Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Napieralski zepsuł mi wakacje

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Jeszcze całkiem niedawno myślałem, że dziś rozbrzmi ostatni dzwonek, obejrzę świadectwo córki i po, mam nadzieję, słownej pochwale udzielonej latorośli rozpoczniemy wakacje. Nic z tego. Wszystkim nam został jeszcze jeden egzamin: 4 lipca z miłości do ojczyzny.

A wszystko przez niejakiego Napieralskiego Grzegorza Bernarda. Namieszał nam nieco w pojedynku między Kaczyńskim Jarosławem Aleksandrem i Komorowskim Bronisławem Marią. "Zabrał" im 2 299 870 głosów i mamy dogrywkę.

A co gorsze spowodował, że dwaj ostatni zaczęli się nieprzyzwoicie do niego umizgiwać. Na przykład Jarosław Aleksander, chcąc się przypodobać lewicy, w desperacji ostatnio nawet przyznał, że Józef Oleksy "to polski lewicowy polityk starszo-średniego pokolenia". Jezu! Nie postkomunista, beton, agent Olin? Już prezesowi PiS nie przeszkadza, że ów były premier z SLD w latach 1970-1978 był tajnym współpracownikiem Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego? Mdleję... OK, już mi trochę lepiej. Czyli rozumiem, że teraz 13 grudnia bojówki Prawa i Sprawiedliwości pójdą pod dom generała Wojciecha Jaruzelskiego z transparentami "Ave generał", a na ich ustach będzie rozbrzmiewać na przemian: "Wyklęty powstań ludu ziemi..." ( to "Międzynarodówka", jakby ktoś zapomniał) i "Boże, coś Polskę", a potem go poproszą, by przyjął buławę marszałka Polski. Chciałbym to zobaczyć. Tak samo jak scenę, gdy posłanka Anna Sobecka przekazuje sobie znak pokoju z eurodeputowaną Joanną Senyszyn. I to bez wgryzania się w kark.

Jest tylko jeden problem w tych umizgach Kaczyńskiego i Komorowskiego do Grzegorza Bernarda. Nikt tak naprawdę nie wie, czy te ponad dwa miliony rodaków to faktyczny elektorat lewicy, czy Polacy, którzy mają dość już i PO, i PiS, i szukają czegoś innego. Bo ja mam nieodparte wrażenie, że ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Bo czy ktoś zauważył, aby tzw. lewica ucieszyła się z dobrego wyniku Napieralskiego. Nie widzę euforii na twarzach jej liderów, np. Ryszarda Kalisza czy Wojciecha Olejniczaka. Może dlatego, że liczyli oni na... przegraną swego przywódcy i przejęcie władzy w SLD. A tu taki surprajz.

I co mamy zrobić za tydzień? Na pewno pójść na wybory

Tyle głosów. I oni sami chyba wiedzą, że te dwa miliony to nie nawróceni socjaldemokraci, tylko Polacy rozczarowani i zmęczeni utarczkami Platformy z bulterierami Kaczyńskiego. Uwiódł ich młody polityk, który potrafi i zatańczyć, i zaśpiewać, i jeszcze jabłka rozdaje pod fabryką. W końcu komuś trzeba zaufać. Inna sprawa, czy Grzegorz Bernard będzie potrafił te poparcie zdobyte dla siebie zachować w wyborach parlamentarnych za rok, gdy ewentualnie zostanie twarzą całej lewicy.

I co mamy zrobić za tydzień? Na pewno pójść na wybory. I tak jak to dzieje się od kilku lat, zagłosować... przeciwko komuś. Bo u nas kandydaci za wiele nie mówią, co by zrobili, tylko wmawiają nam, czego ich konkurent nie zrobi lub uczyni źle. Czyli: głosując na Komorowskiego jesteś przeciw Kaczyńskiemu, oddając głos na Jarosława Aleksandra wyrażasz niezadowolenie z poczynań Bronisława Marii. Nie podoba mi się

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska