Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sen nocy letniej - prawdziwy honor dla Szekspira!

Krzysztof Kucharski
Reżyserka ateński las ze sztuki Szekspira zamieniła na plan filmowy
Reżyserka ateński las ze sztuki Szekspira zamieniła na plan filmowy Mateusz Wajda/Teatr Polski
Po premierze "Snu nocy letniej" w Teatrze Polskim we Wrocławiu w reżyserii Moniki Pęcikiewicz

Gdyby nie Pęcikiewicz Monika, publiczność by nie wiedziała, że łaził po tym bożym świecie taki prostak i grafoman Szekspir William z Albionu. Czy on jest w jakiejś encyklopedii? Na pewno do encyklopedii trafi ta reżyserka, gdy wszystkie dzieła owego teatralnego nieudacznika poprawi. Na razie we Wrocławiu udoskonaliła dwa: "Hamleta" i "Sen nocy letniej". Przed nią kupa roboty!

W napisach końcowych na pierwszym miejscu pojawia się to angielskie nazwisko. Teraz jest taka moda, że po niektórych spektaklach przed ukłonami wyświetlają, co oglądaliśmy, kto to napisał, itd... To w razie czego, gdybyśmy się zdrzemnęli. To sygnał, że obudziliśmy się między serialem telewizyjnym i sitcomem, więc będziemy mogli pobić sobie brawko jak w telewizorze z off'u albo wypić piwko. Świat Kiepskich.

Chciałbym tutaj jeszcze pokreślić skromność wspomnianej artystki. Swoje nazwisko na ekranie utkała gdzieś między tym Shaketamjakoś, a dyrektorem Mieszkowskim Krzysztofem. To nie koniec zasług. Gdyby odważnie nie napisała, że to, co oglądaliśmy premierowego wieczoru w ostatni weekend na dużej scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu naskrobał i naślinił ten William na Szy, to nikt by się nie domyślił. Naprawdę.

Gdy oglądamy kluczową dla idei tego przedstawienia scenę Wielkiej Kopulacji wszystkich ze wszystkimi (nie wiadomo dlaczego nie biorą w tym udziału teatralni maszyniści i reszta ekipy realizatorów), to po pierwsze otrzymujemy sygnał, że ten może trochę niesłusznie poniżany przeze mnie obcy autor, nie miał możliwości na przełomie XVI i XVII wieku tak przedstawić problemu, bo była okropnie surowa cenzura obyczajowa. My Polacy w takim artystycznym ujęciu nadrabiamy zaległości wobec Europy.

Na planie jest dużo mięsa, obraz środowiska wypranego z wszelkich zasad i uczuć

Przepraszam, czy dziś u nas w którejś polskiej szkole uczą ars amandi? No? Nie. Jestem przekonany, że nauczyciele z gimnazjów powinni przyprowadzić swoich wychowanków, żeby te dzieciaki zobaczyły to, co znają z autopsji i z telewizji w teatrze na scenie. Trzeba młodzików zarazić prawdziwą sztuką. Można by tę scenę wyjąć ze spektaklu i pokazywać na zajęciach pozalekcyjnych.

Nie ma w tym nic wulgarnego. To, po prostu, różne pozycje w technice gimnastycznej. Osobnym mistrzostwem świata jest orgazm z kanapą królowej Tytanii po wcześniejszym powąchaniu męskich gatek. On (ten orgazm) rozszerza nasz erotyczny horyzont i przejdzie nie tylko do historii teatru , ale też fetyszyzmu. Przypomnijmy, że ta sama aktorka w "Ziemi obiecanej" osiągała orgazm z perkusją. Mogę dać słowo honoru, że są to nawet w dzisiejszych zdegenerowanych czasach wyczyny niezwykłe.

Liczna ekipa światłych umysłów skupionych wokół geniuszu Pęcikiewicz Moniki potrafiła przez parę miesięcy zmajstrować taki chaos artystyczny, który wspaniale ilustruje twórców nowego polskiego teatru. Pokazuje z kim mamy do czynienia. Ekipa zdeklarowała, że spojrzy na tekst grafomana przez filtr planu filmowego nudziarza Felliniego, który robił te swoje, pożal się Boże, filmy bez jaj.

Na planie filmowym w teatrze Pęcikiewicz Moniki mamy naprawdę dużo mięsa. I nie chodzi o to, że aktorzy z jakichś powodów bez przerwy się ubierają i rozbierają, wkładają majtki i ściągają, co jest głównym motywem artystycznym rytmizującym to przedstawienie, bo innych rytmów nie ma. Proszę sobie nie wyobrażać jakiejś obsceny. To obraz środowiska wypranego z wszelkich zasad i uczuć.

Ten nowy teatr uczuć nie pokazuje, nie dba o estetykę. Pokazuje, tak jak jest - 1:1. Narzeczony przestał interesować się narzeczoną, bo znalazł nową, to tę byłą wyzywa od najgorszych, poniewiera i traktuje z kopa jak bracia menele spod śmietnika. Młoda publiczność ryczy ze śmiechu i bije brawo. Zna to z podwórka. Artyści są tacy sami jak oni. Zwykli ludzie. Swoi.

O co chodzi w tym spektaklu? O nicość, brak granic, poszukiwanie ekstremalnych przeżyć. Fabuły tu żadnej nie ma. Ekipa filmowa kręci film o tym, że nie ma miłości, a film im się miesza z życiem. Wychodzi całe prostactwo tego przedsięwzięcia. Popatrz, mówią twórcy, jak za duże pieniądze można powiedzieć nic o niczym. Jeśli teatr jest bogaty albo rozrzutny. Nie warto pytać, po co. Bo też po nic.

Aktorzy to wszystko "nic" zagrali. I to całkiem nieźle. Z dużym samoobronnym zaangażowaniem. I tylko oni nie pasują do tego modelowego przedstawiania o nicości. Gdybym był na miejscu dyrektora artystycznego Mieszkowskiego Krzysztofa, bo bym już przed próbami generalnymi klęknął z wielkim bukietem i jakimś wyrafinowanie perwersyjnym prezencikiem (może wibrator) przed reżyserką "Snu nocy letniej" i w te słowa przemówił: - Monisiu, moje ty Słońce nad Zapolską, umiaru się naucz, pokory trochę nabierz, bo nie wszystko, co ci się wyślizgnie z pięknej główeczki ma znamiona geniuszu (większość ma, oczywiście), czasem coś trzeba skrócić i wyrzucić - "zapiec albo za okno" - jak instruował w przepisie na zapiekankę przed laty Marek Pacuła z krakowskiej "Piwnicy Pod Baranami".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sen nocy letniej - prawdziwy honor dla Szekspira! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska