Głównie sosny, które pod ciężarem mokrego śniegu pękały jak zapałki. Gdy wołowski nadleśniczy Marek Matus próbuje uświadomić laikom rozmiary klęski, nie mówi o kubikach czy hektarach powalonego lasu, ale przelicza wszystko na sztuki.
- Łącznie, w obu katastrofach, straciliśmy dwa miliony drzew w różnym wieku - mówi. Legniczanom, którzy widzieli zmieciony przez ubiegłoroczną wichurę park w swym mieście, łatwiej to sobie wyobrazić. U nich wiatr położył 801 drzew. W nadleśnictwie Wołów zniszczenia są takie, jakby żywioł unicestwił dwa i pół tysiąca takich parków.
A to przecież tylko część Dolnego Śląska. Poza wołowskim, szczególnie mocno ucierpiały Nadleśnictwa Lwówek Śląski i Złotoryja. W tym drugim, straty spowodowane przez tzw. okiść, czyli obciążający gałęzie śnieg i lód, szacuje się na 25 tys. kubików. To jedna trzecia drewna, jakie pozyskuje się tu w ciągu całego roku. Problem polega na tym, że szkody nie są rozłożone równomiernie na całym obszarze.
- Ucierpiały głównie drzewostany na terenie trzech leśnictw: Olszanica, Okmiany i Jerzmanice-Zdrój. Już wcześniej mocno osłabione przez wichury i korniki - martwi się Jacek Kramarz, nadleśniczy ze Złotoryi.
Łącznie, w obu katastrofach, zniszczonych zostało dwa miliony drzew w różnym wieku
Tak samo jest za miedzą. Okiść zostawiła na ziemi 48 tys. m szęsc. drewna na terenie Nadleśnictwa Lwówek Śląski, ale z tego aż 31-32 tysiące w obrębie leśnictwa Czaple. - Tyle drewna pozyskuje się tu w ciągu pięciu lat - dopowiada nadleśniczy Andrzej Włodawski z Lwówka Śl.
Ciężaru śniegu nie wytrzymały głównie sosny. Rzadziej pękały brzozy lub dęby. W lesie za Olszanicą sterczą z ziemi kikuty pni bez koron. Potrzaskane wierzchołki zwisają nad głową, pozakleszczane między innymi drzewami. Jest niebezpiecznie, dlatego leśnicy apelują o ostrożność. Ze względu na zagrożenie, w Nadleśnictwach Wołów i Legnica obowiązuje całkowity zakaz wstępu do lasu. Drwale uwijają się, by uprzątnąć wykroty i złomy, nim pojawią się jagody, a las zaroi się od zbieraczy.
Drewno trzeba wywieźć jak najszybciej także z innych powodów: kiedy zrobi się ciepło, pnie zaatakuje sinizna, zagnieżdżą się w nich korniki.
- Ściągnęliśmy pod Wołów kilkanaście firm z różnych części kraju, żeby pomogły nam zrobić tu porządek - mówi Marek Matus. - Chcielibyśmy usunąć szkody jeszcze w tym roku.
Dla sprawniejszej organizacji, w Nadleśnictwie Lwówek Śląski, z wielu zakładów usług leśnych powstało konsorcjum, które wycina i wywozi połamane pod Czaplami drzewa.
Według Wojciecha Mazura, naczelnika Wydziału Ochrony Lasu w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu, nie brakuje rąk do pracy.
Pilarze, których spotkaliśmy między Olszanicą a Iwinami, mówią, że tempo jest zabójcze. Tną drzewa już dwa miesiące, uprzątnęli całe hektary, a przy drogach piętrzą się stosy pociętego w metry drewna. Jednak końca roboty wciąż nie widać. Kiedy weszli, w lesie leżał jeszcze śnieg, niemal po kolana. Lada dzień zacznie się wiosna.
Po raz ostatni tak katastrofalna okiść zdarzyła się zimą z przełomu 2005 i 2006 roku. Wtedy jednak ucierpiały głównie nadleśnictwa podgórskie.
Po raz ostatni tak katastrofalna okiść zdarzyła się zimą z przełomu 2005 i 2006 roku
Zimą najbardziej ucierpiały:
Nadleśnictwo Wołów: szkody 40 tys. m sześc. drewna
Nadleśnictwo Lwówek Śląski: 48 tys. m sześc.(w tym Leśnictwo Czaple: 31-32 tys. m sześc.)
Nadleśnictwo Złotoryja: 25 tys. m sześc.
Szkody ogółem na Dolnym Śląsku: 135 tys. m sześc.
Zakaz wstępu do lasu: Nadleśnictwo Wołów, Nadleśnictwo Legnica
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?