Interesowało go tylko to, żeby nie przyjechała tam policja. Tymczasem jego kolega, kierowca auta, umierał z głową przygniecioną dachem samochodu osobowego. Sekcja zwłok wykazała później, że nie miał żadnych obrażeń. Umarł, bo udusił się własnymi wymiocinami.
Do tragedii doszło 31 maja ubiegłego roku. Trzej koledzy jechali audi A8. Tuż przed Tyńcem Małym kierujący autem Rafał F. stracił panowanie nad kierownicą. Samochód wpadł do rowu i przewrócił się na dach. Kierowca został uwięziony w otworze szyberdachu, między ziemią a samochodem.
Pasażerowie: 16-letni Dawid i jego o cztery lata starszy brat Patryk szybko uciekli z miejsca zdarzenia. Tak wynika z zeznań świadków - kierowcy i dwóch pasażerek innego auta, którzy na widok wypadku natychmiast zatrzymali się i ruszyli na pomoc. Niestety, sami nie dali rady podnieść samochodu.
Niewiele pomogła też próba wykopania ziemi pod twarzą duszącego się mężczyzny.
Nie interesowało go ratowanie kolegi. Prosił, by do wypadku nie wzywać policji
Nieco wcześniej, gdy jedna z kobiet dzwoniła po pogotowie, Patryk prosił ją, by nie zawiadamiała policji i odwiozła go do Wrocławia. Według zeznań innego świadka, jeden z pasażerów audi głośno mówił, że ratowanie kierowcy "nie ma sensu".
Patryk, starszy z braci, został zatrzymany przez policję dwa dni później. Przekonywał, że odszedł z miejsca wypadku dopiero, kiedy jego kolega zmarł. Dlaczego tak bardzo zależało mu, żeby na miejsce nie przyjeżdżała policja, nie wiadomo. Śledczy podejrzewają, że mógł mieć przy sobie narkotyki.
Śledztwo w tej sprawie jeszcze trwa.
Za nieudzielenie pomocy umierającemu człowiekowi, Patrykowi grożą 3 lata więzienia. Jego nastoletni brat Dawid za to samo przestępstwo odpowie przed sądem dla nieletnich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?