Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ja nie kocham ludzi, ja kocham zwierzęta

Paweł Zarzeczny
Polskapresse
No więc u mnie, wyjątkowo, wybory już się zakończyły. Zwyciężył Jarosław Kaczyński. Ten, co to wierzy w "inteligencję Polaków". Czyli tak jak ja, z tym że ja poprawniej wymawiam słowo inteligencja. Nie Gienia, a Genia, to robi różnicę. Ale ponoć nikt nie jest doskonały. Kaczka otrzymał u mnie w domu 300 proc. głosów.

Czemu? Bo jest za Polską, za biedą, za sprawiedliwością. Mam ten przywilej, że posiadam cały jeden głos. Więc go właśnie używam. Z dumą. A te dwie inne osoby w moim domu już zwerbowałem. I to tyle o Komorowskim, u nas w Zalesiu nie ma ten chłop żadnych szans. U nas lipa nie przejdzie. Ale, ale... miałem dziś pisać o zwierzątkach (nie o politykach, bo tym nawet do zwierząt sporo brakuje).

To są nasi najprawdziwsi bracia. Przyjaciele. Domownicy. Ja mam trzy koty (Stara Kota, Łacia i Rysio), no i psa. Właśnie go pochowałem w swoim lesie w Wildze, przepięknie głupi to był owczarek niemiecki Max. Nie przepuścił nikomu i chronił całą okolicę, przegonił nieraz złodziejaszków, narkomanów, pętaków. Nie spał w nocy, żebym ja mógł się wyspać. Miał niesamowitą cierpliwość, wysłuchując moich wielogodzinnych monologów. I całował mnie po rękach. Był moim najukochańszym dzieckiem. Był... Raz w życiu zrobiłem teledysk, nagrywając jego ostatnie chwile, z brzmieniem Jem "It's amazing". Bo on był amazing... Jak Szarik, jak Cywil... To zwykłe zwierzę ważniejsze okazało się dla mnie niż niejeden człowiek. Niż wszyscy ludzie. Wszyscy. A za chwilę w moim domu pojawi się jego brat, też owczarek, ale tym razem kaukaski. Już się boję, kogo pogryzie i zagryzie, może mnie... Jak dostanie kopa (bo pies musi czuć silną rękę).

Nie udawajcie, że wam tych zwierząt szkoda, wbijając widelec w kolejny plaster szynki, w pasztet... Wam pieniędzy szkoda. A nie przyjaciół

Ale zaryzykuję to starcie. Bo kocham zwierzęta. Bardziej niż ludzi. Wiele lat eksperymentowałem. Miałem królika, chowałem ptaki, mam pod drzewami wyłupiaste żaby i sroki (mają takie kapitalne pasiaste biało-czarne upierzenie jak mój ukochany Newcastle United).

Coraz częściej patrzę właśnie na zwierzęta. Czyli na domowników. Obserwuję. Są od nas, ludzi, mądrzejsze i skromniejsze. Czasem widzę, jak ze sobą rozmawiają, jak się ostrzegają. I jak niewiele chcą. Jak potrafią chodzić głodne, ale radosne. Kot czy pies nigdy nie wyliże miski do końca. Nie wypije nigdy całej wody czy mleka. I nie zje ostatniej kości. Zostawi na jutro. Kot i pies myślą często więcej od nas.

Ostatnio sporo się o zwierzętach mówi. Że giną przy powodzi. Jak zwykle muszę zaprotestować, czyli prawdę napisać. Utonęły cztery świnie? Nie, one uciekły przed zabiciem siekierą, bo tylko taki je los czekał w tych chałupkach. I do Bałtyku trafiły, na basen, a nie na stół. Kaczki potonęły? Przecież to wy, bohaterowie reportaży, wyrywacie im lotki za młodu, żeby nie mogły odfrunąć i żeby je sprzedać z jabłkami i buraczkami. Konie? Cielęta? Nie zapomnę nigdy, jak na podwórku mordowano cielę, te wielkie cielęce oczy leżały na trawie, a babcia podawała mi na obiad surowy, przepyszny móżdżek… No więc nie udawajcie, że wam tych zwierząt szkoda, wbijając widelec w kolejny plaster szynki, w pasztet... Wam tylko pieniędzy szkoda. A nie przyjaciół.
Moja córka nigdy nie czytała książek. Nigdy. Nawet myślałem, że jest tępa i że chyba nie moja. Aż odkryła swoje kartki, jak ja odkryłem kiedyś Winnetou. Jej bajka nazywa się "Zmierzch", jest to jakaś kilkudziesięciotomowa powieść o wampirach. Dzięki tej fascynacji (jak ja Sienkiewiczem, Prusem, Hłaską, Tyrmandem) nie tylko nauczyła się czytać (a jak czytasz, to umiesz i pisać, masz własny charakter pisma), ale sama dwie książki napisała po polsku, no i dwie po angielsku. No więc jej największą zaletą jest to, że... pokochała zwierzęta. Bardziej niż mnie, niż mamę. Rozmawia z tymi kociakami, cieszy się na przyjście psa. I tak jak one jest skromna i mądra. Jest takim samym jak one zwierzątkiem, futrzakiem, przytulanką. Obcowanie ze zwierzętami jej nie degraduje, lecz uszlachetnia. To więcej niż szóstka z chemii, gdy kot przychodzi do twojego łóżka. Mądre zwierzę nie kocha byle kogo. Czy ciebie ktoś kocha? Masz psa? Kota? Papużkę?

Moja córka ma mnóstwo zwierzęcych przyjaciół, więcej niż ludzkich. Ma mnóstwo bijących dla niej małych serduszek. I jest dzięki nim szczęśliwa. Dostaje od zwierząt to, czego nie potrafili dać jej ludzie. Nawet ci najbliżsi. Powódź skrzywdziła w ostatnich dniach tysiące ludzi. Trudno przejść obok tych dramatów obojętnie. Zadałem sobie takie pytanie, bardzo ważne, ile razy można zaczynać życie od zera. Ile razy można stawiać dom? Ile razy można się narodzić? Kupować wersalkę, kołdrę, szafki do kuchni? Zmieniać samochód? Muszę tu dać każdemu z was mnóstwo optymizmu. Otóż można od zera zaczynać i sto razy.

Patrzę na swoje życie. Tak miałem. Od powodzi do powodzi i od katastrofy do klęski. Mając lat cztery, zostałem sierotą i nędzarzem, czyli nikim. Pariasem. Mając lat 25, przeżyłem zdradę i straciłem, po raz kolejny, całą rodzinę (domu stracić nie mogłem, bo nigdy go nie miałem). Mając lat 40, zostałem ofiarą wypadku, oplutą i bez pieniędzy. Mając lat 50 - dźwignąłem się znów i znów. I tak sobie wciąż żartuję, że nic mnie już nie zniszczy. I was też nie zniszczy nic, żadna powódź. Nic. I to nie jest tak, że jesteśmy wiecznymi przegrywaczami. Nie, ja zawsze z biedy, z samego dna miałem mocniejsze odbicie. Ja myślę nawet, że te systematyczne upadki właśnie mi najbardziej pomogły. Po-mo-gły! Bo im boleśniej lądowałem, tym bardziej się hartowałem.

Więc jak zaczynasz od zera, obywatelu, uwierz mi, bracie, siostro, jesteś… w kapitalnym położeniu! Wypłaczesz się, dom stracisz, dziewczyna cię zostawi, zwolnią cię, obrażą… Kopną… Ale zyskasz coś niepowtarzalnego. Dystans. Odporność. Włącz sobie na przykład radio i posłuchaj takiej melancholijnej ballady: "I am walking away, for a find a better day…". Wtedy aż się chce zgasić światło, i zasnąć. Żeby się obudzić! I wygrywać! Od zera. Tak jak niejeden z nas. Jak… ten cały Kaczyński. Bo my wszyscy jesteśmy dziś taką wspólną, nieszczęśliwą rodziną. Ale taką zarazem, która nigdy nie traci wiary. Nigdy.
No nic, wracam już do żywych, skoro diabełek nie chce mnie jeszcze zabrać do piekła. No i czekam na mundial. Bardzo dużo czytam teraz o finalistach i gdzieś się doszperałem, że w Hondurasie (jest taki kraj, 90 proc. Metysów, 1 proc. białych; zgadnijcie, kto jest tam prezydentem?) wybory są przymusowe. Od 18 lat do 60. To zupełnie jak u mnie w domu! U mnie przymusowo idziemy głosować! Na Nielota!

Ale żeby było jednak coś wesołego na deser - szukając w internecie godziny jakiegoś pociągu do Warszawy, trafiłem na reklamę. "Dowiedz się, kto był twoim przodkiem". No więc… postanowiłem się dowiedzieć (nie wiem, czy pamiętacie, ale szukam tego swojego żydostwa). No i po wypełnieniu kilku SMS-sów i wpisywaniu dziwacznych szyfrów typu HF568Jt*(etc) po pięć złotych dostałem odpowiedź: "Twój przodek, 11 pokoleń temu, najprawdopodobniej nazywał się Mirosław Potok". No więc straciłem i czas, i dyszkę. Bo przecież wiem, że sto pokoleń temu moimi rodzicami byli Adam i Ewa. Ale że mój dziadek był Potok? To już wtedy była w Polsce powódź? I czemu Mirek, a nie Jarek? No nic, idę pogadać z kotem.
On jeden mnie rozumie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ja nie kocham ludzi, ja kocham zwierzęta - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska