Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeżyj wakacje z duchami i... potworami

RS
Nie wierzymy w nie, ale historie o duchach, zjawiskach paranormalnych, potworach, tajemniczych istotach żyjących w górach i lasach od stuleci rozpalają naszą wyobraźnię. Niektóre z nich okazują się bardziej lub mniej zręcznymi oszustwami. Innych nie udaje się wyjaśnić, choć badacze posługują się najnowocześniejszymi metodami - pisze Rafał Święcki

Najbardziej znanym i chyba najdłużej poszukiwanym potworem z głębin jest Nessie ze szkockiego jeziora Loch Ness. Stał się on znanym na całym świecie elementem popkultury. Choć jego istnienie jest mocno wątpliwe, co roku tysiące turystów przyjeżdża nad Loch Ness w nadziei, że zobaczą słynnego stwora.

Pierwsze pisane wzmianki o potworze w wodach Loch Ness znalazły się w podaniach Żywotu św. Kolumba datowanych na ok. 700 rok n.e. Według tych przekazów, święty ok. 565 r. n.e. uratował jednego z wieśniaków przed atakiem potwora. Przekazy o Nessie powtarzają się na przestrzeni wieków, w relacjach spisywanych przez podróżników.

Międzynarodowy rozgłos potwora z Loch Ness zaczął się jednak dopiero w XX wieku. W 1933 roku w jednej z lokalnych gazet ukazała się informacja o przygodzie właściciela jednego z hoteli. Twierdził on, że widział w jeziorze zwierzę podobne do wieloryba. Gazeta "Inverness Courier" donosiła: "Oto w piątek zeszłego tygodnia mieszkający w pobliżu Inverness znany biznesmen jechał wraz z żoną północnym brzegiem jeziora. W pewnej chwili oboje w osłupieniu skonstatowali, że coś przerażającego wyrzuca w górę wodę (...). Stworzenie baraszkowało całą minutę. Kształtem przypominało nieco wieloryba. Wzburzona woda pieniła się i przelewała jak we wrzącym kotle (...).
Patrzący odnieśli wrażenie, że uczestniczą w niesamowitym wydarzeniu, i uświadomili sobie, że nie był to zwykły mieszkaniec głębiny".

Po tej publikacji zaczęły się mnożyć doniesienia o spotkaniu tajemniczego zwierzęcia. Tylko w ciągu tego roku odnotowano łącznie 50 takich przypadków. Nessie widywano w wodzie i na lądzie. Świadkowie opisywali 10-metrowego stwora, który na grzbiecie miał mieć dwa garby i długą szyję pokrytą sierścią lub wełną. Inni twierdzili, że przypominał słonia lub wielkiego ślimaka.

12 listopada 1933 roku wykonano pierwsze zdjęcie. Fotografię wraz z relacją świadka opublikował szkocki dziennik "Daily Mail". Naukowcy oglądający zdjęcie nie potrafili dojść do porozumienia. Twierdzili, że jest to wieloryb o butelkowatym nosie, duży gatunek rekina lub zbutwiała kłoda drewna. Wyjaśniano też, że zdjęcie przedstawia płynącego psa z kijem w pysku.

W grudniu 1933 r. nakręcono krótki film z potworem z Loch Ness. Ekipa po trzech godzinach oczekiwania nad jedną z zatok sfilmowała przepływający w odległości ok. 100 metrów obiekt. Film trwał dwie minuty. Zarejestrowane na nim zwierzę miało 5 metrów długości. Z tego filmu do czasów obecnych zachowało się jedynie kilka klatek.

W kolejnych latach doniesienia o spotkaniach z potworem powtarzały się. Robiono kolejne zdjęcia, które rzekomo miały przedstawiać stwora. Autorzy zajmujący się tą tematyką dostrzegli jego dziwną właściwość. Zwykle Nessie pojawiał się w okresie letnim. Z biegiem czasu stał się wielką atrakcją turystyczną jeziora, wokół którego wielu mieszkańców zarabia dzięki turystom.
W grudniu 1954 r. po raz pierwszy użyto do poszukiwań echosondy. Członkom załogi łodzi udało się zarejestrować obraz dziwnego obiektu na głębokości ok. 150 metrów. Według specjalistów nie była to ławica ryb, lecz duży jednolity obiekt.

Na przestrzeni lat jezioro Loch Ness badane było przez różne ekspedycje naukowe. Żadna z nich nie dostarczyła niezbitych dowodów na istnienie Nessie. Niektóre wykluczały istnienie zwierzęcia. Szukano go przy użyciu łodzi pod-wodnych, sonarów i sieci, rozmieszczonych pod wodą mikrofonów.

W 2003 r. naukowcy i telewizyjna ekipa stacji BBC przeprowadziła zakrojone na jak dotąd największą skalę badanie jeziora. Przy użyciu nawigacji satelitarnej i sonarów przeczesano cały akwen. Nie znaleziono żadnych śladów.

Historia poszukiwań Nessie obfituje też w wiele prób oszustw.

Pierwszego fałszerstwa dokonano w 1933 roku. Wynajęty przez redakcję "Daily Mail" profesjonalny myśliwy miał znaleźć potwora. Nie spotkał go, ale znalazł jego ślady. Wykonane odciski zbadali biolodzy. Okazało się, że zrobiono je za pomocą spreparowanej nogi hipopotama.

Zdjęcie chirurga powstało rok później. Jego autorem był lekarz Robert Wilson. Ostre i doświetlone zdjęcie przedstawiało wystającą z wody długą szyję, zakończoną małą główką. Po wielu latach okazało się, że spreparowaniem zdjęcia zajmowało się kilka osób. Na łożu śmierci jeden z mistyfikatorów wyznał, że szyja i głowa zostały wykonane z gliny. Model przyczepiono do niewielkiego zanurzonego pływaka i następnie sfotografowano jako głowę Nessie.

Inne głębokie i wielkie jeziora też mają własne potwory. Od wielu lat w japońskim jeziorze Ikeda trwają poszukiwania stwora zwanego Issie. Nikomu jednak nie udało się go dokładnie sfotografować, choć wielu próbowało. Według "szczęśliwców", którym udało się go zobaczyć, jest to zwierzę przypominające plezjozaura (rząd wymarłych 65 milionów lat temu wodnych gadów) o długości około 10 metrów. Issie został po raz pierwszy zaobserwowany w 1961 roku. Ale najdłuższe, trwające cztery minuty spotkanie miało miejsce 3 września 1978 roku. Tego dnia Yutaka Kawaji z rodziną wypłynął swą łodzią na jezioro. Po chwili wszyscy zobaczyli grzbiet zwierzęcia wystający ponad wodę. Yutaka zaczął płynąć za tajemniczym stworem, jednak ten po kilku minutach przyspieszył i zniknął w głębinie. Kilka miesięcy później udało się wykonać pierwszą fotografię potwora. Inny Japończyk, obserwując jezioro przez teleobiektyw, zauważył, że po jego powierzchni przesuwa się dziwny kształt, tworzący zawirowania w wodzie. Wykonał serię zdjęć. Na żadnym nie widać jednak dokładnie potwora. Poszukiwania i próby uwiecznienia Issie trwają. Zwykle doniesieniom o każdej nowej obserwacji towarzyszy medialna wrzawa, która napędza nad jezioro rzesze turystów.

Podobne zainteresowanie, jak potwory z głębin, wzbudzają historie o aborygeńskim Yowie, kenijskiej olbrzymiej małpie zwanej przez tubylców - Geritem lub wenezuelskim człowieku lasu. Badacze od lat próbują weryfikować doniesienia o pojawiających się na całym świecie wielkich człekokształtnych istotach.

Potwór z głębin, Yeti z gór, duchy białych dam. Wabik turystów? Może tak, może nie

Najbardziej znanym hominidem jest na pewno himalajski yeti. Nigdy nie potwierdzono jego istnienia. Większość świadków widziała go tylko ze znacznej odległości i przy złej pogodzie. Himalaiści i tubylcy spotykali wprawdzie duże odciśnięte w śniegu ślady łap. Prawdopodobnie były to jednak odciski płochliwego tybetańskiego niedźwiedzia błękitnego. Przechowywane w klasztorach tybetańskich "skalpy yeti" to w rzeczywistości fragmenty futer niedźwiedzi lub małp.
Mongolskim odpowiednikiem yeti jest Alma. Pierwsze wzmianki o tajemniczej poruszającej się na dwóch nogach, pokrytej sierścią postaci pochodzą z 1430 roku. Na Almę w górach Tien-Szan natknął się bawarski podróżnik Hans Schiltberger. Małpoluda widywano w wielu innych miejscach Azji. Według relacji świadków budową ciała przypomina neandertalczyka. Jest wzrostu dorosłego mężczyzny, ma wydatne łuki brwiowe i cofnięte czoło.

Kuzynem yeti ma być małpolud Wielka Stopa. Indianie żyjący w Górach Skalistych nazywają go Sasquatch. Nazwa pochodzi od ogromnych śladów stóp, które były najczęstszym znakiem jego obecności. W 1924 roku tajemnicza istota obrzuciła kamieniami domek, w którym mieszkało czterech górników. Niespełna dwadzieścia lat później Wielka Stopa weszła do jednego z domów w kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej, płosząc jego mieszkańców. Małpoluda udało się zarejestrować na taśmie filmowej. 17-sekundowy film został nakręcony 20 października 1967 roku. Jego autorem był Roger Patterson, który razem ze swoim przyjacielem Robertem Gimlinem przemierzał konno pustkowie. Nagle ich wierzchowce spłoszyła pokryta sierścią, wyprostowana, poruszająca się na dwóch nogach istota. Patterson zarejestrował jak zwierzę niespiesznie idzie, obraca się, spogląda na jeźdźców, po czym znika wśród drzew.

Naukowcy spierali się co do autentyczności nagrania. Niektórzy uznawali je za oszustwo. Inni twierdzili, że sposób poruszania się małpoluda jest tak charakterystyczny, że przebrany człowiek nie potrafiłby go podrobić. Roger Patterson, umierając na raka w 1972 roku, nawet na łożu śmierci zapewniał, że jego film jest autentyczny. Wiele lat później jeden z jego znajomych publicznie stwierdził, że to on wystąpił w filmie w kostiumie małpoluda. Nie wiadomo, czy mówił prawdę, czy chciał jedynie zdobyć chwilową sławę. Zagadka Wielkiej Stopy pozostaje więc nierozwiązana.

Świat nauki nigdy nie uporał się z innym zjawiskiem, towarzyszącym ludzkości odkąd wierzymy, że człowiek po śmierci przeistacza się w postać niecielesną. Duch człowieka nadal myśli i odczuwa. Tę wiarę można znaleźć w wielu religiach.

Chrześcijańska naucza, że dusze po śmierci idą do nieba, piekła lub czyśćca. Ale nie dzieje się to od razu, dusze zmarłych przez pewien czas pozostają w zaświatach. Niektóre, np. osób nagle zmarłych, pozostają w tym miejscu na dłużej, często wywołując przerażenie wśród żywych. Stąd nawiedzone domy, statki widma i inne zjawiska, których nie potrafimy wyjaśnić.

W 1963 roku, podczas pierwszego po II wojnie światowej Grand Prix Japonii, na torze Suzuka koło Nagoi doszło do poważnego wypadku. Zginął w nim faworyt wyścigu Masao Asano. Jego samochód miał numer 42. W języku japońskim numer 42 czyta się shi ni. Słowa te mają jeszcze jedno znaczenie - oznaczają "umierać".

Po kraksie organizatorzy wyścigów zakazali używania numeru 42 na japońskim torze. Jednak podczas kolejnych zawodów, sędziowie obserwujący pojazdy stwierdzili, że w czasie 25 okrążeń, 8 razy widzieli pojazd z numerem 42.

Najlepiej udokumentowanym przypadkiem działalności duchów są wydarzenia, które miały miejsce pod koniec lat 60. w niemieckim miasteczku Rosenheim. Według specjalistów w kancelarii szanowanego prawnika pojawił się tak zwany poltergeist. Złośliwy, hałaśliwy duch, który za wszelką cenę stara się straszyć ludzi.

Początkowo w biurze prawnika uporczywie dzwoniły telefony i przepalały się bezpieczniki instalacji elektrycznej. Wezwani do naprawy fachowcy stwierdzili duże i niewyjaśnione przepływy energii i zakłócenia w jej dostawach. Wkrótce zaobserwowano, że dziwne zjawiska mają związek z dziewiętnastoletnią sekretarką prawnika. Gdy Annemarie Schneider przechodziła korytarzem, wiszące pod sufitem lampy zaczynały się kołysać. Zjawisko to sfilmowano. Tajemnicza siła przesuwała też ciężkie meble. Zbadaniem zjawiska zajął się między innymi doktor Friedbert Karger, fizyk z Instytutu Maxa Plancka. Wyjaśnić próbowała go też policja. Nie zdołano udowodnić oszustwa ani odkryć przyczyny tych zjawisk. Gdy młoda kobieta zmieniła pracę, powtórzyły się one w nowym miejscu. Dopiero z czasem przestały się pojawiać.

Według środowisk naukowych zjawiska poltergeist nie istnieją. Sceptycy tłumaczą je przewidzeniami lub wybujałą wyobraźnią obserwatorów. Osoby przekonane o realności tych zjawisk, uważają, że występują one w obecności jednej tylko osoby. Najczęściej jest to młoda kobieta, która nieświadomie, emocjonalnie wpływa na otoczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska