Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popełnili zbiorowe samobójstwo, bo nie chcieli opuścić domu

Artur Szałkowski
Ruina domu Stuedlów, którzy 7 maja 1945 roku zdecydowali się na zbiorowe samobójstwo, doprowadzając do śmierci 16 osób. Dzisiaj to miejsce wygląda już inaczej, choć ludzie wciąż mówią o tym, co zdarzyło się 65 lat temu
Ruina domu Stuedlów, którzy 7 maja 1945 roku zdecydowali się na zbiorowe samobójstwo, doprowadzając do śmierci 16 osób. Dzisiaj to miejsce wygląda już inaczej, choć ludzie wciąż mówią o tym, co zdarzyło się 65 lat temu fot. dariusz gdesz
64 lata temu, na terenie obecnej gminy Boguszów-Gorce koło Wałbrzycha, doszło do jednego z najdramatyczniejszych wydarzeń związanych z zasiedlaniem Ziem Odzyskanych polskimi osadnikami - pisze Artur Szałkowski.

Stary Lesieniec to jedna z czterech dzielnic ponad 16-tysięcznego Boguszowa-Gorców, drugiego pod względem wielkości miasta powiatu wałbrzyskiego. Do zakończenia II wojny światowej Altlassig liczyło 3000 mieszkańców, w większości rodzin górników. Jeszcze przez rok od upadku III Rzeszy ich życie odmierzały szychty w miejscowej kopalni węgla kamiennego. Wraz z początkiem 1946 roku do wioski zaczęły jednak napływać pierwsze transporty polskich wysiedleńców z Kresów Wschodnich. Głównie rodzin górniczych z przedwojennego polskiego zagłębia naftowego w Borysławiu, które stało się częścią Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Polacy mieli zastąpić Niemców, wysiedlanych po przegranej wojnie na zachodnie tereny swojego kraju. Nic nie zapowiadało, że z pozoru spokojnie przebiegający proces wypierania starych gospodarzy wioski nowymi doprowadzi do tragedii.

Podjechali pod dom i...

Dramat rozegrał się w czwartek 7 maja 1946 roku.
We wczesnych godzinach popołudniowych przed dom Friedricha Steudela, rolnika i przedsiębiorcy transportowego, podjechało na motocyklach trzech polskich milicjantów. Dostali rozkaz przeprowadzenia eksmisji gospodarza posesji wraz z jego 11-osobową rodziną. Kiedy milicjanci wchodzili do środka, rozległa się silna eksplozja, która rozsadziła trzykondygnacyjny budynek i pogrzebała w rumowisku znajdujących się w jego wnętrzu ludzi.

- Miałem wtedy 5 lat, więc samo zdarzenie pamiętam tylko z opowiadań rodziców - mówi Ryszard Gnyp, mieszkaniec Starego Lesieńca od stycznia 1946 roku. - Ale jeszcze do połowy lat 50. obok szkoły, do której chodziłem, stały pozostałości wysadzonego domu. Robiły wstrząsające wrażenie. Zarówno na mieszkających tu wówczas Polakach, jak i Niemcach.

W wyniku wybuchu śmierć poniosło 16 osób

W wyniku wybuchu śmierć poniosło 16 osób. Zginęli Friedrich Steudel z żoną i siedmiorgiem dzieci, jego ojciec i matka, pomoc domowa, dwóch polskich milicjantów oraz żona i krewny Polaka, który został ustanowiony przez nową miejscową władzę powiernikiem w gospodarstwie. Ranni zostali też mieszkająca w budynku Niemka, córka polskiego powiernika oraz trzeci milicjant. W domu Steudlów mieszkał również górnik Emil Kobsch z żoną i córką. W feralnym dniu opuścili dom i uratowali życie. Prawdopodobnie był wtajemniczony w plany gospodarza posesji. Dlatego bezpośrednio po wydarzeniu Kobsch został aresztowany przez milicję. Niczego mu jednak nie udowodniono i został zwolniony.

Huk, kurz i...

O tym, jak wstrząsające było to wydarzenie, świadczą relacje Niemców, którzy byli jego naocznymi świadkami. Ich wspomnienia zostały opublikowane w miesięczniku "Walden-burger Heimatbote", wydawanym w niemieckiej Lübbecke przez byłych mieszkańców regionu wałbrzyskiego.
10-letnia wówczas Christa Wenzel widziała wysadzenie domu Steudlów z odległości około 300 metrów i tak wspomina tamten dramatyczny dzień: "Mój dziadek i ja staliśmy w oknie korytarza naszego domu i spoglądaliśmy na Śnież-kę, na której jeszcze leżał śnieg. Obserwowaliśmy obraz, jaki powstał przez odbicie promieni słonecznych na szybach schroniska. Niespodziewanie nastąpił ogłuszający huk, a nad zagrodą Steudlów uniosła się potężna chmura kurzu. Kiedy kurz już się nieco osadził, tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał duży dom Steudlów, zobaczyliśmy górę ruin. Rozpoznać się dało jedynie kilka otworów okiennych, w których wisiały strzępy pierzyn".

W relacji 15-letniej wówczas Irmy Wolf 7 maja 1946 roku w Starym Lesieńcu wyglądał tak: "Krótko po tym, Polacy, jak horda dzikusów, wypędzili nas, Niemców, z naszych domów i spędzili do zagrody Steudlów. Niektórym udało się ukryć w szopie lub w toalecie. Dzieci pobiegły do lasu, naprzeciw wracającym ze zmiany górnikom i ostrzegły ich. My, spędzeni razem na miejsce wybuchu, mężczyźni, kobiety i młodzież, musieliśmy, pod ciągłym zagrożeniem bronią, gołymi rękami rozbierać rumowisko i wykopywać z gruzu rozerwane na kawałki ciała, a potem przenosić je do pobliskiej stodoły. Nie potrafiliśmy chwytać tego gołymi dłońmi!".

- W tym okresie na Dolny Śląsk przesiedlano Polaków, którzy mieli różne doświadczenia z Niemcami i różnie się do nich odnosili - mówi Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. W. Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego.
Ruchniewicz przypomina, że na Dolny Śląsk trafiali zarówno Polacy, którym Niemcy wymordowali całe rodziny, jak i sybiracy, których po 17 września 1939 roku wysiedlono w głąb Związku Radzieckiego i którzy nie mieli styczności z Niemcami.

- Ludność niemiecka traktowana była na ogół dość bezwzględnie, choć we wspomnieniach znajdziemy także przykłady współczucia czy dobrego traktowania - dodaje prof. Krzysztof Ruchniewicz. - Ale w tamtym czasie również polscy osadnicy doświadczali zagrożenia, między innymi ze strony szabrowników, żołnierzy radzieckich czy wskutek samowoli polskiej milicji. Sytuacja zaczęła się normować pod koniec lat 40. - podkreśla.

Kto wysadził dom?

Szczątki członków rodziny Steudel podobno włożono do worków i zakopano w dołach poza terenem cmentarza w Kuźnicach - dzielnicy Boguszowa-Gorców

Gdzie zostały pochowane szczątki ofiar, dokładnie nie wiadomo. Część świadków twierdzi, że pogrzeb zorganizowano polskim ofiarom. Szczątki członków rodziny Steudel podobno włożono do worków i zakopano w dołach poza terenem cmentarza w Kuźnicach - dzielnicy Boguszowa-Gorców. Wcześniej mieli być tam pochowani jeńcy rosyjscy, których szczątki ekshumowano i przeniesiono na cmentarz wojenny do Wałbrzycha.

Natychmiast po katastrofie wszczęto śledztwo. Ciąg wydarzeń, które doprowadziły do tragedii, próbowali także układać w logiczną całość mieszkańcy. I ustalono, że w feralnym dniu stary Steudel przejeżdżał zakrytym wozem, ciągniętym przez dwa konie koło domu strażnika leśnego. Na wozie miała znajdować się skrzynia, w której prawdopodobnie transportował wyciągnięte z leśnej kryjówki miny. Młody Steudel w czasie wojny służył jako saper i potrafił obchodzić się z ładunkami wybuchowymi. Rozmieścił je więc w swoim domu i odpalił, kiedy do wnętrza budynku wchodzili polscy milicjanci. Ze stanu znalezionych zwłok wynika, że w momencie eksplozji rodzina Steudlów siedziała przy stole w pokoju stołowym.

Omijają, bo straszy

W Starym Lesieńcu nadal stoi murowany i zrujnowany budynek, do którego po tragedii znoszono szczątki ofiar. Z ziemi wystają pozostałości fundamentów wysadzonego w powietrze domu. Większość okolicznych mieszkańców uważa to miejsce za przeklęte i omija je z daleka. Wielu twierdzi nawet, że na terenie dawnej posesji Steudlów straszy. Podobno widywano tu zjawy oraz słyszano nieludzkie odgłosy. Obecny właściciel terenu podchodzi jednak do sprawy w racjonalny sposób.
- Posesję kupiłem w 1973 roku i było tu jeszcze spore rumowisko - wyjaśnia Zbigniew Grabowski, który przyznaje, że poprzedni właściciel nie krył radości z zawartej transakcji i chwalił się później znajomym, że zrobił interes życia. Grabowski dopiero po fakcie dowiedział się o całej historii oraz widywanych tu podobno duchach.

- Osobiście ich nie widziałem, ale słyszałem dziwne odgłosy dochodzące z budynku, gdzie składowano ciała. Nie widzę w tym jednak nic nadzwyczajnego. To teren szkód górniczych, który od zakończenia wojny osiadł o blisko sześć metrów. Jeśli budynek osiada w takim tempie, mogą temu towarzyszyć dziwne odgłosy - mówi.
Artur Szałkowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska