Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drzwi do Kiepskich i trzy miliardy miłości

Jacek Antczak
"Świat według Kiepskich"
"Świat według Kiepskich" Tomasz Hołod
O życiu i pracy w ATM-ie, największej w Polsce fabryce seriali, teleturniejów, reality i talk-show pisze Jacek Antczak

Czołówka
Ulica Dwa Światy 1. Jerzy Kowalczyk ma z sześć telewizorów. Czarno-białych. Na pierwszym widzi kontener, w którym zamknięta była Jola Rutowicz z bokserem Albertem Sosnowskim ("Big Brother" 4 i 5).

Na drugim namiot, czyli parking dla helikoptera, którym latała Kasia Cichopek. Na trzecim gigantyczne studio, w którym tańczy Katarzyna Glinka, uśmiecha się Krzysztof Ibisz, a Zygmunt Chajzer odkrywa najgłębiej skrywane sekrety ludzi ("Tancerze", "On i Ona", "Moment prawdy"). Na czwartym domek, w którym mieszkali gladiatorzy i z setka barmanów i barmanek, w tym Doda ("Dwa światy", "Gladiatorzy", "Amazonki", 6 edycji "Baru").

Na piątym i szóstym korytarze starego, 10-letniego studia, na którego portierni ochroniarz Kowalczyk urzęduje od lat. Ale dopiero niedawno wziął autografy "od Andrzeja Grabowskiego i pana Boczka" (dziś "Świat według Kiepskich", wcześniej "Życiowa szansa" i "Awantura o kasę").

Kamery przemysłowe ATM-u nie obejmują "Pierwszej miłości". Powstaje kilometr dalej, w przerobionych na studio magazynach po cukrowni, PGR-ach i zamku templariuszy. W posiadłości, której właścicielami są Dorota i Tomasz Kurzewscy, podobnie jak całego ATM-u. Nie sięgają też do kręconej w plenerach Wrocławia "Licencji na wychowanie", ani do Gdańska czy Sandomierza, gdzie ATM kupił sobie "Rancho" i "Ojca Mateusza" - oczywiście w pakiecie z produkującymi je firmami.

Kiepscy jadą do Moskwy
Dwa Światy 1, pierwsze piętro. Edward Wojtczak ma w pokoju cztery telewizory. Podłączone do komputerów i stołów mikserskich. Ogląda na nich tylko dwa seriale. Od rana do wieczora. Właśnie leci "Świat według Kiepskich". Ale jakiś dziwny. Na jednym ekranie "Kiepski" z Gnatowskim otwierają skrzynię pełną skarbów. Wokół zielono. Grają w greenboksie. Na drugim jest tylko jaskinia. Bez aktorów.

Wojtczak łączy nagranie ze studia z animacją na trzecim telewizorze. W marcu montuje odcinki ze zdjęciami ze stycznia, które obejrzymy w kwietniu. Za godzinę "Przeterminowani", w którym Kiepscy będą tworzyć telewizję marzeń, będzie gotowy i zabierze się za 1087. odcinek "Pierwszej miłości" (ta nie ma tytułów, tylko numerki). Już czeka w telewizorze nr 4. "Pani mąż żyje, jest we Wrocławiu" - słyszę, jak oznajmia jedna z bohaterek. Chyba chodzi o Stasiaka - oj, będzie się działo.

Człowiek lubi oglądać telewizję i jeszcze od 25 lat mu za to płacą - śmieje się montażysta ATM

Zanim "Kiepscy" trafią do widzów, Wojtczak musi wysłać ich do Moskwy. Odbiera ich (z komputera) tadżycki artysta Achmed Bakajew. Ma trzy dni na skomponowanie muzyki. Potem jeszcze tylko udźwiękowienie, dodanie czołówki, forszpanu (co w następnych odcinkach), zaszpanu (co było w poprzednich), przegląd techniczny (czy nie za blado) i taśma - dysk jedzie do Warszawy. Jeśli pani kolaudantka z Polsatu ma jakieś uwagi - na przykład, że Halinka raz ma rękę wyżej, a po chwili niżej - "Kiepscy" na chwilę wracają do Bielan, a montażysta nanosi poprawki.

Edward Wojtczak jest z "Kiepskimi" i "Pierwszą miłością" zupełnie sam. Od początku (12 i 6 lat). Z aktorami widuje się na imprezach firmy, z reżyserami rzadko - scripterka już na planie zaznacza, które duble są OK.

- Nudno? Absolutnie nie. Człowiek lubi oglądać telewizję i jeszcze od 25 lat mu za to płacą - śmieje się montażysta, który jest w ATM od zawsze. - Pewnie, że znajomi pytają, co będzie dalej. Ostatnio wszystkich nurtuje, kto zabił doktora Stasiaka? Nic nie ujawniam, niech oglądają. Co za frajda czytać kryminały od końca?
Regał z "Kiepskimi" (400 odcinków) i "Miłością" (1100) zajmuje całą ścianę montażowni. W komputerze wgrany jest materiał z 15 odcinków. Każdy z nich ma jakieś 8 godzin, czyli będzie z 10 terabajtów, czyli bilionów bajtów.

1300 metrów od ul. Dwa Światy, wieś Ślęza. Ireneusz Engler wpatruje się w trzy telewizory. Kiedy krzyknie "akcja", "Pierwszą miłość" ogląda na żywo. Z trzech kamer. Dwie są do zbliżeń - oddają emocje na twarzach bohaterów, trzecia, ruchoma, ogarnia wszystko, co dzieje się w pokoju - dynamizm, dramaturgia... Treść.

- Niestety, nie oglądamy "Pierwszej miłości" w telewizji. Nie mamy czasu, bo od poniedziałku do piątku ją kręcimy - tłumaczy się jeden z trzech reżyserów serialu. On i Dominik Matwiejczyk są stacjonarni. Pracują "na wiosce", w "folwarku Ślęza", Krzysztof Łebski z drugą, 30-osobową załogą "kręcą" się po całym Wrocławiu, ważnym bohaterze "Miłości".

Ekipa jest dwa miesiące dalej, żyje innymi wydarzeniami niż widzowie

- Na tych monitorach nie możecie pooglądać? Co z tym Pawłem, czy to on zabił doktora Stasiaka? - próbuję się dowiedzieć, chodząc po mieszkaniu Pawła i Marysi, których dziś nie ma na planie.
- My jesteśmy dwa miesiące dalej, żyjemy już innymi wydarzeniami niż nasi widzowie. O, zaraz nastąpi rewolucyjny zwrot akcji - zaciekawia reżyser ekipy, która ma przewagę nad plenerową. Nie mokną i nie pracują na nocną zmianę. We wnętrzu nie pada deszcz, a wieczorne zdjęcia robią o świcie, po wyłączeniu oświetlenia za tekturowymi oknami.

- W życiu Patryka Skalskiego pojawi się dziecko. Za chwilę kręcimy z jego synem pierwsze sceny… - tłumaczy reżyser. Obok stoi prawdziwa mama, przejęta debiutem 10-latka i spotkaniem z Patrykiem, którego widzi pierwszy raz w życiu. Na żywo.

- Który odcinek dzisiaj kręcicie? W telewizji dziś leci 1083., Paweł będzie uciekał z więzienia.
- Zobaczmy... Nagrywamy sceny z 1100., 1109., 1096., 1103. i 1112 - wylicza Ireneusz Engler.

Seriali nie kręci się po bożemu, tylko obiektami i aktorami. Żeby nie tracić czasu na przenoszenie kamer, świateł i okablowania z "mieszkania do mieszkania". I żeby aktorzy nie przyjeżdżali do Ślęzy na godzinkę, tylko odpracować "dniówkę". Jak w fabryce.

- Fabryka seriali? Nie brzmi najpiękniej, ale na całym świecie w takim "przemyśle" pracują teraz scenarzyści, aktorzy, reżyserzy i specjaliści z najwyższej półki. Dlatego wypuszczają produkty "first class", które oglądają miliardy ludzi - tłumaczy Engler.

Andrzej Baworowski, który wie o ATM-ie wszystko, dlatego jest odpowiedzialny za to, co jeszcze nieznane, czyli najnowsze projekty, oblicza, że tylko "Pierwszą miłość" obejrzały już ponad 3 miliardy Polaków. Średnio 3 miliony widzów razy 1083. Jeśli dodać do tego 6 milionów na każdy odcinek "Rancza", "Ojca Mateusza", "Momentu prawdy" itd., to ich produkcje oglądają 2 miliardy Polaków rocznie.

- Ja się buchalterią nie zajmuję, moim zadaniem jest, by aktorzy grali pięknie, a w tej "fabryce" wszystko było świetnie zorganizowane - wyjaśnia Ireneusz Engler, nie mogąc się doliczyć, ile nakręcił odcinków.

Za to Łukasz Dziemidok pamięta. W "Kiepskich" grał dwa razy - kowboja z samogrającą gitarą i studenta założonej przez Ferdynanda Szkoły Picia Wódki. W "Fali Zbrodni" też dwa: raz tu, w pobliżu, na drodze z Magdą Schejbal odnaleźliśmy rozbitą ciężarówkę z uranem. Rekwizytorzy wzięli ją z jakiegoś szrotu, a pirotechnicy mieli poddymić. Ale przesadzili i naprawdę się zapaliła. Jarała się tak, że przyjechała prawdziwa straż z policją. Reżyser krzyczał: "Kręcimy, kręcimy!", a operator, zamiast zmykać gdzie pieprz rośnie, siedział na pace płonącego wozu i nie wiedział, co się dzieje - opowiada Łukasz.
W innym odcinku, tym razem na farmie pod Mirkowem, został najpierw przyduszony twarzą do betonu przez prawdziwych antyterrorystów, którzy zbyt przejęli się rolą w serialu, a chwilę "miał zaszczyt" zostać zastrzelonym przez komisarza Szajbę, czyli Mirosława Bakę.

W "Pierwszej miłości" Dziemidok też jest drugi raz. Na początku dostał rolę Lalusia, kumpla głównych bohaterów, a po dwuletniej przerwie, od jakiegoś 500. odcinka powrócił do serialu jako Patryk Skalsky.

- Jestem wrocławianinem, mieszkam w Warszawie, a pracuję… we Wrocławiu. Bywa, że wstaję o 5 rano, wsiadam w samochód, jadę na plan. Zrobiłem na trasie S8 dopiero 70 tysięcy kilometrów, bo jak się łapię na tańsze bilety, to przylatuję samolotem - opowiada (jako Łukasz).

Najciekawsze pomysły fanów seriali trafiają do scenariusza i na ekran

"Patryka" wołają już na spotkanie z synem, więc dodaje tylko, że jego postać trafiła do czołówki i ma nadzieję, że scenarzyści nie każą mu znów jechać do Stanów. - A to, że Patryk będzie znów z Emilką, czyli Anią Ilczuk, zawdzięcza widzom - "plotkuje" o jego filmowym związku Magda Wujec, kierowniczka biura serialu. Logistyka oper mydlanych przewiduje śledzenie przez scenarzystów forum stron internetowych serialu. Po odsianiu bzdurnych komentarzy, najciekawsze pomysły fanów trafiają do scenariusza i na ekran.

- A jak jakiś zwariowany reżyser teatralny każe się Ani albo Kindze Preis z "Ojca Mateusza" ogolić się na łyso? - intryguje mnie, jak twórcy serialu dają radę z rozchwytywanymi gwiazdami.
- To nakładamy im peruki - reżyser patrzy na mnie z politowaniem.

W telewizji Paweł trafi dziś do więziennej izolatki. Z planu już dawno zniknęła. Scenografowie zbudowali ją w środku szpitala ze dwa miesiące temu. Teraz natykam się tam na dziecko w inkubatorze. Bardzo jest ciche.

- Na lalkę nie ma zbliżeń, nikt jej nie rozpozna - śmieje się Magda Wujec, gdy przechodzimy przez drzwi do "Oddziału Ginekologicznego", a trafiamy do baru BarBarian. Ta knajpa była własnością Ewy Skibińskiej, dziś Oli Zienkiewicz, tzn. postaci, które grają. Graffiti na ścianach to dzieło scenografów, grafficiarze tylko grali sprejowanie. Za to wymaźgane markerami wyniki meczów Śląska Wrocław na tyłach dekoracji to prywatne dzieło ekipy. Siedzą tu od kilku lat, więc gdy nie grają, to… grają sobie w wisielca albo robią zakłady, jak zagra Śląsk.

Tancerze ze stolarni
W telewizorach kilku milionów jeszcze przez osiem niedziel pojawiać się będą "On i Ona". Tymczasem Piotr i Agata Rubikowie, Dariusz Michalczewski czy Grażyna Wolszczak nie poznaliby studia, w którym opowiadali Ibiszowi i Młynarskiej o sekretach swoich związków. Rekwizytorzy właśnie składają widownię, na której oklaskiwali ich "wynajęci" widzowie zachęcani do tego przez profesjonalnych warmuperów.

- Właściwie "podgrzewacze" raczej uciszają, bo publiczność na ogół wie, kiedy w teleturnieju czy talk-show bije się brawo - tłumaczy Baworowski. - Ale czasami trzeba wskazywać, kiedy brawa powinny być długie i wiwatujące, a kiedy mogą trwać tylko kilka sekund, by nie zagłuszyć słów gwiazd.

Publiczność talk-show dostaje dniówkę. Jak statyści w serialach. Bo są częścią show. Gdyby liczyć na zaproszonych na plan "dobrowolnych" fanów w czasie deszczowego dnia, można by potem zobaczyć w tv puste miejsca na widowni. A tak wiadomo, że piękne dziewczyny, które siedzą za Maciejem Maleńczukiem, nie wyjdą z programu w trakcie, gdy mówi coś szokującego.
Studio, gdzie powstają "On i Ona" czy "Moment prawdy", jest ogromne, choć to… pół studia. Za "dźwiękoszczelnym przepierzeniem" złożonym z 40 półtonowych brył (wynalazek inżyniera Juliusza Iphorskiego, testowany na Politechnice Wrocławskiej) jest stara fabryka. 7 kwietnia znów tchną w nią życie Marcin Dorociński, Natalia Lesz, Magda Walach i inni "Tancerze". To największa scenografia w Polsce.

Nad płytami, z których, jak z gigantycznych klocków Lego, scenografowie złożyli kilkupoziomową konstrukcję sali prób, szkoły tańca, schodów, pomostów i innych pomieszczeń, gdzie rozgrywa się akcja serialu, pracowało przez 6 tygodni czterdziestu chłopa z tartako-stolarni w Szalejowie pod Kłodzkiem.

Dochodzimy do muru widocznego zza okien fabryki. Okazuje się wielgachną fototapetą. - "Tancerze" to skomplikowane i kosztowne przedsięwzięcie. Pierwsze serie nie miały może 10-milionowej publiczności, ale zafunkcjonowały całkiem fajnie. Trzeba pamiętać, że to opowieść o uczuciach zawartych w sztuce tańca i ich głównym tematem nie jest, jak w niektórych serialach, robienie herbaty - tłumaczy Baworowski.

W hali nie ma reżyserki. Nie, nikt nie zapomniał, zamiast tego powstał wielki garaż. To na najnowszy nabytek, wóz transmisyjny do realizacji programów w technologii HD. Mercedes wielkości tira, z którego steruje się 16 kamerami i całym tym światem seriali i talk-show. ATM dostał na te supernowości 30 milionów dotacji z Unii Europejskiej. Za to "superstare" drzwi do mieszkania Kiepskich są za darmo. Kiedy rozbierano kamienicę przy Podwalu, gdzie powstało pierwszych 70 odcinków, ekipa zabrała je ze sobą na Bielany. Grają w sitcomie do dziś.

"Tancerze" to skomplikowane i kosztowne przedsięwzięcie

Na początku ATM produkował filmy dokumentalne. Scenariusz dokumentu o fabryce seriali mógłby wyglądać tak:
Scena 1. Dwudziestoletni Dorota i Tomek Kurzewscy obserwują ze swojego pokoju w Arce, akademiku Akademii Rolniczej, jak na dachu montuje się nadajnik pierwszej w Europie Wschodniej prywatnej telewizji. Jest wiosna, rok 1990. Zbliżenie: Telewizja nadaje pierwsze programy z ich pokoju, a oni stają się pierwszymi pracownikami Echa. On nosi kable za operatorem. Szybko awansuje. Na operatora. Cięcie.

Warszawa, 30 kwiecień 2010, giełda. Prezes Tomasz Kurzewski i prokurent Dorota Kurzewska komentują roczne wyniki spółki ATM Grupa. Inwestorzy są zadowoleni: największy niezależny producent w Polsce ma już ok. 18 procent wartego blisko miliard złotych rynku telewizyjnego.
Scena 2. Zbliżenie na Andrzeja, Tomasza i Mariusza. "To może ATM?". Tak będzie się nazywać ich firma - decydują Ziemiański, Kurzewski i Piesiewicz w 1992 roku.

Ujęcie na znanego pisarza fantasy. Ziemiański wybiera karierę literacką, odchodzi z firmy. Mariusz Piesiewicz nie rozstaje się z kamerą. Znakomity operator, od pierwszego odcinka robi zdjęcia do "Świata według Kiepskich" i "Fali zbrodni". Umiera nagle, na planie serialu, w 2005 roku. Cięcie.
Marzec 2010. Dorota i Tomasz Kurzewscy kupują w kiosku "Forbesa". Znajdują się… na 89. miejscu listy najbogatszych Polaków.

Scena 3. Do toalety na korytarzu kamienicy przy Podwalu wchodzi Andrzej Grabowski w zielonych dresach i z piwem "Wrocławski Full". Jest rok 1998. ATM rozpoczyna produkcję sitcomu. Jeden z odcinków ogląda 12 milionów Polaków. Cięcie.

"Ojciec Mateusz" w trakcie spaceru po Sandomierzu dowiaduje się, że tak jak jego gosposia, Kinga Preis, stał się właśnie wrocławianinem. W 2009 ATM kupuje 100 proc. udziałów producenta tego serialu.
Scena 4. Na Bielanach Wrocławskich powstają domki dla rodzimych reality show i wielkie studio. Cięcie.

2009. ATM stawia obok 4 razy większe studio, 2400 metrów kwadratowych. Kurzewscy mają biuro na 1. piętrze.

Może ATM kupi od Amerykanów licencję na polską wersję

Scena finałowa. Lipiec 2015. David Caruso i William Petersen przechodzą ze SPA w powozowni do hotelu w wieży, gdzie 600 lat temu składowali swoje skarby templariusze. W majątku Ślęza ćwiczą dialogi, bo za chwilę przejadą do studia. Mają gościnnie zagrać w 1. odcinku serialu "CSI: Kryminalne zagadki Wrocławia". Może ATM kupi od Amerykanów licencję na polską wersję. W najbliższych planach są przecież międzynarodowe produkcje serialowe i talk-show z udziałem największych światowych gwiazd. Cięcie.

Zdjęcia lotnicze na folwark Ślęza i studia w Bielanach. Ujęcie w szerokim planie pokazuje, że miasteczko filmowe istnieje i rozbudowuje się naprawdę, to nie są animacje komputerowe serialu SF, tylko dokument, czyli samo życie. Chociaż akurat tego serialu nie kręci ATM.

Tyłówka
- Czy one, te gwiazdy, brudzą? - wychodząc z ulicy Dwa Światy zagaduję Ryszarda Mielczarka. Od 8 lat wstaje o 5, dojeżdża do Bielan z okolicy i sprząta teren ATM-u.

- Najbardziej to nie lubię gwiazd, które lubią łuskać słonecznik. Strasznie trudno się to sprząta. A "Tancerze" zostawiają najwięcej butelek. Piją mineralną do połowy, rzucają gdzie popadnie i biegną do studia - mówi pan Ryszard, który jako jedyny martwi się, że "fabryka ATM" tak się rozwija.

- Coraz więcej tych hektarów do sprzątania. Kiedyś to się sam wyrabiałem, teraz już nie daję rady, a na statystę do serialu to się chyba nie nadaję...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska