Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obyśmy się już nigdy nie musieli spotykać przy takiej okazji

prof. Marek Bojarski
archiwum
archiwum Janusz Wójtowicz
Z rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Markiem Bojarskim, o tym, co czuł, gdy dowiedział się o katastrofie samolotu pod Smoleńskiem i o jego serdecznym przyjacielu, prof. Ryszardzie Rumianku, który był na pokładzie maszyny rozmawia Małgorzata Kaczmar

Czy znał Pan osoby, który zginęły w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem?
Oczywiście. Byli tam ludzie, których znałem z pierwszych stron gazet, byli ludzie, z którymi często rozmawiałem. Wśród nich była pani poseł Aleksandra Natalli-Świat, do nich należał marszałek Szmajdziński. Tym bardziej, że jego żona była moją studentką. Nawet ostatnio mieliśmy okazję się spotkać na zjeździe absolwentów. Rozmawialiśmy o planach na przyszłość i o tym, co się działo w dawnych czasach... Natomiast ze szczególnym smutkiem pożegnałem ks. rektora Ryszarda Rumianka, mojego serdecznego przyjaciela, który był..., chciałem powiedzieć "jest, rektorem Uniwersytetu kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Ciężko się chyba przyzwyczaić do mówienia "był" zamiast "jest".
Bardzo ciężko. Spotykaliśmy się zawsze przy różnego rodzaju zjazdach, konferencjach rektorów uniwersytetów, zawsze obok siebie siedzieliśmy prz stole, razem jedliśmy obiady.... A kiedy odbywały się uroczystości kościelne też siedziałem obok niego, bo znał wszystkich duchownych. I zawsze szeptał mi: "A to jest biskup taki i taki...". No i teraz go nie ma. Wspaniały człowiek. Jego pasją, piękną pasją, były pielgrzymki do Ziemi Świetej. Niedawno dostałem od niego album - on przygotowywał tekst, a prof. Dorota Kielak, moja sresztą serdeczna koleżanka, zamieściła tam serię zdjęć. Nawet się zastanawiałem, czy się kiedyś z nim nie wybrać w taką podróż. Niestety, on już tam nigdy nie pojedzie.

Co Pan robił, gdy media ogłaszały katastrofę samolotu pod Smoleńskiem?
Przygotowywałem jeden rozdział do nowopowstającej książki, której jestem współautorem. Nagle, ok. godz. 10 dostałem sms. Koleżanka napisała "Włącz telewizor". Zszedłem na dół, włączyłem odbiornik i poczułem coś bardzo dziwnego. Pierwsze słowa, które usłyszałem: "Samolot prezydencki się rozbił". Moja pierwsza myśl: "O, jak to dobrze, że tam prezydenta nie było". Bo dziennikarze podali, że prezydencki samolot się rozbił, nie było słowa o prezydencie. Ale po chwili ta prawda dotarła do mnie, że to nie tylko samolot, ale i ludzie... I to jacy ludzie! Znakomici, nieważna jest w tej chwili opcja polityczna. Ważne jest to, że tro byli ludzie, którzy swoje życie i swój czas poświęcali dla Polski.

Co pan czuł, gdy już do Pana dotarło, ile osób było na pokładzie? I że wszyscy zginęli?
Jeden z programów telewizyjnych podawał, że są ofiary. To było godzinę po wypadku. Dzisiaj ja wiem, że żaden z dziennikarzy, którzy byli na miejscu, nie mógł takiego komunikatu napisać. Ale czepiłem się tej myśli, nie wiem, dlaczego. Potem usłyszałem, że trzy osoby przeżyły. Pomyślałem: "Pani Kaczyńska się uratowała". Tak jakoś pomyślałem. Dlaczego? Proszę mnie nie pytać. Nie wiem.

Dziękuję Panie Rektorze.
Obyśmy się nigdy w życiu przy takiej okazji już nie spotkali. Gdy jeszcze słyszę, że pewnych osób nie mogą zidentyfikować... To jest niewyobrażalne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska