Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapach Wrocławia, zapach Pragi

Małgorzata Pałach-Rydzy
Małgorzata Pałach-Rydzy
Małgorzata Pałach-Rydzy Fot. Marek Pałach-Rydzy
Nie jestem fanką knedliczków, stronię od piwa, a jeszcze bardziej od podawanych doń słonych precelków. Jednak, kiedy pojawiła się w moim życiu możliwość wyjazdu do Pragi, nie zawahałam się ani sekundy.

Kiedy kilka lat temu przyjechałam z południa Polski, by zamieszkać we Wrocławiu, z równą pasją podjęłam się zgłębiania jego tajemnic, z jaką teraz staram się przeniknąć Pragę.
I o tym będzie ta opowieść. O dwóch miastach zamieszkanych przez słowiańskie dusze, o wydarzeniach, które je zbliżają, wreszcie o różnicach, które mogą stać się wzajemną inspiracją.

Moje pierwsze wrażenia z Wrocławia wiązały się z remontami. Wszędzie widziałam stawiane rusztowania, ulice i chodniki wyłączano z ruchu, bo dotykały ich kolejne renowacje. Dokonując podobnych obserwacji w innych miastach Polski, widywałam biało-czerwone taśmy ciągle w tych samych miejscach i robotników mających akurat przerwę na papierosa (niezależnie od pory dnia, o której się na nich spojrzało). Wrocław ze sprawnie posuwającym się remontem ul. Świdnickiej (zamieszkałam wówczas tuż obok Renomy) umiał sprawić wrażenie miasta "potrafiącego żyć na miarę swej legendy".
W Pradze nie widać remontów dróg (ich powierzchnia jest najwyraźniej wystarczająco gładka), za to zielone siatki otaczające zabytkowe kamienice, to tutaj widok powszedni.

Przywołując w pamięci Wrocław, wspominam jego zapach - każde miejsce jest przecież jakimś naznaczone. Nie jestem w stanie zapomnieć intensywnej woni jaśminu, która spowijała ulice podczas moich pierwszych wiosennych spacerów. W miarę upływu dni przeżytych w mieście nad Odrą, ta woń mieszała się w mojej głowie z innymi. Dziś sądzę, że Wrocław nie może istnieć bez aromatu chleba z piekarni przy placu Bema, oszałamiającej perfumy bzów w ogrodzie botanicznym, natarczywego zapachu klonów rosnących na Hubach czy mdłej mgiełki unoszącej się nad ul. Żiżki/Dmowskiego (do dziś nie wiem, skąd pochodziła).

Zapach, którego nie chcę pamiętać, a który wwierca się bezczelnie w każdą komórkę mózgu, to odór Dworca Głównego. Za każdym razem, gdy się tam znalazłam wstrzymywałam oddech, to jednak nie pomagało. Nigdy. Ten smród wgryza się w ubranie, dotyka skóry. Natrętnie wita przybyszów, zapamiętale ściga wyjeżdżających. Pamięć wyłuska go niezawodnie spośród tysięcy innych.
Na wieść o remoncie dworca, oprócz szczerego współczucia dla szanownych a nieszanowanych podróżnych, rodzi się we mnie pytanie, jak szybko gęsta woń przypalonego tłuszczu, ostrych przypraw do gyrosa, odchodów ptasich i ludzkich, potu, tanich perfum, owoców i pieczywa spęta to nowe miejsce.

Praga wita przyjezdnych czystymi peronami, a zapach dworca (który notabene także jest teraz remontowany) wychwyci tylko bardzo czuły nos. Delikatny zapach środków czystości, książek i betonu ledwie muska nozdrza. To dobre wrażenie zostaje jednak zabite natychmiast po wyjściu na miasto. Proszę Państwa, to nie mgła. Pragę spowija gęsty dym papierosowy, od którego uwolnić się można tylko we własnym mieszkaniu bądź w nielicznych lokalach z błogosławionym napisem "Coffee aroma protection". Prażanie palą na potęgę.

Jednak mocniej jeszcze niż zapachami, miasta wypełniają się zdarzeniami, obrazami i ludzkimi zachowaniami. I o nich będzie ta opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zapach Wrocławia, zapach Pragi - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska