Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Chłopak z ulicy Mickiewicza

Michał Sałkowski
Adrian Błąd w meczu inaugurującym wiosnę w lidze z Piastem Gliwice. Zaciętość i olbrzymia wola walki to jego atuty
Adrian Błąd w meczu inaugurującym wiosnę w lidze z Piastem Gliwice. Zaciętość i olbrzymia wola walki to jego atuty Piotr Krzyżanowski
Adrian Błąd, wychowanek Zagłębia Lubin. Drabina kariery: od trampkarzy po salony ekstraklasy

W Polsce utarło się złudne i śmieszne przekonanie, graniczące zresztą z mielizną poglądową, że piłkarz w wieku 23-24 lat jest szczytowo perspektywiczny i zdatny do oszlifowania. W wielu klubach w teorii uznano to niby za wierutną bzdurę, ale w praktyce nikt nie pojął (czytaj: nie dawano nam zbyt wielu przykładów), że młody, perspektywiczny, to może być 18-19-latek. A najlepiej jeszcze z miasta, które klub reprezentuje. Czyli wychowanek w pełnokrwistym wydaniu.

W Zagłębiu, piłkarzy, którzy spełniają te warunki, jest sporo. Lwia część z nich to mistrzowie Polski juniorów sprzed roku. - On był jednym z najrówniejszych piłkarzy z tej mistrzowskiej ekipy - mówił trener Adam Buczek, szkoleniowiec złotej jedenastki Zagłębia. Błędem było więc go nie docenić.

Pierwsze koty...
18-letni Adrian Błąd zadebiutował w barwach Zagłębia w ekstraklasie . Był 21 sierpnia 2009 r., mecz 4. kolejki z Ruchem Chorzów. Błąd zmienił w 79 minucie Michała Golińskiego. Chwilę potem kąśliwie uderzył, nastawiając celownik na okno bramki Krzysztofa Pilarza. Minimalnie chybił. Zdążył jeszcze parę razy odważnymi wślizgami powalczyć o piłkę w środku pola. Z trybun oglądało go ponad 7000 kibiców, w tym rodzina i rzesza kolegów z ulicy Mickiewicza w Lubinie. Debiut napawał optymizmem, Zagłębie jednak wtedy przegrało 0:1. Niedługo potem z siodła wyleciał ówczesny trener Andrzej Lesiak. Jego czas w Lubinie zamienił się w strefę konfliktu. Paradoksalnie okazało się, że każdy zostawia po sobie jakiś pozytyw.

Po pierwszym razie...
- Miałem spokojny sen po tym debiucie, jakoś szczególnego podniecenia nie było. Myślałem już o następnym meczu: czy dostanę kolejną szansę, jak długo zagram? - tłumaczy Błąd. Choć tajemnicą poliszynela jest, że ten kilkunastominutowy epizod oglądał kilkanaście razy. O koński paznokieć, a miałby dzień konia, okraszony pięknym trafieniem. Rodzina widziała ten mecz, szczególnie zadowolona była wtedy babcia. Można mnie było obejrzeć w telewizji, potem przeczytać w gazecie. To miłe uczucie. No i kumple z osiedla, którzy przecież swego czasu też w Zagłębiu w piłkę grali, mówili do mnie, bym jak najdłużej i najlepiej ciągnął ten wózek, by to nie był tylko jeden epizod w swoim klubie - wspomina.

Będę dawał z siebie więcej niż maksa, żeby to jakoś porządnie wyglądało

Błąd zagrał do tej pory 9 spotkań w ekstraklasie (większość w roli jokera). Jeszcze jesienią dostał od Franciszka Smudy szansę m.in. w starciach z Legią czy Wisłą. A wiosną wystąpił od początku w spotkaniach z Piastem i Ruchem Chorzów.

- Potem nie rozwlekałem już debiutanckiego starcia z Ruchem, bo było przegrane. A wiadomo, że to żadna przyjemność oglądać i rozpamiętywać porażki w nieskończoność. Tak teraz to można analizować i oglądać, analizować na spokojnie. Mamy wyniki, dobrą grę. A te zwycięskie spotkania mobilizują nas do jeszcze większych wysiłków, do lepszej pracy - tłumaczy.

Ale w ostatnim meczu z GKS-em zagrał jedynie czterominutowy epizod, tuż przed napisami końcowymi. - Podłamany? - pytamy. - Nie. To nawet dobrze, bo odpocząłem sobie psychicznie, presja musiała ze mnie zejść. Spojrzałem na to wszystko z boku i teraz już pewne rzeczy będę inaczej na boisku rozwiązywał. Będę dawał z siebie więcej niż maksa, żeby to jakoś porządnie wyglądało - mówi stanowczo.
Pieśń o rycerzach
Zagłębie. Cztery zwycięstwa z rzędu. Łącznie wiosną 13 punktów w 5 meczach. Rywal z Wrocławia w tabeli prześcignięty. Skąd ta passa? - Dużo czynników na to wpływa. Zaczynając od bardzo dobrze przepracowanych zgrupowań zimowych w Turcji i Szklarskiej Porębie, a kończąc na dobrej atmosferze w szatni. Ta dobra atmosfera buduje nas mentalnie i stąd się biorą te wyniki. Wkładamy nogę na ryzyku. Nikt z nas nie odpuszcza. Podczas meczu każdy z nas pewnie by za drugim w ogień skoczył - mówi zbudowany.

No to jak to się zaczęło, panie Błąd? Czy mały Adrian miał zostać piłkarzem, już dzieckiem w kołysce będąc? - Ojciec, już jak miałem roczek, kupił mi skórzaną piłkę. Więc wiadomo było zawczasu, co będę robił. A że dobrze to się rozwija? Całkiem dobry wybór - mówi.

- A sama dzielnica w Lubinie. Ulica Mickiewicza czy w ogóle osiedle Staszica. - Teraz zrobili tu boiska ze sztuczną nawierzchnią, kiedyś były betonowe boiska. Jak się było dzieckiem, to się wiecznie - dzień w dzień - poobijanym wracało z boiska. Mama głowy nie suszyła. Wprost przeciwnie. Cieszyła się, że nie zajmuję się jakimiś głupotami, tylko mam rozrywkę. Chwaliła. Do dziś nic się nie zmieniło - śmieje się.

A jego śladami idzie już młodszy brat Wojtek. - Rocznik 1997. Trampkarze Zagłębia. Obrona lub pomoc. Lewa noga, czyli deficytowy towar na rynku. Prowadzi go teraz trener Stańczyk. Teraz jest ciężko określać, czy z tej mąki będzie chleb. Czas pokaże. Gra w juniorach to jest naprawdę wielka przyjemność. Człowiek się może i dobrze bawić, i rozwijać. Ale już jak człowiek wejdzie na ten najwyższy szczebel, seniorski, to zostaje ciężka praca nad sobą. Bezwarunkowo. Jak wolę walki będzie miał i zapał do gry w piłkę, to powinno być dobrze. Będzie dobrze - mówi starszy brat Adrian.

A prezes powiedział
- Po rozmowach z właścicielem - KGHM - jasno stwierdziliśmy, że zamiast wynalazków damy szansę wychowankom. Bo to rozwiązanie na dłuższą metę. Nie na pół gwizdka i z ryzykiem źle wydanych pieniędzy. W Zagłębiu dostaną w końcu szansę młodzi piłkarze stąd. Tacy jak choćby Adrian Błąd czy Arek Woźniak, chłopaki z ul. Mickiewicza w Lubinie - mówił prezes miedziowych Jerzy Koziński.
- Prezes chce stawiać na młodych. Ale jest w Zagłębiu masa talentów, nawet wychowanków. Jest na przykład Ariel Famulski, jest Tomek Wasilewski. Każdy z tej drużyny może otrzymać kiedyś swoją szansę, bo należy im się taka możliwość. Trzeba tylko pracować. Dziś padło na nas i to cieszy. I trzeba walczyć, żeby swój czas jak najlepiej spożytkować - mówi Adrian.

Zaczynałem od roli napastnika. Później trafiłem na pozycję... ostatniego stopera

A rzucano go za młodu po różnych pozycjach. - Zaczynałem od roli napastnika. Później trafiłem na pozycję... ostatniego stopera. Biorąc pod uwagę moją dotychczasową przygodę z piłką, można powiedzieć, że praktycznie grałem na wszystkich pozycjach. Prócz bramkarza - opowiada.

Relaks a święta
To będą jego pierwsze święta poza domem, poza Polską. Czy woli jaja malować, czy jaja sobie robić? - pytamy. - Jadę na kadrę U-19, spotykamy się w Warszawie, potem lecimy do Irlandii. To pierwsze moje święta poza domem. Ale, jak trzeba być pod bronią... A Wielkanoc to największe święta w naszym chrześcijańskim kraju, więc trzeba będzie je uświetnić. Na miejscu z chłopakami z kadry będziemy coś organizować. No i śmigus-dyngus, chlapnięcie obowiązkowe - śmieje się miłośnik PlayStation. Króluje FIFA10. - Z Damianem Dąbrowskim, Patrykiem Bryłą czy Arkiem Woźniakiem gramy. Nie ma zasady, że gramy tylko po zwycięskich meczach w lidze, a w innym przypadku to albo krócej, albo wcale. Nie mogę tak powiedzieć, bo w FIFĘ gramy... zawsze, a poza tym ostatnio wszystko w lidze wygrywamy - puentuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska