Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Mroczkowska: Opuszczam Pekin

Katarzyna Mroczkowska
Fot. Katarzyna Mroczkowska
Poniedziałek. Po weekendzie i z nadzieją na trochę luzu. Pomyłka. Przez wieki zamknięta siedziba cesarzy zamieniła się w mrowisko zwiedzających. Przez Bramę Niebiańskiego Spokoju przepływa rzeka ludzi. Trochę mam dosyć.

Po "gęstym weekendzie" oczekiwałam "rzadkiego" tygodnia. Podłamana siadam na krawężniku i chce zrezygnować. Resztkami silnej woli staje w kilkunastoosobowej kolejce. Place 60 yuanow za bilet i wchodzę. Zakazane Miasto jest wielkie. Architektonicznie wszystkie budynki są do siebie podobne. Przechodzi się z jednego pawilonu przez plac do następnego. W tym cesarz robił to, a w tym tamto... Przebiegam przez kolejne "atrakcyjne" miejsca. Na koniec znajduje się w przyjemnym ogrodzie. Wiele dróżek, altany, pokręcone drzewa podtrzymywane metalowymi slupami. Robimy nawrot i wracamy boczna strona siedziby cesarzy. Dużo ciekawsza. Wąskie przejścia, korytarze, lekko ukryte pawilony. Zaplecze Zakazanego Miasta. Migiem oglądam mini muzeum i czym prędzej wychodzę za mury. Uff. Przebrnęłam. Dzisiaj zdecydowanie nie miałam dnia na turystyczne fiku miku. Nagrodę za włożony wysiłek stanowią wyśmienite noodle z warzywami i jajkiem, czarno-niebieskie kacze jajo i tofu. Świetna kuchnia w dobrej cenie (niecale 10zl).

Yiheyuan, czyli Ogród Pielęgnowania Harmonii
Po wizycie w Zakazanym Mieście entuzjazm chętnego poznawania świata travelersa znacznie opadł. Jeden powód wypchnął mnie z hostelu - przedostatni dzień pobytu w Pekinie. Jeśli nie dzisiaj to już nie zobaczę letniej siedziby chińskich cesarzy. Po dłuższej wyprawie metrem docieramy do pięknej, rozleglej przestrzeni pełnej starych drzew i ogrodów. Oczywiście musimy uiścić opłatę za wstęp. Kolejne yuany wpadają do kasy Chińczykom. Nasz wyprawowy budżet podupada. Jest równie złe skonstruowany jak rządowy, haha. Opłaca się być studentem i korzystać ze zniżek. Ewentualnie posiadać imitujący legitkę dokument. Koleżanka dostała upust na szwajcarskie prawo jazdy. Niezły ubaw. Włócząc się po zawiłych ścieżkach parkowych, wśród zieleni i śpiewu ptaków w końcu czuje, że odpoczywam. Bez mapy, po prostu przed siebie. Przyjemnie. Wspinamy się na Wzgórze Długowieczności gdzie ulokowane zostały zabudowania pałacowe i świątynie. Oryginalny, wiekowy małpi gaj. W gore, w dol, pomiędzy skalami i wąskimi przejściami, przez kolejne pomieszczenia i budynki. Raj dla dzieci. Miejscami rozpościera się widok (niestety ograniczony znacznie przez smog) na Kunming Lake. Na sztucznym jeziorze uwagę przykuwa niewielka wyspa połączona z lądem białym, marmutowym Mostem O Siedemnastu Przęsłach. Dopływamy do wysepki stateczkiem. Taki typowo turystyczny wybryk. Jest już późne popołudnie i nie zdążymy obejść jeziora dookoła. Wychodzę strudzona, ale zadowolona z wycieczki do Pałacu Letniego. Zostawia w mojej pamięci pozytywne wrażenia.

Zakonserwowany

Wychodzę strudzona, ale zadowolona z wycieczki do Pałacu Letniego. Zostawia w mojej pamięci pozytywne wrażenia.

Koło ósmej rano na Placu Tiananmen brakuje wolnej przestrzeni. Chińska flaga wciągnięta o wschodzie słońca powiewa na tle słynnego portretu. Wycieczki ciągną do kolejki jaka ustawia się do Mauzoleum Mao Zedonga. Dołączamy do niej. Ogon wije się i kilkakrotnie zakręcą. Na szczęście posuwamy się sprawnie do przodu. Prawie bez przestojów. Dla znudzonych oczekiwaniem Chińczyków stanowimy rozrywkę. Przyglądają się nam z zaciekawieniem. Zresztą przez cały pobyt w Państwie Środka wzbudzamy zainteresowanie. Bo wysokie, bo długie nosy, bo mamy śmieszne spodnie alladyny z Indii, bo dredy. Momentami mogłybyśmy pobierać drobną opłatę za pozowanie do zdjęć. Kolejka, kontrola dokumentów, kontrola osobista i bieg. To znaczy tubylcy biegną. My nie. Po odstanej godzinie (w uformowanej w pary kompanii) tip topami przechodzę obok trumny z ciałem Mao Zedonga. Chroniona szyba i barierkami, jasno oświetlona mieści osobę, która zabrała Tybetowi wolność. Moje odczucia? Ciężko stwierdzić. Raczej na nie. Chińczycy kupowali żółte kwiaty, które składali przed pomnikiem Przewodniczącego. Ja zastanawiałam się ile z tych starszych osób brało udział w Rewolucji Kulturalnej. Zobaczyłam Mao, widziałam Lenina. Kto jeszcze mi pozostał?

Good bye Beijing
Pekin zegnam bez sentymentu i żalu. Wielka metropolia. Hałaśliwa, tłoczna i z wiecznym smogiem. Droga. Najważniejsze atrakcje turystyczne zaliczyłam i nie odczuwam potrzeby powrotu do nich. Światowej klasy zabytki owszem super, ale jeden raz moim zdaniem wystarczy. No i Tiananmen... Miasto takie jak Warszawa, Moskwa czy każda inna potężna stolica. Oczywiście różnice kulturowe są fascynujące. Zwłaszcza w pierwszych dniach po przyjeździe. Te są zawsze najbardziej niesamowite. Jednak globalizacja uczyniła swoje, a ja chciałabym od tego zjawiska chociaż na chwile uciec. W ciągu tej podróży się nie da. Mam za mało czasu żeby pojechać do zachodnich Chin - Sichuanu, Yunnanu czy wymarzonego Tybetu. Cele na następne eskapady. Tymczasem opuszczam Pekin, a to zawsze wiąże się z nowymi przygodami. Jade do X'ian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska