Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy świeczki na Kinga, czyli jak przeżyć 18 lat bez prądu

Mariusz Junik
Danuta i Edward  Partykowie bez prądu radzą sobie od 18 lat
Danuta i Edward Partykowie bez prądu radzą sobie od 18 lat Marcin Oliva Soto
"Za górami, za lasami żyła w chatce rodzina. Żyli sobie sielsko i anielsko" - pisali w XIX wieku bracia Grimm. Dwa wieki później baśń stała się prawdą. O ludziach ze schroniska Nad Łomniczką w Karkonoszach, którzy od 18 lat żyją bez prądu

Ile razy mnie już świt zastał przy czytaniu, to nie zliczę - wzdycha 60-letni Edward Partyka i na dowód pokazuje obok łóżka resztki wypalonych trzech świeczek. Zaczął czytać Stephena Kinga poprzedniego dnia wieczorem i zapalił pierwszą świeczkę. Później jeszcze dwa razy zapalał kolejne: o 1 w nocy i o 4 nad ranem. Kiedy po 6 rano robiło się widno, dogasała ostatnia świeczka.

- Wzrok mi się powoli psuje. Już ubieram plus trójki do czytania. Przez te książki stałem się dalekowidzem. Widzę z domu wszystko, co się dzieje na Śnieżce - śmieje się Partyka, który przy tych świeczkach czyta po kilka książek tygodniowo. Najbardziej lubi historyczne i literaturę faktu. Ale nie pogardzi dobrym thrillerem albo mocnym kryminałem.

- Czasem nawet jakiś harlequin historyczny się trafi - śmieje się. - Żeby odreagować. Teraz czytam "Kleopatrę - ostatnią królową Egiptu" - dodaje.

"Czterej pancerni i pies" na półce w sypialni

Sypialnia mieści się w tym samym pomieszczeniu co schroniskowa biblioteka. Na półkach stoją niezliczone tomy książek. Same nowości, których biblioteki w mniejszych miastach mogą pozazdrościć. Kolekcja powieści Dana Browna czy Stephena Kinga, "Pachnidło" Patricka Sueskinda, historia Polski w tomach, "Pan Tadeusz", Reymont, "Czterej pancerni i pies", encyklopedie czy najnowsze książki fantastyczne. W zeszłym tygodniu Edward Partyka dostał złotą kartę z jednej z księgarni wysyłkowych.

- Książki od kilkunastu lat kupuję tylko wysyłkowo. Jeszcze się chyba nie zdarzyło, abym kupił normalnie w księgarni - śmieje się Partyka.

Paczki przychodzą na pocztę w Karpaczu, na skrytkę pocztową. Córka Ania, która mieszka w Karpaczu, odbiera te książki z poczty, daje znajomemu Tomkowi, a Tomek przynosi na górę do schroniska.

Co robić, jeśli zimą przez cały tydzień do schroniska zagląda tylko kilku turystów? Nic, tylko czytać

- Ja tylko mogę wieczorami czytać - wzdycha Danuta Partyka. Wzdycha, bo zawsze ma co robić w ciągu dnia. - A on nawet i całymi dniami czyta. Zdarza się, że jedną książkę w ciągu dnia "wciągnie" - śmieje się patrząc na męża.

Bo i co robić, jeśli zimą przez cały tydzień do schroniska zagląda tylko kilku turystów? Nic, tylko czytać.

Zimą tylko sarny tu zaglądają

Schronisko Nad Łomniczką położone jest w połowie szlaku pomiędzy Karpaczem a schroniskiem Dom Śląski na Równi pod Śnieżką. Od górnej stacji wyciągu trzeba tu maszerować prawie godzinę żwawym krokiem. Droga nie jest trudna i latem to jedno z najchętniej odwiedzanych karkonoskich schronisk. Zimą jest już znacznie gorzej - szlak do Domu Śląskiego jest zamykany zaraz po pierwszych mocniejszych opadach śniegu. Zdarzają się lata, że jest zamknięty nawet pół roku. Wtedy schronisko Nad Łomniczką całymi dniami jest puste.

- Trafiliśmy tu trochę przez przypadek. W 1992 roku PTTK poszukiwało nowych dzierżawców schroniska. Zgłosiliśmy się z myślą, że to tylko na jakiś czas. I tak już 18 lat tu jesteśmy, choć wcale nie planowaliśmy mieszkania w górach - przyznaje małżeństwo Partyków.
Od 18 lat bez prądu

Danusia przeprowadziła się w Karkonosze z Kolbuszowej Górnej za Rzeszowem. Tam chodziła do szkoły kilometrami przez śnieg.

- Wpadałam w jedną zaspę, a jak z niej wyszłam, to wpadałam w drugą - wspomina.

- Najpierw zastępowałem tu inną osobę. Sam. Później dołączyła do mnie żona. Mimo że mieliśmy nowe zajęcie, to było ciężko - wzdycha Edward Partyka.

Kiedy 18 lat temu wprowadzali się do schroniska Nad Łomniczką, budynek był zrujnowany. Nawet wody nie było. Przez trzy miesiące kopali, by w końcu dokopać się do starej studni. A że myć się trzeba, nie czekając na studnię, wodę nosili z pobliskiego strumienia. Toaleta była tylko dla turystów. I w dodatku czynna tylko latem. Tamten koszmarny czas przypomniał im się, kiedy w lipcu zeszłego roku ze Śnieżki zeszła lawina błotna i studnię - 200 metrów powyżej schroniska - Partykom zasypała.

- To był szok. Jak zobaczyłam te szkody, to aż się popłakałam. Ujęcie zasypało kamieniami. Głazy były tak wielkie, że nikt nie potrafił ich usunąć. Kilkanaście osób to oglądało i nic. Dopiero dwóch panów przyjechało ze Świerzawy i usunęli te głazy - opowiada Danuta Partyka.

Zabrało im to tydzień, ale wody w schronisku nie mieli ponad miesiąc. Do toalety znów musieli wodę z rzeki nosić.

Wszystko zależy od jakości świeczek

Chcielibyśmy mieć prąd, ale nie stać nas na agregat

Światło mają tylko z dwóch źródeł: słońca i świeczek. Ale to też zależy, jakie świeczki. Czasem trafi się tak słaba, że moment i cała się stopi. A nieraz to nawet całą dobę się pali. Trafiają się takie fajne świeczki z ładnym płomieniem, że się lepiej przy nich czyta. No i nie leje się z nich wosk i nie dymią za bardzo. - Oprócz świeczek mamy też latarki. Na baterie. Całą masę baterii. Zimą, to i te baterie, i te świeczki idą dosłownie jak woda - mówi Edward Partyka, który przyznaje, że w schronisku dobre światło było tylko za Niemców. Później Nad Łomniczką była mała elektrownia wodna. Prąd był tu jeszcze w latach 70., kiedy w schronisku było 30 miejsc noclegowych. Dziś można tu nocować, ale tylko z własnym śpiworem i na podłodze.

- Chcielibyśmy mieć prąd, ale nie stać nas na agregat - mówią gospodarze, którzy przyznają, że marzenia o małej elektrowni wodnej to już niemalże rozpusta. Ale Partykowie po cichu dodają, że jest nadzieja. Być może PTTK zrobi na potoku małą elektrownię wodną, taką, jaka jest w schronisku Kochanówka niedaleko Wałbrzycha czy też na Szklarce w Karkonoszach.

- Tutaj też jest dużo wody i takie 5 kilowatów byłoby dla nas wystarczające - rozmarzają się Partykowie, którzy nie kryją, że za prądem tęsknią czasem latem. Bo w schronisku nie ma lodówki.
- Wszystko musimy wekować, pakować do słoików. Innego wyjścia nie ma. Dobrze chociaż, że latem jest do nas dojazd, to napoje i inne rzeczy z hurtowni sami autem terenowym przywożą nam na górę. I to aż z odległej Jeleniej Góry - opowiada Danusia Partyka.

Latem na dół do miasta schodzą czasem i dwa razy dziennie. Ale zimą, kiedy szlak zamknięty, jak im przyjdzie dwa razy zawitać do Karpacza, to jest już wielkie wydarzenie.

- Zapasy robimy jesienią. Głównie rzeczy, które mogą długo stać. A chleb i coś do chleba to nam Tomek, koleżanki syn, przyniesie - opowiadają Partykowie, chwaląc chłopaka, który pomaga im od roku, z dobrej woli i własnej chęci.

Naleśniki znane w całej Polsce

Telewizji i radia im nie brakuje. Radio mają na baterie, a telewizji wcale nie chcą oglądać. Kłopotliwy jest za to brak pralki, bo wszystko piorą w rękach. Ogrzewają schronisko drewnem i węglem.

Kiedyś mogli z lasu samemu wycinać stare, spróchniałe gałęzie, ale teraz zmieniły się przepisy i drewno muszą już kupować. Palą nim w piecu, ale to właśnie na piecu można przyrządzić danie, z którego słynie schronisko w całym kraju - naleśniki z owocami.

- Turyści najczęściej pytają o naleśniki z jagodami, ze śliwkami lub wiśniami. Latem chcą ze świeżymi truskawkami i czereśniami - wylicza Edward Partyka i z dumą dodaje: - Przyjechały kiedyś do nas dziewczyny z Kielc. Danusi akurat wtedy nie było. Panny pytają, czy dostaną naleśniki z jagodami. A ja pytam: "Skąd o nich wiecie?". A one na to: "Przecież w przewodniku jest napisane". W przewodniku!

Turyści najczęściej pytają o naleśniki z jagodami, ze śliwkami lub wiśniami

Latem Nad Łomniczką turystów nie brakuje. W sierpniu po kilkadziesiąt osób dziennie wędruje najładniejszym szlakiem na Śnieżkę. Ale na spędzenie nocy w schronisku decydują się tylko młodzi. Ostatnio z własnymi śpiworami zawitali tu łodzianie. Gospodarz zrobił im pamiątki - drewniane figurki i drogowskazy karkonoskie.

- Takie życie znamy tylko z filmów. Dlatego odwiedzamy to schronisko przy okazji każdego pobytu w Karkonoszach - przyznaje wrocławianin Rafał Skórzyński z żoną Natalią. - Ostatni raz byliśmy tu zimą i tak się zastanawialiśmy, czy dalibyśmy radę żyć tak i mieszkać jak Partykowie. Wyszło nam, że dalibyśmy, ale przez jeden weekend - śmieją się Skórzyńscy.

Przy szklance herbaty dodają, że na dłuższą metę takie życie po spartańsku byłoby dla zwykłego człowieka niemożliwe. Bo zwykły człowiek przyzwyczajony jest do takiej namiastki luksusu, jak wanna z gorącą wodą, winda, pralka czy lodówka, a w schronisku Nad Łomniczką jedynym luksusem jest słodka herbata, która po wędrówce w górach smakuje, jak mało co smakować może. Ale jak się zapomni na chwilę o tych mniejszych i większych luksusach i przy herbacie człowiek chłonie klimat tego miejsca, to wie, że nic go nie zastąpi. Może lepiej, żeby prądu Nad Łomniczką jednak nie było?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska