Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Jędra: Z misją olimpijską do Sydney, z wojskową do Libanu (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
Był wicemistrzem świata z Chiangmai (1997) w kat. 108 kg. Był wicemistrzem Europy z La Coruny (1999) w kat. 105 kg. Wreszcie był olimpijczykiem z Sydney (2000). Na podium się tam jednak nie zmieścił (9. miejsce). Nie ze względu na gabaryty, lecz m.in. z powodu kontuzji.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2010 ROKU!

- I to, że nie mam medalu olimpijskiego, do dziś wywołuje we mnie sportową złość i zazdrość. Bo być na igrzyskach a zdobyć na nich medal robi różnicę. Jak teraz siedzę sobie przy kawie czy przy piwie z Sylwestrem Ostrowskim, zastępcą dowódcy zespołu sportowego Wojsk Lądowych, to tak sobie gdybamy, że gdyby pewne rzeczy rozegrać inaczej... Ale trenerem był wtedy Ryszard Szewczyk... Miał facet twardą rękę. Do dziś, gdy słyszę jego głos w słuchawce, to aż mnie ciarki po plecach przechodzą. Choć sporo też mu zawdzięczam. Bo kiedy mieliśmy po dwadzieścia kilka lat, to nie do końca byliśmy rozsądni i normalni - wspomina Jędra.

No więc, które sprawy można było rozegrać inaczej? - Na przykład odpuszczać takie zawody, jak liga czy mistrzostwa Polski. Mój przyczep w kolanie się nadrywał, nadrywał, a ja stosowałem blokady i dźwigałem praktycznie na jednej nodze. Efekt był taki, że urwał się na pomoście w Sydney. I ja wiedziałem, że dokładnie tak właśnie będzie. Baszanowski powiedział wtedy, że pierwszy raz widzi faceta, który wie, co się święci, a próbuje. Ale ja się nigdy nie bałem ciężarów, walczyłem, stąd porównywali mnie do Waldka Malaka. No i chciałem robić to dla kogoś, lubiłem, gdy była widownia - zaznacza wychowanek trenera Burzy Wrocław Leszka Matusza.

Dziś jest Jędra żołnierzem 2. Batalionu Dowodzenia Wrocław w stopniu starszego sierżanta. Pod dowództwem ppłk. Tomasza Majcherka, który ma pod sobą zespół sportowy. Kompania niczego sobie, m.in. z Piotrem Małachowskim, Marcinem Marciniszynem, Sylwią Ejdys czy Eweliną Klocek.
- Ja to mówię, że im więcej potu na pomoście, tym większe ciężary na zawodach. A gdy chodzi o wojsko - im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w polu - kreśli swoją maksymę. Widać, żołnierz z niego przykładny.

Jędra: Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w polu

- Może i po igrzyskach wylizałby jeszcze człowiek rany, lecz centralne ośrodki szkolenia sportowego zostały rozwiązane. Wojsko przestało w nas inwestować, nie było etatów. Trochę się tych zawodników z boku zostawia. Sam musiałem pracy szukać. Pierwsza oferta dla mnie? Dowódca wozu bojowego w Międzyrzeczu - tłumaczy sztangista. Nie skorzystał. Stacjonuje we Wrocławiu, no i stał się misjonarzem. Tzn. przed rokiem spędził pół roku na ONZ-owskiej misji w Libanie.
- Jako dowódca drużyny ochrony. Już nas tam nie ma, Afganistan tylko został. Wielu ludzi uważa, że latamy tam tylko dla kasy, ale dla mnie, byłego sportowca, było to coś więcej. Znów chciałem się sprawdzić w innych warunkach, przekonać, jak zadziała w nich moja psychika. Poza tym to przeżycie, możliwość zobaczenia innego kraju - zaznacza.

Służba została spełniona godnie, również ze sportowego punktu widzenia. - Zajęliśmy w kontyngencie drugie miejsce w konkurencji przeciągania liny. Tylko Ghana była lepsza. Włochami i Belgami to ześmy targali jak szmacianymi lalkami - z du-mą opowiada dzielny wojak. - No i dzieciakom się trochę tamtejszym pomogło. A to się czekoladki oddało z przydziału, a to orzeszki, pepsi - dodaje. Widać więc jak na dłoni, że od maleńkości żyje Jędra ku chwale ojczyzny. - Od dziecka, od kadry juniorów, gdy miało się ten orzełek na piersi, a z tyłu napis Polska, to człowieka duma rozpierała. I nigdy nie dźwigałem w żadnej obcej lidze. Ani niemieckiej, ani włoskiej czy francuskiej! I całe sportowe życie, kurczę, czekałem na ten hymn. Bez skutku. Raz chińska flaga szła w górę, dwa razy ukraińska (Jędra jest także wicemistrzem Europy juniorów 1993 - WoK). Ale doczekałem się w wojsku, przy uroczystościach. I zawsze włosy mi stają dęba, a ciarki przechodzą. Szkoda tylko, że tak długo musiałem czekać - przyznaje z niemałą nostalgią.

Jest Jędra typem kumpla, faceta do rany przyłóż. Choć i sam potrafił przyłożyć w latach młodzieńczych. - Kiedyś, na obozie w Giżycku, miejscowi pomylili nas z zapaśnikami, no i doszło do konfrontacji. Zawsze wróg patrzył na dyskotekach i wybierał tych większych - uśmiecha się olimpijczyk. Dziś można go spotkać m.in. w mającej wzięcie wrocławskiej kawiarni Coffee Planet, gdzie wieczorami pomaga zaprzyjaźnionym właścicielom. A w dzień? A w dzień stara się dołożyć swoją cegiełkę, by dolnośląskie ciężary nie zeszły do głębokiego podziemia.

- Uważam, że gdyby nie Mirek Chlebosz (trener WKS-u Śląska - WoK), to tych ciężarów już by we Wrocławiu nie było. Całe niemal życie im poświęcił. A miasto niewiele się w pomoc angażuje. Brakuje hali do ciężarów i sportów walki. O tych dyscyplinach to w gazetach możemy sobie poczytać. A fajnie byłoby też pójść na zawody. Ja staram się jakoś młodzieży pomagać, wykorzystując swoje znajomości. Miron Bartkowiak, mający delikatesy Parma, ufundował niedawno paczki dla dzieciaków, a Robert Puchała z firmy Astech walizki z narzędziami na nagrody. Nie wspomnę o Andrzeju Mazurze , który jeszcze mi ogromnie pomagał - wylicza wrocławianin.
Ma też Jędra niemałe poczucie humoru. To on zwykł mawiać na spotkaniach z młodzieżą: "Rekord w podrzucie mam 227,5 kg, ale zaokrąglam do 230". A tych spotkań ostatnio jakby więcej. Stał się bowiem Jędra kolejną twarzą prężnie działającej na Dolnym Śląsku Regionalnej Rady Olimpijskiej pod dowództwem Haliny Aszkiełkowicz-Wojno i Mieczysława Łopatki. A że przykładem trzeba świecić, to i nauka w wieku 37 lat nie została zakończona.

- Uczyłem się na marynarza żeglugi śródlądowej, w nieistniejącej już szkole we Wrocławiu. Ale brakuje mi wykształcenia. Maturę będę pisał niebawem, w CK Awans. Czasem słyszę - panie Mariuszu, pan bez matury - ale różnie to się układa, jak 260 dni w roku siedzisz na obozach. Trzeba później od nowa życie układać - zauważa. Podobnie miał choćby Dariusz Michal-czewski. Tygrys skupiał się za młodu na nauce lewego prostego, więc maturę - jak pamiętamy - wywalczył dopiero trzy lata temu.

A jak wygląda od kuchni szkoła ciężarowców? - Ja zawsze mówiłem, że na zupie pomidorowej 230 kg się nie podrzuci. Trzeba się wspomagać dobrymi, dozwolonymi, środkami farmakologicznymi. Tajemnicy wielkiego dźwigania nikt jednak nie zdradzi. Czy to mowa o technice, czy wspomaganiu - wyjaśnia, lecz nie za dużo. A syn Norbert kopie piłkę w Śląsku.

- Dźwigać go nauczyłem, lecz on nie ma tak grubego układu kostnego. Drobniejszy jest, niech więc kopie. Najważniejsze, żeby w bramie nie stał z zaciągniętym kapturem. Za to ja zaczynam się ruszać. Starzy koledzy: Tomek Wałęsa, Zygmunt Zalejski szykują się mistrzostw Polski oldbojów. Ja też właśnie wróciłem na siłownię. Na pierwszym treningu wycisnąłem 140 kg, ważę 115. Ale wyglądam nieźle - dworuje sobie. Tylko tej olimpijskiej blachy mu brak.

Mariusz Jędra

Ur. 16.08.1973, Wrocław. Zawodnik Burzy i Śląska. Olimpijczyk z Sydney. Wicemistrz świata Chiangmai 1997 (kat. 108 kg), wicemistrz Europy La Coruna 1999 (105 kg), wicemistrz Europy juniorów 1993 (91 kg). Rekord życiowy - 407,5 kg. Żona Aldona, syn Norbert (14 lat).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska