tych samych powodów. Wybrał więc pracę nauczyciela w szkole średniej.
12 marca 1933 roku

Breslau, niedziela. (...) Wczoraj bandy SA wtargnęły do gmachu sądu - w pokoju dla obrońców wrzeszczeli na sędziów i adwokatów "Żydzi won!" i ciężko pobili mecenasa Maximiliana Weissa. Przedwczoraj zawleczono do Oswitzer Wald (Las Osobowicki) intendenta Barnaya i pobito go gumowymi pałkami oraz batem na psy. To jest właśnie Trzecia Rzesza.

16 marca 1933 roku

Breslau, środa. Wszystkich żydowskich sędziów i prokuratorów wysłano na urlopy, także tych ochrzczonych. Jeśli chodzi o to ostatnie, to odczułem pewną złośliwą satysfakcję. Adwokatom zalecono także, aby nie pojawiali się w sądzie, a nawet w biurze. W takich oto warunkach żyjemy.
Kiedy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa, Willy Cohn, od roku żonaty, został wcielony do wojska. Nie buntował się. Uważał to swój niemiecki, patriotyczny obowiązek wobec ojczyzny. W 1915 roku na froncie francuskim dostał radosną wiadomość - urodził mu się pierwszy syn Wolfgang, którego rodzina nazywała Wölfl. Cztery lata później na świecie pojawił się Ernst, a dumny ojciec

To było bardzo dziwne uczucie: nie brać po raz pierwszy udziału w wyborach

pewnie nieraz myślał o tym, jak będzie się chwalił przed chłopcami wojennymi zasługami i przyznanym mu za nie Żelaznym Krzyżem. Ale patriotyzm nie pozbawił Cohna umiejętności myślenia. To w czasie wojny zauważył, że odwaga Żydów nie jest traktowana na równi z odwagą Niemców, a tych pierwszych częściej oskarża się bezpodstawnie o tchórzostwo, dekownictwo i intryganctwo. Willy, wychowany w domu, w którym na pierwszym miejscu były Niemcy, a gdzieś daleko w tyle własne żydostwo, zaczął uważać liberalną postawę za pomyłkę. Tak jak syjoniści, uważał, że jedyną drogą dla Żydów jest budowa państwa w Palestynie. I wstąpił do Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, całym sercem identyfikując się z ideałami socjaldemokracji, a że niezależnie od wielkiej wiedzy był też sentymentalny, zawsze pamiętał o tym, by na cmentarzu przy ul. Ślężnej odwiedzić grób Ferdynanda Lassale'a.

Pracował w Gimnazjum św. Jana, jednej z najlepszych szkół w mieście, wyróżniającej się wyjątkowym duchem otwartości: zarówno grono pedagogiczne, jak i uczniowskie w równym stopniu stanowili Żydzi, protestanci i katolicy. Miał dobrą rękę do uczniów. Był lubianym i cenionym pedagogiem. I nie zaniedbywał pracy naukowej - jeździł na seminaria, konferencje, a kiedy w 1932 roku we Włoszech ukazała się jego książka o Hohenstaufach, zaproponowano mu członkostwo w naukowym stowarzyszeniu Societa di Storia Patria per la Sicilia Orientale w Katanii. Ale jego dorobek naukowy i Żelazny Krzyż okazały się bez znaczenia. W czerwcu 1933 roku Willy'ego Cohna zwolniono z pracy w Gimnazjum św. Jana. Nie był Aryjczykiem.
29 marca 1936 roku

Breslau, niedziela. Cudowna pogoda. "Niedziela wyborcza". Propaganda ze śpiewami rozpoczęła się bardzo wcześnie. Ulice pełne ludzi idących na wybory, a ci, którzy już oddali głos, nosili świecącą złotą odznakę. To było bardzo dziwne uczucie: nie brać po raz pierwszy udziału w wyborach. Myślałem o wojnie i ofiarach, jakie ponieśliśmy za Niemcy.

W 1935 r. w nazistowskich Niemczech zaczęły obowiązywać ustawy norymberskie. Zakazano mieszanych małżeństw. Odebrano Żydom prawa wyborcze. Nie mogli wykonywać wolnych zawodów, a państwo pod wodzą Adolfa Hitlera szykowało się do odebrania im ich majątków.

Zasada numerus clausus na uczelniach sprawiła, że z kraju wyjechał Wölfl. Z bólem ojciec szykował się do emigracji drugiego syna - Ernsta. Popierał wyjazdy do Palestyny. Cieszył się, że żydowska młodzież przygotowuje się do życia w kibucach na specjalnych obozach - jeden z nich istniał w okolicach Sobótki, drugi w majątku ziemskim pod Brzegiem. Ale każde kolejne rozstanie z dorastającymi dziećmi było dla niego wielkim cierpieniem. I choć w 1937 roku pojechał do Palestyny z drugą żoną Trudi, wrócił z Erec Israel do ukochanych Niemiec.

Szokiem dla Willy'ego była noc kryształowa. Cierpiał, kiedy widział dymiące zgliszcza Nowej Synagogi na Wygonie

Kolejne notatki w dzienniku pokazują ciągłą walkę z sobą, z narastającymi przeciwnościami. Rodzina Cohnów znalazła się na śmiertelnej karuzeli nastrojów. Raz Willy próbuje oszukać sam siebie i wmawia sobie, że jedynym miejscem do życia dla niego będzie Erec Israel wbrew Trudi, która nie widzi dla siebie przyszłości w kibucu. To znów przyznaje się sam przed sobą, że alija (emigracja) nie jest dla niego, a Trudi, widząc zaciskającą się wokół nich pętlę, próbuje zmusić go do intensywniejszych starań o zdobycie zgody na wyjazd. Tylko że Cohn nie potrafił żyć bez ukochanego Breslau, bez Niemiec i nie wyobrażał sobie losu wygnańca zdanego na łaskę innych. Pociechę znajdował w coraz głębszej wierze, nauce hebrajskiego, miłości do dwóch najmłodszych córek: Susannschen i Tamary i badaniach nad historią gminy żydowskiej w Breslau. To Willy Cohn odkrył, że najstarszy znany z nazwiska wrocławianin był Żydem - znalazł jego nagrobek pochodzący z 1203 roku. Dzisiaj ten nagrobek można zobaczyć w Muzeum Miejskim.

Szokiem dla Willy'ego była noc kryształowa. Cierpiał, kiedy widział dymiące zgliszcza Nowej Synagogi na Wygonie, która wtedy w listopadzie 1938 roku została spalona przez nazistowskie bojówki. Ale równocześnie sam przed sobą przyznawał w notatce sporządzonej przy okazji lektury "Mein Kampf" Hitlera, że w tym, co führer pisze o Żydach, jest sporo racji. Cohn, który do samego końca potrafił w rozmowach z nazistowskimi urzędnikami podkreślać, że jest weteranem wojennym, był dumny, kiedy Hitler ogłosił anszlus Austrii. Przyłączenie Czechosłowacji, o której napisał, że to nienaturalne państwo, uważał za oczywistość i powrót do historycznego stanu rzeczy. A po wybuchu II wojny światowej napisał z respektem: "Trzeba uznać wielkość człowieka, który nadał światu nowe oblicze".
15 listopada 1941 roku

Breslau, sobota. Kiedy wracałem do domu, spotkałem na klatce schodowej listonoszkę. Poczta przyniosła nam niezbyt miłą wiadomość - prawdopodobnie musimy opuścić mieszkanie do 30 listopada i będziemy przypuszczalnie deportowani, o ile nie upomni się o nas gmina. Dokąd i tak dalej - nie wiadomo. O tej porze roku, kiedy panuje straszne zimno, jest to podwójnie okrutne. Ale trzeba to wszystko znieść i próbować przetrzymać, w interesie dzieci, a to, co przekazywałem innym, Chazar weemaz, dotyczy od teraz także i mnie osobiście. Ale Bóg nam pomoże! (...)

Szykany narastały od 1938 roku. Stopniowo w mieście pojawiały się stemple na ławkach w parkach, na skwerach i na ulicach: "Für Juden verboten". Jedyne ławki, na jakich chory poważnie na serce Willy Cohn mógł usiąść w czasie spaceru z córkami, były na przystankach tramwajowych. Żydom ograniczano racje żywnościowe. Dzieciom odebrano kartki na słodycze. Wprowadzono obowiązek meldowania się na gestapo. Nie wolno było im chodzić do balwierza, jeździć tramwajami. Zakazano im kupowania owoców, w aryjskich sklepach nie mogli być obsługiwani, w końcu wyznaczono dwie godziny - od 11 do 13 - kiedy mogli kupić coś do jedzenia. Kiedy jedni pomagali im tak, jak Anna Jilek, dozorczyni w archiwum diecezjalnym, ostatnim miejscu, w którym Cohn po wprowadzeniu zakazu wstępu Żydom do bibliotek mógł pracować, inni donosili, że aryjski kupiec z życzliwości sprzedał im jabłka.

Żydom ograniczano racje żywnościowe. Dzieciom odebrano kartki na słodycze. Wprowadzono obowiązek meldowania się na gestapo

Cohn, który właśnie w archiwum diecezjalnym dowiadywał się o szykanach wobec księży katolickich, mając wieści z frontu wschodniego, gdzie naziści od 1941 roku rozpoczęli masowe eksterminacje Żydów, trzymał się jak ostatniej deski ratunku myśli, że deportacja oznacza wyjazd do pracy.

Nie oznaczała. Kiedy przyszedł list informujący rodzinę o wyjeździe, myślał, że deportują ich do Krzeszowa. Mieli przygotować się do 30 listopada, ale gestapo przyszło po nich 21 o świcie. 1000 wrocławskich Żydów spędzono do restauracji Schiesswerder niedaleko Dworca Nadodrze. Po czterech dniach, wieczorem 25 listopada, wszyscy znaleźli się w pociągu osobowym. Nie jechali do Krzeszowa. Pojechali do litewskiego Kowna . Tam rankiem 29 listopada zamordowano ich za miastem, w Forcie IX.

Willy Cohn miał 53 lata. Jego żona Trudi 40, Susannchen 9, a najmłodsza Tamara 3. Ale przed śmiercią Willy zdołał ukryć swoje dzienniki. Tak ocalała pamięć o nim i jego rodzinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska