Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To z nimi codziennie budzi się miasto

Justyna Kościelna, Marta Wróbel
Poranni LUZ-acy, czyli Jan Prociak i Kinga Bacewicz
Poranni LUZ-acy, czyli Jan Prociak i Kinga Bacewicz joanna wawryczuk/ akademickie radio luz
Kiedy Ty przewracasz się właśnie z boku na bok w domowych pieleszach, oni ćwiczą jogę, wertują gazety lub słuchają Rammsteinu. A kiedy budzisz się, marząc o niedzieli, oni wkraczają z uśmiechem do akcji w "Grze wstępnej" czy "6 na 9". A potem sypią żartami w rozmowie z grabarzem i pławią się w absurdzie podczas "wkręcania" słuchaczy. Oto dziennikarze porannych wrocławskich audycji

T. Wołodźko, K. Pawlak i M. Stajniak z Radia Eska Wrocław
Wariat, Filar Poranek i Wisienka na torcie. Tak mówią na siebie poza anteną. Jeśli ktoś ma wątpliwości, o kogo chodzi, niech przełączy radioodbiornik na częstotliwość 104,9 FM. Maciek Stajniak, Tomek Wołodźko i Kasia Pawlak codziennie od godz. 6 do 9 budzą kilkaset tysięcy słuchaczy Radia Eska Wrocław. Budzą do upadłego. Tak nazywa się jeden ze stałych punktów programu, podczas którego porankowcy dzwonią do śpiochów, wkręcają ich, a potem nagradzają. Dotychczasowa ofiara to m.in. pewien drugoligowy piłkarz, który uwierzył, że dostał się do reprezentacji Polski w piłce nożnej. Jednak najbardziej liczą się w poranku "6 na 9" nie stałe punkty programu, a improwizacja. Trio od trzech lat spiera się ze sobą na każdy temat: o kreacje Lady Gagi, operacje plastyczne Krzysztofa Ibisza, ale także o to, co Władimir Putin powiedział w Katyniu. Z reguły jednak jest zabawnie. Tak zabawnie, że prowadzący nie boją się co chwilę wybuchnąć na antenie śmiechem.

- My naprawdę nie jesteśmy w stanie sobie niczego zaplanować. To jest żywioł - mówi Maciek Stajniak.

- Wciąż zaskakujemy siebie nawzajem, stąd moje wybuchy śmiechu - dodaje Kasia Pawlak.
- Przygotowanie poszczególnych wejść jest niemożliwe. Dla mnie "przygotowywanie się" to obserwowanie świata i wynajdywanie historii, które mogę wykorzystać w programie. Korzystam też z własnych snów - śmieje się Tomek Wołodźko. Czasami żarty dwóch dżentelmenów są, no właśnie... męskie. Dlatego, kiedy atmosfera nieco gęstnieje, jedyna kobieta w porankowym gronie broni honoru płci pięknej, rozpychając się łokciami, a właściwie dowcipami.
- Prowadzenie poranka nie traktuję jak pracy. Mamy za zadanie być w dobrym humorze i utrzymać w takim stanie słuchaczy. Mamy nadzieję, że nam się to udaje - dodaje Wołodźko.

Jacek Trynkiewicz, od 19 kwietnia "budzik" w Radiu Traffic
Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że radio jest całym moim życiem. Ale tak naprawdę prowadzenie programów to jedyna rzecz, którą robię w życiu dobrze. Niczego innego robić nie umiem. A przynajmniej nie próbowałem. I postaram się, żeby to, czego nauczyłem się w czasie dwunastu lat pracy w eterze, wykorzystać w trakcie poranków w Radiu Traffic, które poprowadzę w rozgłośni od 19 kwietnia. Porankowcem byłem przez większość mojego radiowego życia. Najpierw w nieistniejącym już wałbrzyskim Radiu BRW, potem między innymi w Radiu Kolor Złote Przeboje we Wrocławiu i Polskim Radiu Londyn. Teraz jest "zegar" audycji, specjalny program do układania muzyki, a kiedy prowadziłem pierwsze programy, puszczałem dźwięki z własnych płyt i wszystko robiłem "na czuja". Ale magia radia jest do tej pory.

Kiedy ktoś pyta mnie, czy kiedykolwiek poczułem w radiu tzw. zmęczenie materiału, odpowiadam, że kiedy poczuję, zrezygnuję z radia. Obserwuję ludzi w tramwaju, podsłuchuję ich, oglądam wiadomości, nawet tasiemce, i jak najwięcej czytam, a potem myślę, co (i w jakiej formie) z tych informacji, które docierają do mnie każdego dnia, mogę przekazać słuchaczom. Pomysłów nigdy nie brakuje. Znowu powiem banał, ale najważniejsze jest to, żeby były świeżość i zaskoczenie. Dlatego w Trafficowym poranku postaram się mówić o sprawach oczywistych w sposób mało oczywisty -na przykład je ośmieszając.

W poranku, prócz moich wejść antenowych, będą konkursy z nagrodami i dużo rozmów ze słuchaczami. Chciałbym, żeby był to program "interaktywny", w którym słuchacze będą nawet ważniejsi ode mnie. Będą dyskusje na każdy temat. Prócz tego pojawi się"szalony reporter" przemierzający Wrocław w poszukiwaniu ciekawych rozmówców, tematów i... "wkręcający" przechodniów "na żywo".

Zaskakujących momentów podczas porankowania miałem wiele. Przykłady? Jedna pani zadzwoniła kiedyś do mnie i zaprosiła na kolację, innym razem nieopatrznie nie wyłączyłem mikrofonu po wejściu na antenę i całe miasto usłyszało moje głośne kichnięcie.
Kolejna sprawa to niechęć do porannego wstawania. Godzina 4 rano? Dla mnie to żaden problem. Budzę się razem z fauną i florą, a około 12 jestem już po pracy.
Do usłyszenia od poniedziałku do piątku od 6-10 na 97,8 FM. Not.
Łukasz Basta, Radio RAM
Telefon z propozycją prowadzenia poranka zadzwonił w najmniej oczekiwanym momencie - gdy postanowił zrobić sobie wakacje od radia. Misja, jak sam dziś określa, była samobójcza - w RAM-ie miał zastąpić świetnego prezentera, Pawła Gołębskiego, który zrezygnował z pracy. - Przez chwilę zastanawiałem się, czy w ogóle pasuję do tego grona. No i czy poradzę sobie w porannym paśmie - opowiada Łukasz Basta.

Na program przejęty po Gołębiu nie miał żadnej koncepcji. Zależało mu tylko na tym, żeby słuchacze czuli od rana dobrą energię. No i się udało.

Włączając od poniedziałku do piątku (w godz. 6-10) RAM można być pewnym, że za chwilę ktoś na naszych oczach (pardon, uszach) zostanie bezpardonowo wkręcony. Albo że usłyszymy zwalający z nóg dialog. (Przykład? Proszę bardzo: "Tak, jestem w pracy. Ale dzisiaj, że tak powiem, nie ma ruchu. Chociaż u nas, czy kryzys czy nie, klienci są - to trzeba przyznać" - mówił Łukaszowi niedawno na antenie grabarz o imieniu Grzesiek).

Wtopy? Jasne, że się zdarzają, w końcu to praca na żywo. - Grunt, że po tylu latach nauczyłem się je obracać w żart - mówi Basta.

Szlify zdobywał w dziewięciu stacjach radiowych. I chociaż świetnie zdaje sobie sprawę ze swoich atutów, powtarza mi na spotkaniu zdanie, które usłyszał od pewnego amerykańskiego radiowca: "Jesteś tak dobry, jak twoje ostatnie wejście".

Odkąd prowadzi poranny program, zmienił rytm życia. Jak imprezy, to tylko w piątek i sobotę. No bo wiadomo - na kacu do studia lepiej nie wchodzić. - Owszem, zdarzy-ło mi się, ale poziom wygadywanych przeze mnie bzdur osiągnął wtedy apogeum. Postanowiłem tego eksperymentu nigdy nie powtarzać - śmieje się dziennikarz.

Zrezygnuję, kiedy bawienie ludzi od rana nie będzie bawić już mnie.

Ranek w domu Bastów wygląda mniej więcej tak: Najpierw dzwonią dwa budziki - jeden ze spokojną melodią, drugi z Rammsteinem. Później do akcji wkracza żona. - I wtedy już wiadomo, że trzeba wstawać - żartuje Łukasz.

Do budzenia się przed 5 rano nie przyzwyczai się nigdy, to wie na pewno.
Wie też, kiedy po raz ostatni poprowadzi poranek. - Zrezygnuję, jak przyjdzie dzień, w którym pomyślę, że bawienie od rana ludzi nie bawi już mnie - mówi.

Ania Geryn, Radio Wrocław
Nie potrzebna jej kawa ("Jak piję, to tylko ze względów towarzyskich" - tłumaczy). Na nogi stawia ją pierwszy telefon od słuchacza. Kilka minut po 6 rano. Jak dzwoni, wie już, że warto było po raz kolejny wstać z łóżka o barbarzyńskiej porze i pobiec do studia. I chociaż mówi o sobie "chronicznie zmęczona", a jako motto podaje "Jutro się wyśpię", śmieje się, że jest dziedzicznie obciążona porannym wstawaniem. - Dziadek był rolnikiem (dzień zaczynał przed 4 rano), tato - górnik wstawał niewiele później, więc mogę mówić o awansie do uprzywilejowanej klasy "ludzi prawie wyspanych" - żartuje Anna Geryn, prowadząca poranek w Radiu Wrocław.

Jej budzik dzwoni między 4.30 a 4.45. Ale właściwie mógłby milczeć, bo Ania otwiera oczy jeszcze przed pierwszym dzwonkiem (jej mąż Piotr Bartyś, szef muzyczny Radia RAM, śmieje się, że wstaje jak pruska armia - taka jest zdyscyplinowana). Później kilka minut jogi, szybka toaleta i w drogę.
W radiu jest - tu cytat - od "miliona lat". Milion znaczy w tym przypadku zaledwie 18. Zaczęła bardzo wcześnie, na czwartym roku studiów. Bywała reporterką, pracowała też w telewizji, ale zdecydowanie najlepiej czuje się jako gospodyni programu radiowego.

- Uwielbiam momenty, gdy antena przechodzi w ręce samych słuchaczy, którzy przestrzegają się nawzajem przed korkami na autostradzie albo proszą, jak to było tej zimy, o odkopanie wsi z zaspy. No i lubię pracę na żywo. Mimo tych momentów, w których myślę "Geryn, co ty palnęłaś", które zdarzają się każdemu radiowcowi - śmieje się Ania. I wspomina, jak ostatnio, zapowiadając wicemarszałka województwa Patryka Wilda, zerknęła na kartkę i przeczytała jego nazwisko... z angielska. Patryk "Dziki" Wild oczywiście się nie obraził. A w studiu było przez chwilę bardzo zabawnie.

Program Ani kończy się o godz. 10. Później dziennikarka kręci się jeszcze chwilę po radiu, przygotowuje pracę na następny dzień i jedzie do domu. - Każdy mówi: ale masz fajnie, teraz cały dzień przed tobą. Tymczasem przez następne godziny nie jestem do życia. Całą energię zostawiam po prostu rano w studiu - mówi. Mimo to innej pracy sobie nie wyobraża.
- Przyzwyczaiłam się nawet do tego, że rano, z podkrążonymi oczami, wyglądam jak ofiara przemocy domowej, za co w tym miejscu serdecznie przepraszam kolegów z pracy - żartuje Ania.
Poranni LUZ-acy, czyli Jan Prociak i Kinga Bacewicz
Tutaj "Gra wstępna" trwa dwie i pół godziny. Mimo wczesnej pory, w newsroomie Akademickiego Radia LUZ aż roi się od studentów. Trzeba przygotować wiadomości (co godzinę żacy dowiadują się, co dzieje się na ich uczelniach, w kraju i na świecie) i inne dźwięki do poranka (zapowiedzi imprez, fragmenty wywiadów z artystami i specjalistami z różnych dziedzin). Ale przede wszystkim trzeba wziąć głęboki oddech przed "Grą wstępną", która w LUZ-ie trwa od 7 do 9.30 od poniedziałku do piątku. Codziennie studentów (tych przygotowujących się do wyjścia na zajęcia i tych, którzy dopiero trafili skacowani do akademika po imprezie) wita inna para żaków - młodych adeptów dziennikarstwa radiowego. Środowy poranek należy do Jana Prociaka i Kingi Bacewicz. To Światowy Dzień Zdrowia, więc słuchacze dowiadują się, jak i gdzie w mieście można spędzić aktywnie czas. LUZ-acy (tak mówią o sobie dziennikarze radia) odpowiadają na pytania żaków, zadane mejlowo i przez komunikator internetowy. W tle słychać indie pop rock zespołu Yeasayer i taneczne dźwięki od Jamiego Lidella. Bo Akademickie Radio LUZ, prócz tego, że ma "studencką misję", gra też muzykę, której nie można usłyszeć (nie tylko o poranku) nigdzie indziej we Wrocławiu, czyli: dużo przystępnej, pozytywnej alternatywy. W "Grze wstępnej" można też posłuchać rozmów z zaproszonymi gośćmi. Nie zawsze jest łatwo.

Po południu nie ma ze mnie żadnego towarzyskiego pożytku

- Kiedyś zaprosiłem do studia członków pewnego zespołu, może nazwę przemilczę. Odpowiadali na pytania mniej więcej tak: nie, tak, nie wiem, może ktoś inny powie. Wyszło na to, że nasza roz-mowa była moim wielkim monologiem - śmieje się Jan Prociak, prywatnie student stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim.
- Zadanie poranka jest proste: ma zaskakiwać, bawić i przyciągać uwagę słuchacza - dodaje Maciej Przestalski (student dziennikarstwa na UWr), który wraz z Marcinem Czernikiem też prowadzi radiowe poranki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To z nimi codziennie budzi się miasto - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska