Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy za trzy dni obudzi nas kac?

Arkadiusz Franas
Fot. Paweł Relikowski
W poniedziałek, 5 lipca 2010 roku, obudzimy się w takiej samej Polsce, jaka była dzień czy dwa dni wcześniej. Podzielonej na zwolenników Bronisława Komorowskiego, czyli przeciwników PiS, i fanów Jarosława Kaczyńskiego, czyli tych, co to nie lubią Platformy Obywatelskiej. Choć każda z tych grup będzie w nieco odmiennych nastrojach.

Ważne, by nie był to klasyczny narodowy poniedziałkowy kac, czyli uczucie z serii: co ja, k..., najlepszego narobiłem. Będzie to o tyle nietypowe uczucie, bo syndrom dnia następnego może nam towarzyszyć nawet wtedy, gdy w niedzielę wieczór nie spożyjemy ani promila. Aby zminimalizować szansę na tę dolegliwość, wystarczy pójść na wybory i oddać głos. Więcej już nie możemy zrobić. A na kogo głosować? Na człowieka, którego znamy od lat. Zapomnijmy o kampanii wyborczej i tysiącach obietnic. Nie wierzmy uśmiechającym się twarzom z ostatnich tygodni. Przypomnijmy sobie, czy taki sam uśmiech u owego kandydata występował rok czy pięć lat temu. Bo tylko tamten był prawdziwy. Jak ktoś ma pogodną naturę, to tak szybko się nie zmienia. A z zacietrzewionego ponuraka nigdy się nie zrobi optymisty. Ten typ już tak ma. I nawet jak nam pokazuje zęby, to bardziej szczerzy kły, niż okazuje radość. To tak jak w małżeństwie. Tylko naiwnie zakochani uważają, że z jędzy zrobią dobrą kobietę. Bo niby miłość ma taką moc sprawczą. Się nie da. Zauroczenie mija, a pięćdziesięcioletnia jędza jest duża gorsza od tej o trzydzieści lat młodszej, co to do nas swe oczęta mrużyła. Też dlatego, że powieki jej oklapły. Bo jak już w XVII wieku napisał mistrz Charles Perrault, z wilka nigdy nie da się zrobić pogodnej babci.

W poniedziałek, 5 lipca 2010 roku, obudzimy się w takiej samej Polsce, jaka była dzień czy dwa dni wcześniej

Jeśli ktoś swoich przeciwników politycznych kilka lat temu porównywał do funkcjonariuszy ZOMO, a jednym ze swoich najbliższych wspópracowników zrobił Andrzeja Leppera, aby tylko nie stracić stanowiska premiera, to jego hasło, że "Polska jest najważniejsza" i że Polska nie może być podzielona, brzmi mało wiarygodnie. Albo jak mam uwierzyć zatwardziałemu kawalerowi uważającemu, że "rodzenie dzieci musi stać się modne". Choć dobrze wiem, że niekoniecznie do tego potrzebni są mąż i żona. Można inaczej, ale chyba zatwardziały katolik nie stał się nagle zwolennikiem miłości pozamałżeńskiej? Oczywiście równie wątpliwe są deklaracje o konieczności przywrócenia 50-procentowej ulgi na bilety dla studentów w kontekście tego, że taki pomysł już w szufladach sejmowych czeka od wielu miesięcy, a ów kandydat do tej pory nim się nie zajął. Niepokoi mnie także deklaracja o konieczności zmniejszenia liczby senatorów w ustach człowieka, którego partia kilka lat temu obiecywała całkowitą likwidację tej izby parlamentarnej i jakoś o tym zapomniała. Jednym słowem, w niedzielę musimy dokonać wyboru. Koniecznie. Szkoda tylko, że najwięcej czasu zajmie nam poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: który mniej kłamał?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy za trzy dni obudzi nas kac? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska