Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejowy paraliż na Dolnym Śląsku

Magdalena Kozioł
Wiele pociągów miało opóźnienia. Jeśli kurs został odwołany, podstawiano zastępczy autobus
Wiele pociągów miało opóźnienia. Jeśli kurs został odwołany, podstawiano zastępczy autobus Janusz Wójtowicz
Pod Wrocławiem złodzieje zniszczyli trakcję kolejową.

Aż 25 pociągów przejeżdżających przez Wrocław musiało w poniedziałek zmienić trasę. Inne miały gigantyczne opóźnienia. Na przykład pociąg "Bosman" jadący ze Świnoujścia do Zakopanego dotarł do celu z prawie 7-godzinnym opóźnieniem.

Tysiące ludzi podróżujących przez Dolny Śląsk spóźniło się do pracy albo utknęło w pociągach gdzieś na trasie. Paraliż trwał na torach aż dziewiętnaście godzin. Niestety, pasażerowie nie mogą liczyć na żadne odszkodowanie, bo według przepisów kradzież przewodów jest przyczyną niezależną od PKP.
To zawinili złodzieje, którzy ukradli przewody elektryczne z dwóch strategicznych dla Dolnego Śląska tras: z Wrocławia do Opola oraz z Wrocławia do Kłodzka.

Na tej pierwszej trasie wycięli 200 metrów kabla niedaleko Lizawic, między Świętą Katarzyną a Oławą. Kolejnych 800 metrów zniszczyli. PKP ocenia, że stało się to o godz. 23 w niedzielę. Dokładnie sześć godzin później na linii do Kłodzka, pomiędzy Białym Kościołem a Henrykowem, złodzieje zabrali kolejnych 200 metrów sieci trakcyjnej. Musieli być dobrze przygotowani do kradzieży, bo przewody były pod napięciem ponad 3 tysięcy volt.

Skutek? Na trasie z Wrocławia do Oławy całkowicie wstrzymano ruch kolejowy. Do Oławy podróżnych dowożono zastępczymi autobusami i dopiero tam mogli przesiąść się do pociągów. Składy dalekobieżne do i z Przemyśla, Krakowa oraz Katowic kierowano z kolei objazdami przez Jelcz-Laskowice.
Pociągi do Opola wróciły na swoje trasy dopiero w poniedziałek o godz. 15. Te do Kłodzka - trzy godziny później.

400m kabla ukradli w poniedziałek złodzieje. W skupie złomu dostaliby za niego 7 tys. zł.

Pasażerowie byli zaskoczeni i zdezorientowani.
- W informacji kolejowej zupełnie nie mogłam się dowiedzieć, jak mam jechać do Opola - żaliła się Natalia Różycka, która przez kilka godzin czekała na Dworcu Głównym we Wrocławiu, aż PKP podstawi autobus. - O kradzieżach dowiedziałam się dopiero od rodziny - mówi.
- Szukamy sprawców - mówi Wojciech Wybraniec, z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji we Wrocławiu. - Przeszukujemy punkty skupu i sprawdzamy osoby, które kiedyś zajmowały się tym procederem.

Zdaniem Krzysztofa Nowickiego ze spółki PKP Energetyka, która naprawiała uszkodzone trakcje, złodzieje byli dobrze przygotowani.
- To fachowcy, którzy wiedzieli, co robią - ocenia Nowicki.
Zygmunt Ilnicki, zastępca komendanta regionu Straży Ochrony Kolei we Wrocławiu, nie wyklucza, że kradzieży na obu trasach dokonali ci sami sprawcy.
Między zdarzeniami było tylko sześć godzin różnicy. Na dodatek okazało się, że kable zginęły także w województwie opolskim na trasie Kielcza - Fosowskie. To też utrudniło ruch kolejowy między dwoma województwami.

Jak to się stało, że złodzieje ukradli kable na tak ruchliwych trasach?
Straż Ochrony Kolei nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Sprawcy mają swoje sposoby. Widocznie wiedzieli, że tej nocy byliśmy zajęci czymś innym i nie mogliśmy upilnować setek kilometrów trakcji - mówi Ilnicki.

Do tej pory złodzieje czuli się pewnie na liniach, które były mało uczęszczane albo wyłączone z ruchu. Podobnie śmiałej kradzieży na tak poważną skalę na kolei nikt nie pamięta. Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe jeszcze szacuje straty. W ubiegłym roku poszukiwacze złomu i miedzi uszczuplili budżet kolei o prawie 2 mln zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska